Darczyńca.
Każdy,
w ramach solidarności społecznej, ofiarowywał coś na aukcję - pamiątki mniej,
lub bardziej oczywiste, spotykały się z publicznym zrozumieniem, albo zachłannym
pożądaniem.
Nie
miał wiele, więc operacyjnie usunął wyrostek, zapakował w strunową torebkę i z
autografem wysłał organizatorom aukcji.
Spełnienie.
Potwornie
bał się kontaktów międzyludzkich, a przecież marzył o miłości cielesnej. Tonął
w wirach niepewności, pożądając i nienawidząc, aż skusił się na laleczkę z
reklam. Bio, eko i sterylnie czystą, z dziesięcioletnią gwarancją producenta,
na szczególnie wrażliwe, hermetycznie pakowane podzespoły.
Samarytanin.
Wymiotował
tak gwałtownie, że istniało uzasadnione ryzyko, iż po kolejnym spazmie, gardłem
wypłynie mu żołądek. W trosce o jego układ trawienny nie dostrzegłem innego
wyjścia, jak ugryźć go w łydkę. Wrzasnął z bólu, jednak spazmy natychmiast
ustały!
Artysta.
Jedną
po drugiej, rzeźbiłem figurki, jednak żadna nie spotkała się z moim uznaniem - tej
zabrakło ręki, tamtej odpadł nos. Odstawiałem buble do piwnicy, bo przecież nie
będę się nimi chwalił. Po pięciuset ziemskich latach przypomniałem sobie o nich
i rzuciłem okiem – budziły podziw tłumów!
Zuchwała.
Bezceremonialnie
kradniesz zera i jedynki. Nie przejmujesz się, że ktoś odkryje włamanie i rzuci
się z pazurami, żeby osadzić cię w najgłębszym lochu. Parskasz śmiechem, gdy
obawiam się najgorszego i rzucasz mi w twarz wyzwanie – prędzej mnie zatrudnią,
niż skażą; zakład?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz