Pomnik spiżowym wzrokiem
penetrował granitową wyściółkę, bez litości koszoną markową (a jakże!) kosą przez
pana pachnącego intensywniej, niż koń świeżo po westernie. Na parkowych trawnikach
spotykają się ci, którym do lasu już nie po drodze, lecz z niegasnącą słabością
do grzybobrania. Dzieci podglądane z zazdrością przez wiewiórki i wrony, przez
znaczące kijami kroki staruszkowych spacerów, przez słońce zlizujące pot i łzy z
umorusanych buź. Wykradam orzechy z więdnących traw, ścigany nienawistnym
wzrokiem czarniejszych od nocy gawronów. Służby rozmaite sygnalizują pilne
potrzeby, więc pozostali użytkownicy drogi tłoczą się na poboczach, lekce sobie
ważąc restrykcyjne wymogi czwartej fali pandemicznych turbulencji i reklamy
pełne łzawych błagań fałszywych przedsiębiorców, odartych ze złudzeń ponad rok
temu. Patrzę wzrokiem nieciężkim, zbyt powolnym dla pancernie odzianego ruchu
komunikacji indywidualnej, bądź zbiorowej. Ja widzę, jak na klony jesień spada
z nieba, zmieniając niedojrzałość zieleni w czerwień krwi gorejącej, w żółć
pulsującej burzy słonecznej, w brąz strawionej masy pokarmowej, z której motyle
wypiły powierzchniową wilgoć. Znów nienawistny dźwięk kosy sugeruje, że jutro mógł
będę przejść suchym kolanem przez ugór miejskiego trawnika, bo za chwilę zostanie
ogołocony do cna i najwyżej po kostkach lizać mnie będzie, gdybym wpadł w
ramiona euforii i wybiegł z domu, nim się w strój odzieję. Wspominam nastolatki
z przystanku autobusowego, usiłujące upodobnić się do klasowych kolegów i tych
ostatnich z kolczykami, włosami odważnie rozpuszczonymi i głosem pełnym perwersyjnej
niewinności, któremu brak domniemania zuchwałości, na jaką stać nawet mnie! A
przecież…
... mi żal ...
OdpowiedzUsuńkażdy dla siebie znajdzie zakończenie tego zdania. jeśli tylko zechce.
Usuń