Starsi ludzie o czołach
ukrytych pod beretami przekradają się pochmurnymi ulicami dyskretnie, jak za
okupacji. Pulchne szczęście przebiegło jezdnię, goniąc tramwaj, który niemal zamerdał
na widok nastoletniej radości. Młoda, przyszła mama ukryła głowę pod czarnym
szalem tak rozpasanym, że można byłoby nim przykrywać sopockie molo burzową
porą. Sroka-miniaturka siedząc na środku ulicy przyglądała się wesołym
przepychankom szkolnej wycieczki kontemplującej pojemnik PCK na odzież dla
potrzebujących. Bernardyn wypakowywał się z bagażnika samochodu, szyszki
pochowały się pod skrzydła ligustrowej geometrii. Chłód skurczył dziewczęce
spodnie tak, że nie tylko kostki, ale i spory kawałek łydki zawodzi nagością między
mankietem, a butem - zaplecione w iksy nogi nie przeszkadzały łkaniu
absolutnie. Parki pociemniały w wilgotnych żółcieniach i brązach, a zieleń
zachowywała się niepewnie, jak nieproszony gość, któremu towarzystwo wyraźnie
dało do zrozumienia, że nie jest mile widziana. Gołębie szpiegują okolice, od
czasu do czasu zapadając w letarg na skrajach dachów. Kosy szukają mroku, by
móc z ukrycia drwić z przechodniów, albo kokietować tych, którym w torebkach
marznie drugie śniadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz