- I co? Naprawdę sam mam wybrać? Nie pomożesz mi? Ani
troszeczkę? – widziałem jej uśmiech, którego nie umiałem przypisać do
pojedynczego uczucia. Kłębiło się w nim zbyt wiele, jednak zdawało mi się, że
pomóc mi nie zamierza i zostałem sam na sam z trudnym wyborem. Co facet może
wiedzieć o damskich gustach? Musi zgadnąć, albo się zbłaźni.
- Córeczko – jęknąłem, próbując raz jeszcze – Popatrz
tylko na tego pana, który właśnie wybiera. A teraz na tę panią, która udaje, że
zainteresowała ją pojedyncza chmura płynąca niespiesznie ponad kwiaciarnią. Ta,
co wygląda jak kłąb mlecznej mgły nad moczarami. On wybiera drepcząc od wazonu
do wazonu, a ona strzela oczami i sprawdza, czy jest już koło tych wielkich
kwiatów, co wyglądają jak papuga pożerająca na miejscu kolbę kukurydzy. O!
Doszedł wreszcie, a pani uśmiechnęła się łaskawie. Widzisz? Pan pokazał kwiaty palcem
i już rozmawia z kwiaciarką.
Córcia nie chciała ze mną współpracować absolutnie,
choć chmurę obejrzała z przesadnym zainteresowaniem. Szelma! Wyraźnie była
zadowolona z siebie.
- Dobrze! – postanowiłem unieść się honorem i nie
żebrać więcej – Skoro tak, wybiorę sam!
Pan właśnie dostawał buziaka za doskonały wybór i
odchodził, prowadząc ćwierkające szczęście pod rękę. Kwiaciarkę znałem. Zdarzało
mi się bywać tu i wiedziałem, że ma wieczną chrypkę od wystawania na świeżym
powietrzu, od układania bukietów, których mokre i zimne łodygi nie zawsze
pozwalały cieszyć się urodą kwiatów. Wiatr i woda sprawiły, że miała
spierzchnięte i czerwone ręce, a herbatka, którą popijała z sąsiednią
kwiaciarką nie była do końca niewinna.
Oglądałem kwiaty i zerkałem, czy jednak nie pomoże mi
choć odrobinę, ale stała tam taka zadowolona z siebie i zerkała z raczej
złośliwą ciekawością patrząc, jak sobie nie radzę. Trudno. Oglądałem, czekając
na natchnienie, lecz ono najwyraźniej nie zamierzało zbliżać się do mnie w tak
odpowiedzialnym momencie. W końcu odezwałem się do kwiaciarki:
- Waham się, czy…
Y-y… - Pani nie mogła wyraźniej przekazać informacji,
że to zły wybór.
- Albo... – Wyciągałem palec, żeby wskazać stojące w
sąsiednich wazonach, a pani dyskretnie kiwała głową na „być może”, więc
zaryzykowałem kolejny wybór z wazonu stojącego nieco dalej – Ewentualnie coś z tych…
Wreszcie trafiłem. Tak! Kwiaciarka pochwaliła mój
wybór i zapakowała wiązankę, którą teraz dumnie niosłem córci. Uśmiech z mojej kobietki nie schodził, ale teraz nie było w nim już ani krzyny złośliwości. Musiała
minąć dojrzała chwila, żebym zauważył, że nie do mnie się uśmiechała, lecz do
kwiaciarki!
- A nie mówiłem, że szelma?
Odwróciłem się. Kwiaciarka przejęła chyba życzliwą
złośliwość od dziecka, bo w jej uśmiechu znać było, że kiedy następnym razem
przyjdę, będzie się ze mnie śmiała, ale niech jej będzie. Bo buziaka od córki
dostałem ja, a jej radość zrekompensuje wszelkie docinki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz