Wróble walczą
o miejsce w gąszczu tui, żeby schować się przed mżawką, którą obrodziło
ostatnio nad miarę. Nawet kolory spochmurniały i zdają się być ochlane wodą –
brudną niestety. Kominy dyszą, oddychają spalinami, wychudzone anteny świecą
nagimi żebrami i płaczą. Wino zdziczałe doszczętnie czerwienieje gubiąc liście,
jakby to czas linienia był. Czarnoodziane niewiasty pod czarnymi parasolami
unoszą resztki nienajweselszych myśli gdzieś, poza widzenie. Dzień wypłukany z
ciepła trwa, kostniejąc na okolicznych trawnikach. Boso przyszedł, zapominając,
że to nie lipiec. Widać mu mama nie mówiła, że marznie się od nóg. Albo
zlekceważył. Balkony, jak bezludne wyspy tkwią pośród oceanu szarej
wilgotności. Może trafi się im lekkomyślny Robinson?
Aż dreszcz przechodzi po plecach od tej namacalnej wilgoci...
OdpowiedzUsuńprzydałby się ciepły ręcznik. i ktoś, kto plecy wytrze...
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńI u nas:
"Już jesień, już liście spadają z jaworów,
Nastaje czas chłodnych i długich wieczorów,
Już ptak odlatuje ku ciepłej krainie.
Co było – nie wróci, co będzie – przeminie."
("Powitanie jesieni" - M. Białoszewski)
Pozdrawiam:)
jak zawsze - cieszy Twoja nietuzinkowa obecność. dziękuję.
UsuńJesień zimna, w pomarańczach nie do zjedzenia, w cytrusach bez kwasu
OdpowiedzUsuńMądry facet z Ciebie Oko
Motywujesz mnie
nie wiem jak, ale skoro tak jest, to chyba dobrze.
UsuńZlekceważył. Mama zawsze mówi...
OdpowiedzUsuńmama zawsze ma rację - prawda? a już na pewno chce dobrze...
Usuńkażdy ma swoje racje... Ale chce dobrze ;)
Usuń