Pierwsze zdziczały żywopłoty. Zapomniane
przez miejskich ogrodników wyciągały spragnione ciepła macki ku słońcu tak
niesubordynowanie, że stały się nieprzebytym gąszczem, zamiast geometryczną
ozdobą. Drzewa nigdy nie są tak pochopne. One mają czas, ale młodsze i
odważniejsze zaczęły rozpychać się korzeniami, aż popękały asfaltowe jezdnie, a
chodnikom wykruszały się zęby puzzli. Anarchię widać było i słychać wszędzie.
Ptaki ośmielone przykładem gromadziły się w wielkich stadach i zbiorowym
wysiłkiem szukały żerowisk. Psy, początkowo patrzące na nie raczej w
kategoriach rozrywkowych, teraz nerwowo przełykały ślinę, śniąc, że uda się
dopaść któregoś i rozszarpać mu kręgosłup, by pożreć drżące w agonii ciało.
Psom był już wszystko jedno. Polowały na
krety i ludzi. Na inne psy. Snuły się po mieście z obnażonymi kłami i
poświęcały całą czujność na polowania, miłosne pieśni zostawiając na późne
wieczory, kiedy księżyc snuł się po niebie w zamyśleniu. Szczury przemykały
coraz zuchwalej, jednak wciąż trzymając się wilgotnego cienia starych kamienic
i martwych, piwnicznych okienek, którym szkło zmętniało, albo wypadło. Nie
niepokojone oponami mrówki wiły gargantuiczne gniazda na skrzyżowaniach, albo
na zapleczach sklepów ze spleśniałą, jadalną wyłącznie dla bakterii żywnością.
Deszcz przegryzł już wszystkie metalowe skoble, uszy kłódek i zamki w drzwiach
chwiejących się na wietrze budynków. Beton próchniał szybciej, niż dębowe
gałęzie, a lokalne katastrofy zdawały się wypełniać dni, odmierzając czas
ostatecznego upadku. Potężne, niegdyś wieczne bloki spadały stękając z wysiłku,
by runąć ciemną, tłustą chmurą kurzu. Czasem zabiły nieostrożnego dzika, albo
oszpeciły kark łosia, który zapędził się tu szukając dzikich marchewek w kępach
bujnych pokrzyw i łopianów.
Dni zakłócały dźwięki miłosnej ekstazy
odradzającej się przyrody. Tej niegdyś
hodowanej w klatkach, by po pieczołowitej obróbce godne były awansować
do roli ludzkiego obiadu. Dziś przyroda stroszyła piórka i ogony rozmnażając
się bez pamięci i chwaląc się wszem i wobec, że znów się udało, a długość jej
życia wyraźnie przybrała na wadze. Koty patrzyły pobłażliwie, pozwalając
dojrzeć ptactwu i drobnicy o stępionych instynktach i zbyt wątłej wytrwałości,
by umknąć przed ostrymi szponami/ Oblizywały się, notując w uszach melodię,
żeby zapamiętać lokalizację. Szopy pracze wykradały jaja i nieważne, czy
składane były na szczytach butwiejącego wieżowca, czy w koronach drzew, które
przestało chodzić do fryzjera i czuprynkę miało niesforną.
Ludzie, odwykli od otwartych przestrzeni,
zmęczeni własną nieporadnością skryli się pod ziemią i tylko nieliczni
śmiałkowie wychylali się na powierzchnię szukając czegoś jadalnego, często przy
tym gubiąc rolę łowcy i stając się ofiarą. Wciąż zapominali o adaptacji.
Najwyraźniej wciąż było ich zbyt wielu i mrocznieli w katakumbach prześcigając
się w niezwykłych pomysłach jak zagospodarować podziemia, by rodziły obiady i
dostatek. Żeby rodziły cokolwiek. Niechby ochłapy pozwalające przetrwać. Śmiech
był arogancją. Zakazaną kpiną, tolerowana u małych dzieci, których usta szybko
krzepły w grymas, wypełnione piaskiem rygorów dorosłych. Dorastali do roli
dżdżownic i marli tam, na ogół nigdy nie wychodząc na zewnętrzną powłokę. Czas
ludzi minął. Pora na zmianę warty.
oby słowo ciałem się stało.
OdpowiedzUsuńoby nie. nie chcę zostać dżdżownicą
UsuńO matuchno, aż tak źle?
OdpowiedzUsuńnie wiem, ale czasami myślę, że to dopiero początek "przemiany" to już nie ewolucja, ale rewolucja. w pojedyncze tygodnie dokonuje się proces, jaki godny byłby choć stulecia.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Poszedłem na biegun północny,
Poszedłem na biegun południowy,
Wszedłem w czarną dziurę,
Wszedłem w pustą dziurę.
Zaniosło mnie do innego świata,
Podziemnego świata,
Który zwie się Agharta..."
("Agharta" - WestBam)
Pozdrawiam:)
no proszę - należało się spodziewać, że nie jest to nowy pomysł. dziękuję.
UsuńTo oczywiste.
UsuńWszystko już było. W Starożytności.
A i ta, znana nam z podręczników historii, korzystała z dorobku poprzedników.
Wspominałam, zdaje się, kiedyś o Jormungandzie:)
Pozdrawiam:)
jeszcze nie...
UsuńA jednak:)
UsuńPierwszy mail, który od Ciebie dostałam, nosił tytuł Uroboros. To staroegipski odpowiednik skandynawskiego Jormunganda.
Pozdrawiam:)
Twoja pamięć przeraża. dziękuję. tak mogło być i zapewne tak było. dziękuję
Usuń