Zrudziały park nasiąka
wilgocią, aż mu alejki rozmiękają w błotne fantazje, ukrywając wiewiórki i inne
drobne życiorysy uwikłane w codzienność parkową. Starsza pani przedziera się
przez miejską arterię powoli i z wysiłkiem, poganiana wzrokiem tych, którym się
spieszy. Wózki z dzieciątkami, albo z zakupami drążą korytarze w mżawce. Nikomu
nie jest do śmiechu. Nawet dziewczęta w opiętych spodniach spieszą się jakoś
tak, że kierowca autobusu ani myśli zaczekać na ich towarzystwo. Powietrze pachnie
tylko w przedświcie, potem zaczyna gnić, zniechęcając do spacerów nawet wyrywne
psy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz