Noc
pastwi się nad okolicą. Ukrywam się w szumie niewidzialności, w bezkresie
mroku, jaki spowija świat niewidomego. Niby jestem, ale wiem o tym tylko ja i
może pies sąsiada, jeśli poświęcił chwilę na wonie różne od koniecznych do
przetrwania, czy rozmnażania. W wątłych sadzawkach świateł pod latarniami
kołysze się niepewne życie, z kotłowni ulatnia się dym – wynik konklawe
niepewny, albo to mój wzrok płata figle. Miastu burczy z trzewi głodem
samochodowych silników. Przedświt marszczy się groźnie w granatach głębszych od
bezdennych. Nie dzieje się nic, czego mógłbym dopilnować, albo zignorować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz