„…Jest
jeden Bóg, żeby jednak nie pozostać samotnym, zaistniał w trzech obliczach,
powodujących, że domniemanie samogwałtu jest tylko nadinterpretacją
ograniczonych umysłów...”
Orlen do spółki z PGNiG i PKO BP po dojrzałym, zakulisowym namyśle, przez posły, złożyli na ręce sejmu i prezydenta zbiorowe ultimatum. Konsorcjum połączonych sił dyskretnie podrzuciło tablicę wykutą bezsenną nocą w strzegomskim granicie, rękami spatynowanego życiem majstra, ryjącego z mozołem i krwią w oczach. Postulaty były tak ważkimi, że Okrągły Stół spadł do drugiej ligi, ciągnąc za sobą Konstytucję Trzeciomajową, a współczesny, z niemałym wysiłkiem ustawiony w prezydenckim gabinecie ledwie udźwignął ciężar odpowiedzialności.
-
Teraz MY! – Motto dźwięczało ponad kodeksem, ponad dekalogiem,
nienegocjowalnym, przyszpilonym do stołu hardym przekleństwem, bo jakież
starcze plwociny mogłyby zamazać żądania wykute głęboko w grubym ziarnie
granitowej tkanki? Żądania poparte tłustą, szytą zamożnością determinacją,
skonfrontowaną z ustawodawczym ubóstwem, chroniącym (w założeniach) tych,
którzy nie radzą sobie na bezkresnych stepach odartych z opieki prawa.
Staruszkowie skulili się z obawy, że nieznane obedrze ich z garniturów i francuskich perfum aplikowanych tete-a-tete, w
zaciszu sypialni przez modelki płci dowolnej, jednak wciąż zbyt młodych na pierwszą, sponsorowaną sesję. Dygnitarze bez nimbu zewnętrza zawsze byli tylko
zwietrzałym, wyliniałym materiałem biologicznym, humusem degenerującym szybciej,
niż sądzą złośliwcy. Starość cuchnie i wyłącznie władza, bądź mamona potrafi w miarę wiarygodnie zamaskować obrzydzenie.
-
Nie chcemy kupować ustaw! – grzmieli koalicjanci – Nie chcemy praw, a tym
bardziej obowiązków. Żadnej jałmużny! Potrzebujemy plebsu! Sług! Chcemy wszystkiego.
Was weźmiemy w pakiecie, bo bez nas zdechniecie, albo rozszarpie Was tłuszcza, a nam przyda się nomenklatura! Na początek.
Strach
blady paść mógłby na decydentów, gdyby bladość już od dawna nie stała się normą
pośród stetryczałych możnowładców. Myśli, nawykłe do zgniłych kompromisów pozwalających trwać i knuć dalekosiężnie, otulając się muślinem jadu skrytym w połach poliszynelowych tajemnic, czy fastrygowanych dyplomatycznym sznytem,
którego nikt nie rozumie naiwny, lecz potulnie zgodzi się, aby mądrzejsi ustanawiali
porządek świata.
- Absolutnie!
– zapewnili nowi władcy – Nie obawiajcie się. Nie ma potrzeby, żebyśmy zasiedli
na waszych tronach, w waszych przepoconych marynarkach za nędzne, publiczne grosze.
My taktycznie usiądziemy na zapleczu. W kuluarach. Jak Richelieu – wesprzemy
was naszą mądrością, przezornością i powstrzymamy przed pochopnością właściwą
niedojrzałości. Wesprzemy stalinowską bezwzględnością, gdy nadejdzie czas. Posiejemy słowa, które zbudują, albo zburzą, jeśli trzeba będzie. Nawet Bogu potrzebna jest tandetna tuba, przez którą ogłosi masom prawa, bo
przecież tłum jest zbyt ubogi intelektualnie, żeby podjąć polemikę z majestatem.
Potrzebni są głupcy, którzy przekażą sobie podobnym treść rozkazów tak, by
zrozumiał nawet jednokomórkowiec w ortalionowym dresie wytrzebiony sterydami na podobieństwo gnuśnego wałacha.
Jutro
zaczęło się już wczoraj. I dziać się będzie każdego dnia. A wczoraj, lada moment, zaginie
w mrokach tajemnic, w niedoskonałości pamięci i ignorancji skupionej na przymiotach
zapewniających kopulacyjne przetrwanie. Bóg zadbał, żeby również bezmyślność
miała szansę rozwoju. Mało tego – geny prymitywnych jednostek paradoksalnie
wykazują większą żywotność. Po co? Dlaczego? Być może nawet Bóg potrzebuje tła,
na jakim mógłby zabłysnąć i dba, żeby stado owieczek pozostało niezmierzone?
Łapacz strasznych snów za 6,99. Wieszasz go w drzwiach sypialni i śnią Ci się tylko przyjemne rzeczy!
OdpowiedzUsuńa jak powieszę "na lewą stronę"?
UsuńStrasznie wieszczysz chociaż to tylko sen. Na szczęście za trzy lata będzie zmiana ale czy na lepsze? Dal kogo będzie dobra?
OdpowiedzUsuńmarionetki będą występować na balu tego, kto zapłaci za przyjęcie.
Usuń