środa, 20 stycznia 2021

Ciemno, niemal mrok.

 

Wieżowce białe jak zęby rekina starczą zewsząd, chaotycznie rozrzucone po widnokręgu. Nad nimi kłębią się chmury udając wysokogórskie pasma pełne złowrogich nawisów czekających chwili, by znienacka spaść na nic nie podejrzewające, śpiące miasto. Idę, pośpiechem się brzydząc pośród ten nocy, z której wynurzają się na okamgnienie młode kobiety wędrujące do pracy, albo starzy ludzie uczepieni psich smyczy. Mijam niewielką górkę wyślizganą wczorajszym śmiechem dzieci do tego stopnia, że ostatnie ślizgi musiały nurzać się już w błocie. Z blaszanego dachu deszczem ścieka zima i szeleści miliardem kropel rozbijających się o ziemię. Ślizgam się na kocich łbach, na asfaltach skrytych pod muldami zmotłoszonego śniegu. Dzień dopiero zastanawia się, czy warto wstawać w tak nieprzyjaznej okolicy i tylko mysikrólik pośród nagich, wierzbowych gałęzi śpiewał coś, czego nie rozszyfrowałem.

2 komentarze:

  1. Tylko Ty umiesz to widzieć...zęby rekina na osiedlu wieżowców... To zawsze jest niesamowite gdy tu zaglądam. I zawsze jestem poruszona tym że tak można nazywać to co nas otacza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rekinie zęby rosną gęstymi szeregami, a wypadnięte uzupełniane są tymi z tyłu. jak na taśmie.

      Usuń