czwartek, 21 października 2021

Cóż...

 

Wiatr przeszukuje kieszenie przechodniów, kompletnie nie przejmując się przekleństwami, jakie w jego kierunku ślą ci, których nie stać na walkę. Przedzierają się z mozołem, wbrew żywiołowi, bo gdzieś tam, tkwi kokon ich codzienności. Kapsuła bezpieczeństwa. Pani umorusana tatuażami tak, że ledwie ja widać spoza obrazków przypomina mi pulchne dziewczę w minispódniczce, chwalące się przed światem tatuażami tańczących z aniołami klownów, narysowanych tak wysoko, że ich myśli musiały już ugrzęznąć w gejzerze budzącej się dopiero kobiecości. Zbieram upadłe kasztany i orzechy włoskie, patrzę na kobiety upadłe duchem i chłopców beztrosko rozkopujących kretowiska. Na pana, zawodowo koszącego granitowy chodnik prowadzący do pomnika dawno umarłego władcy okolic. Nie śmiem interpretować bezmyślności rozsiewanych w tramwajowym zgiełku, bo mógłbym zrobić krzywdę nadinterpretacją. Szyszki, mimo wiatru trzymają się kurczowo pępowiny dającej życie. Oddech Boga wygina szyby do wewnątrz. Zamknąłem szczelnie – żeby nie wszedł? Żeby nie molestował mnie? Nie pouczał? Zagłuszam sumienie muzyka dla mas. Może dziś zrozumiem, czemu młodzież odcina się od rzeczywistości słuchawkami? Wolą kwantowy świat od analogu? Wyrafinowaną nierzeczywistość, miast prozaicznej mierzwy? Uśmiecham się z przekąsem – cyfrowa mierzwa pachnie zapewne, zamiast kąsać nozdrza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz