piątek, 16 października 2020

Niegdyś.

 

Dym spowija rachityczny płot, za którym rumienią się jabłonie. Niektóre nadal brzemienne. Zerkam. Widnokrąg łyka mgłę. Wilgoć osiada na krajobrazie podcinając mu skrzydła, żeby nie odfrunął zbyt daleko. Przecież jest u siebie. U mnie, u nas… Czas nawleka na pajęczyny kolejne miesiące. Snuje wątek, jak opowieść, jak sagę, w której tylko ludzie zmieniają się, giną i odnajdują. Świat trwa jak stetryczały żebrak na kościelnych schodach – jest tam zawsze, bez względu na pogodę. Byle ludzie przyszli. Hojni i niepamiętliwi. Zapominam słów, które kiedyś tak chętnie po mnie ściekały. Wspomnienie wygładza kontury, jak woda krawędzie skalnych okruchów. Wczorajsze komary… dziś są motylami.

2 komentarze:

  1. 'brzemienne jabłonie"- koka opium czy inny specyfik ? Rozumiem . Życie bez tego na tym porąbanym świecie by było niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. a jabłuszka to nie jest brzemię, które noszą jabłonki?
    najprostsze rozwiązania najtrudniej dostrzec.
    dodam, że bez takich specyfików żyję i nie czuję się specjalnie zubożony.

    OdpowiedzUsuń