Dzień pełen kontrastów i żywych barw. Powietrze było
tak przejrzyste, że niemal skaleczyć się było można o ostre krawędzie budynków
flankujących widnokrąg. Słońce czochrało się o jakiś las anten, Rzeka wiła się
jak młody zaskroniec i lizała brzegi porośnięte nieoswojoną zielenią. Piękna
pani stała na skrzyżowaniu w bluzeczce, która nie umiała przykryć jej pępka, w
spodniach, które nawet po naciągnięciu nie zdołały dosięgnąć kostek i różowej
kurteczce z rękawami zbyt ubogimi, by dosięgnąć przegubów dłoni. Bielizna
wpijała się w młode pośladki, więc pewnie też się skurczyła. Wszystko było za
małe, może poza butami. Podejrzewałem nawet, że w nocy tak bardzo wyrosła i
teraz podbiegała radośnie, żeby się znajomym pochwalić, jaka jest śliczna. Dobrze, że
nie ja pożarłem bakcyla wzrostu, bo wyglądałbym jak kudłata tyczka do fasoli.
Nie widuję zbyt często tyczek do fasoli, ale fakt, chyba raczej nie bywają kudłate.
OdpowiedzUsuńchyba że wiatr nawieje wiechę ze słomy.
UsuńTo byłby ciekawy widok , taka kudłata tyczka, niekoniecznie do fasoli:-)
OdpowiedzUsuńno proszę... jak mówią - każda potwora znajdzie amatora.
UsuńPrzyjemny taki dzień.
OdpowiedzUsuńpodobał mi się.
UsuńA jednak - tyczki też bywają kudłate...
OdpowiedzUsuń:-)
nawet te w przykrótkich spodenkach?
Usuń