czwartek, 3 grudnia 2020

Grajek z obrazka.

 

Jego twarz zbierała latami charakter z pylistych dróg i bezdroży zagubionych pomiędzy szczytami gór, między które zapuszczały się tylko niedźwiedzie i wilki. Znać było na niej bieg wiosennych strumieni i lawin drążących kamieniste żleby. Skóra podrapana skostniałymi od późnej jesieni koronami drzew zasklepiła się w pancerz, przez jaki ciężko było się przedrzeć mimice. Tylko oczy żyły, lecz one wolały brać, niż dawać. Śmiałkowi, który odważył się w nie zerknąć groziło, ze ten wzrok go pochłonie, jakby był wysokogórskim stawem tak głębokim, że co raz wrzucone nigdy nie wracało na powierzchnię. Włosy w kolorze spalonego drzewa nie próbowały nawet błyszczeć, a wątły ogon niemiał żadnych szans, żeby ktoś nazwał go końskim. Nawet gumka musiała się owinąć trzykrotnie, nim schwytała w objęcia mizerne resztki.

 

Dłonie miał z tego samego magazynu. Może budował kamieniołom posiłkując się wyłącznie rękami? Były szorstkie i nie trzeba było tego sprawdzać organoleptycznie. Nie mogły być inne. Cały był chropowaty i miało się wrażenie, że gdyby otworzył usta, wysypałby się z nich kurz twardy jak ten, który drapie gardła po katastrofalnych trzęsieniach ziemi w miejskiej zabudowie. Może wiedział o tym, bo nie otwierał, a wąskie usta ukrywały się pośród zmarszczek pełnych siwego blasku odradzającego co rano się zarostu.

 

Siedział, jak siedziałby golem wiedząc, że glina jest zbyt krucha, by stąpać beztrosko. O tym, że żyje świadczyć mógł tylko błyszczący instrument, który odcinał się od tła niczym brylant od czarnego, aksamitnego futerału. Tak – trąbka świeciła blaskiem, mimo, że pieścił ją dłonią nie przestając. Cud, że papier ścierny jego rąk nie zdarł metalu na proch. Kiedy podniósł ją do ust, jakby przezeń chciał wypić całe niebo, instrument zajęczał. Zaśpiewał ekstazę. Nadzieje na uniesienie, szał miłosny, pragnienie silne niczym wola życia. Gdy grał, kurz z całej postaci znikał Wtedy… cały stawał się muzyką. Wyładowaniem elektrycznym, jakie przemierza przestrzeń nieprawdopodobnie szybko, by trafić w cel. W drżącą nić zrozumienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz