wtorek, 1 grudnia 2020

Odliczanie.

Siedem, osiem, dziewięć…

 

Obudziłem się. Chwiejąc się na skraju morfiny, poza zasięgiem bólu żeglowałem w stronę nieskończoności. Na twarzy miałem uśmiech diabelski, perfidny, tłusty, jakbym wyssał z wszechświata każde ziarnko tłuszczu, bo chudszy byłem od wybieganego charta po aportowaniu bażantów nad torfowiskiem. Lekarz bezlitośnie, a może wręcz przeciwnie wkłuł się w worek fizjologicznej soli i wstrzyknął zawartość sterylizowanej strzykawki…

 

Trzydzieści dwa, trzy, cztery…

 

Poszedł, sprawdzając, czy pielęgniarka wciąż flirtuje z narzeczonym. Nade mną - tęcza; pięćdziesiąt, pięćdziesiąt jeden…

 

Przed oczy napływały obrazy. Osiemdziesiąt trzy… świadomość dotknęła Boga – dziewięćdziesiąt cztery… tik-tak… czas wypuścić powietrze ostatni raz… dziewięćdziesiąt dziewięć – Już? Tak szybko?


3 komentarze:

  1. Tak blisko Boga, tylko 83?
    Widzę, że dałeś jednak radę z kwestiami technicznymi, zdradzisz jak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. absolutnie nie - czuwa nade mną (nie dopowiedzmy złośliwie) opatrzność, jakiej nie chcę ujawniać, lecz dziękuję pięknie za wsparcie!

      Usuń
    2. siedemnaście oddechów przed spotkaniem, to chyba już widać z kim przyjdzie się spotkać? a może nie? nie wiem, wymyślam, bo przecież nie wrócił nikt stamtąd i nie opowiedział, jak było naprawdę.

      Usuń