Dym spowija
rachityczny płot, za którym rumienią się jabłonie. Niektóre nadal brzemienne.
Zerkam. Widnokrąg łyka mgłę. Wilgoć osiada na krajobrazie podcinając mu skrzydła,
żeby nie odfrunął zbyt daleko. Przecież jest u siebie. U mnie, u nas… Czas
nawleka na pajęczyny kolejne miesiące. Snuje wątek, jak opowieść, jak sagę, w której
tylko ludzie zmieniają się, giną i odnajdują. Świat trwa jak stetryczały żebrak
na kościelnych schodach – jest tam zawsze, bez względu na pogodę. Byle ludzie
przyszli. Hojni i niepamiętliwi. Zapominam słów, które kiedyś tak chętnie po
mnie ściekały. Wspomnienie wygładza kontury, jak woda krawędzie skalnych
okruchów. Wczorajsze komary… dziś są motylami.
'brzemienne jabłonie"- koka opium czy inny specyfik ? Rozumiem . Życie bez tego na tym porąbanym świecie by było niemożliwe.
OdpowiedzUsuńa jabłuszka to nie jest brzemię, które noszą jabłonki?
OdpowiedzUsuńnajprostsze rozwiązania najtrudniej dostrzec.
dodam, że bez takich specyfików żyję i nie czuję się specjalnie zubożony.