Rowery przytroczone do latarni czekają na właścicieli wiernie, jak psy
wypatrujące pana robiącego poranne zakupy w pobliskiej piekarni. Piłka oparta
smętnie o krawężnik kuli się chyba z zimna, a może z przyzwyczajenia? Klon
rozbiera się, przeciągając chwilę, gdy stanie kompletnie nagi przed całym
światem. Wstydzi się jeszcze. Rumieni. Wróble omijają go, woląc swawolne życie
pośród tui, które nie stają się przeźroczyste w listopadowej szarudze. Jakieś
okno maluje drżącego, żółtego zajączka na elewacji sąsiedniego bloku. Puszcza
oczko do sąsiada? Sąsiadki? Zaprasza na figle, czy może na całe życie? Chmury
marszczą się, a wilgoć rozsypała się drobinami po okolicznych chodnikach.
Patrzę, jak życie zastyga powoli, lecz nieubłaganie.
Mam podobne wrażenie, zastyga nie tylko przyroda, ludzie nawet jakby powolniejsi i mniej ich wszędzie...
OdpowiedzUsuńa dokąd się spieszyć? chyba pod kołderkę.
UsuńLubię takie Twoje obrazki. Moment uchwycony z rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńteż je oglądasz, tylko nie zanywasz.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Jesiennego krwotoku nic już nie powstrzyma.
Czerwień kapie z parku na ulicę...
Jesień żyły sobie rozcięła
i blednie z zimna,
jak śmiertelnie senna
Eunice..."
("Jesień" - M. Pawlikowska-Jasnorzewska)
;)
Pozdrawiam:)
na Ciebie nieodmiennie można liczyć, ze podeprzesz treść pięknem poezji.
UsuńOczarowała mnie ta miniaturka!
OdpowiedzUsuńOszczędna w słowach, bogata w treść.
Piękna!
miło mi to słyszeć. dziękuję.
UsuńListopad... W Twoich słowach każdy miesiąc jest opowieścią i obietnicą...
OdpowiedzUsuńpodróżuj śmiało. niechby i w marcu - zawsze można wrócić do listopada.
Usuń