Czas najwyższy kalesony uprasować na galowo, by pójść
w ten okrutny świat, który uśmiecha się lubieżnie i szczerzy kły ociekające
jadem nieuleczalnym. Założyć trzewiki, albo gumiaki – bez różnicy – każde chwycą
kostkę i obedrą ją ze złudzeń, że twardszą jest niż pięta achillesowa podatna
na ukąszenia… Czapkę i inne utensylia podpierające kruchość życia. Idę tam,
skąd wraca się mężczyzną, albo nie wraca wcale – na mróz! Zamek błyskawiczny
trójwarstwowej kurtki grzechocze złe myśli i chyba boi się bardziej ode mnie.
Zaledwie trzy stopnie, lecz po niebieskiej osi termometru – natura grubo nie
sięga dziesięciu procent zapotrzebowania cielesnego komfortu. Skrajnie niekorzystne
warunki. Idę! Wrócę!
Tylko barchany na tył załóż bo zima idzie też po męskość. Będziecie biec razem w sztafecie. No, tak mi się bynajmniej wydaje :)
OdpowiedzUsuńwróciłem.
Usuń