środa, 2 grudnia 2020

Odyseja.

 

Czas najwyższy kalesony uprasować na galowo, by pójść w ten okrutny świat, który uśmiecha się lubieżnie i szczerzy kły ociekające jadem nieuleczalnym. Założyć trzewiki, albo gumiaki – bez różnicy – każde chwycą kostkę i obedrą ją ze złudzeń, że twardszą jest niż pięta achillesowa podatna na ukąszenia… Czapkę i inne utensylia podpierające kruchość życia. Idę tam, skąd wraca się mężczyzną, albo nie wraca wcale – na mróz! Zamek błyskawiczny trójwarstwowej kurtki grzechocze złe myśli i chyba boi się bardziej ode mnie. Zaledwie trzy stopnie, lecz po niebieskiej osi termometru – natura grubo nie sięga dziesięciu procent zapotrzebowania cielesnego komfortu. Skrajnie niekorzystne warunki. Idę! Wrócę!

2 komentarze:

  1. Tylko barchany na tył załóż bo zima idzie też po męskość. Będziecie biec razem w sztafecie. No, tak mi się bynajmniej wydaje :)

    OdpowiedzUsuń