Jego twarz zbierała latami charakter z
pylistych dróg i bezdroży zagubionych pomiędzy szczytami gór, między które
zapuszczały się tylko niedźwiedzie i wilki. Znać było na niej bieg wiosennych
strumieni i lawin drążących kamieniste żleby. Skóra podrapana skostniałymi od
późnej jesieni koronami drzew zasklepiła się w pancerz, przez jaki ciężko było
się przedrzeć mimice. Tylko oczy żyły, lecz one wolały brać, niż dawać.
Śmiałkowi, który odważył się w nie zerknąć groziło, ze ten wzrok go pochłonie,
jakby był wysokogórskim stawem tak głębokim, że co raz wrzucone nigdy nie
wracało na powierzchnię. Włosy w kolorze spalonego drzewa nie próbowały nawet
błyszczeć, a wątły ogon niemiał żadnych szans, żeby ktoś nazwał go końskim.
Nawet gumka musiała się owinąć trzykrotnie, nim schwytała w objęcia mizerne
resztki.
Dłonie miał z tego samego magazynu. Może
budował kamieniołom posiłkując się wyłącznie rękami? Były szorstkie i nie
trzeba było tego sprawdzać organoleptycznie. Nie mogły być inne. Cały był
chropowaty i miało się wrażenie, że gdyby otworzył usta, wysypałby się z nich
kurz twardy jak ten, który drapie gardła po katastrofalnych trzęsieniach ziemi
w miejskiej zabudowie. Może wiedział o tym, bo nie otwierał, a wąskie usta
ukrywały się pośród zmarszczek pełnych siwego blasku odradzającego co rano się
zarostu.
Siedział, jak siedziałby golem wiedząc,
że glina jest zbyt krucha, by stąpać beztrosko. O tym, że żyje świadczyć mógł
tylko błyszczący instrument, który odcinał się od tła niczym brylant od
czarnego, aksamitnego futerału. Tak – trąbka świeciła blaskiem, mimo, że
pieścił ją dłonią nie przestając. Cud, że papier ścierny jego rąk nie zdarł
metalu na proch. Kiedy podniósł ją do ust, jakby przezeń chciał wypić całe
niebo, instrument zajęczał. Zaśpiewał ekstazę. Nadzieje na uniesienie, szał
miłosny, pragnienie silne niczym wola życia. Gdy grał, kurz z całej postaci
znikał Wtedy… cały stawał się muzyką. Wyładowaniem elektrycznym, jakie
przemierza przestrzeń nieprawdopodobnie szybko, by trafić w cel. W drżącą nić
zrozumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz