Nade mną niebo ściera się z samym
sobą. gęsto, tłusto i beznadziejnie, choć słońce usiłuje nadać burym,
bezmyślnym baranom odrobinę ciepła. Kto to widział, żeby słońce atakowało niebo
OD SPODU?! Pragnie przyziemnych emocji? Wciska się pod kusą kołdrę, krojoną na
miarę małych ludzi? Bo przecież chyba nie dla mojej satysfakcji robi takie
podchody? Chmury w porcjach zbyt dużych nawet dla głodnego sybaryty popychają
się brzuszkami i usiłują się wyprzedzać w kolejce do przyszłości. Może dzisiaj sugerują
jakąś promocję? Gdzie za pół ceny można kupić to, czego człowiek dotąd nie
potrzebował, dopóki nie przeczytał między wiadomościami, a prognozą pogody, że
powinien? Zarastam, choć nie bardzo potrzebuje, czy chcę. Tak sobie.
Beznadziejnie. Bezzasadnie, okropnie. Sztywno, twardo, jakbym chciał zarostem
wyrzeźbić bruzdę na wrażej piersi. Ale ja.., nie znam wrażej piersi. Nie wiem
nawet, czy jakąkolwiek znam. Daremny zarost przytulam dłonią. Łasi się
nieumiejętnie. Próbuje kąsać. Uciekam z czułościami poza zasięg. Można uciec
od siebie? Widocznie - tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz