środa, 4 listopada 2020

Paproszek płynący mimo oka.

 

    Nade mną niebo ściera się z samym sobą. gęsto, tłusto i beznadziejnie, choć słońce usiłuje nadać burym, bezmyślnym baranom odrobinę ciepła. Kto to widział, żeby słońce atakowało niebo OD SPODU?! Pragnie przyziemnych emocji? Wciska się pod kusą kołdrę, krojoną na miarę małych ludzi? Bo przecież chyba nie dla mojej satysfakcji robi takie podchody? Chmury w porcjach zbyt dużych nawet dla głodnego sybaryty popychają się brzuszkami i usiłują się wyprzedzać w kolejce do przyszłości. Może dzisiaj sugerują jakąś promocję? Gdzie za pół ceny można kupić to, czego człowiek dotąd nie potrzebował, dopóki nie przeczytał między wiadomościami, a prognozą pogody, że powinien? Zarastam, choć nie bardzo potrzebuje, czy chcę. Tak sobie. Beznadziejnie. Bezzasadnie, okropnie. Sztywno, twardo, jakbym chciał zarostem wyrzeźbić bruzdę na wrażej piersi. Ale ja.., nie znam wrażej piersi. Nie wiem nawet, czy jakąkolwiek znam. Daremny zarost przytulam dłonią. Łasi się nieumiejętnie. Próbuje kąsać. Uciekam z czułościami poza zasięg. Można uciec od siebie? Widocznie - tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz