Zaczęło się gdy ulubiony fotel, nie bacząc zupełnie,
że go używam, zaczął porastać włosem. Sierścią? Futrem? Nie jestem biologiem,
więc może to było runo, ale porastał bezwstydnie, gdy w nim zanurzony
niespiesznie delektowałem się nic-nie-robieniem. Czułem jak pod siedzeniem
przybywa materii, jednak powstrzymałem się od komentarzy do chwili, kiedy fotel
sapnął wyraźnie poirytowany:
- Może byś zlazł wreszcie łaskawco z mojego grzbietu?
Miał mnie! Autentycznie się wystraszyłem.
Podskoczyłem naśladując zwierzątka z kreskówek Disney’a i w okamgnieniu
schroniłem się za węgłem kominka. Solidnego, kamiennego mebla którego ząb czasu
nie zdążył wyszczerbić zanadto. Ująłem w dłoń żeliwne narzędzie – jedno z wielu
mieszkających nieopodal na stojaku i służących zapewne do mieszania w ogniu i
popiele. Zerkałem spłoszonym wzrokiem na fotel, który w tym czasie wyhodował
bokobrody, sumiaste wąsiska i brodę spływającą kaskadami na dywan. Brwi miał
tak krzaczaste że mogły w niej zamieszkać wszystkie wikłacze z pobliskiego ogrodu
zoologicznego, a grzywka sięgała już nerek.
- Nerek? To fotele mają nerki? - Najwyraźniej moje
zdrowie psychiczne sięgnęło dna i pogrążając się w niekończących się
wątpliwościach wybiło w nim głęboką dziurę, żeby pomieścić otchłań absurdu. Na
wszelki wypadek, choć pewnie zbędnie, doprecyzowałem ideę w myślach, że mówiąc
nerki miałem na uwadze to miejsce, gdzie człowiek by je miał, gdyby był
fotelem… Znaczy – fotel miałby nerki tam gdyby był człowiekiem, to znaczy… ech!
Zaplątałem się całkiem w nieistotnej dygresji, a tymczasem dno rozumu pogrążało
się w czarnej dziurze tętniącej energią fatamorgany.
Szok pogłębił się jeśli w ogóle możliwym jest stopień
wyższy od szoku, gdy na ekspansję fotela zareagował dywan! Niepozorny, często
zapominany prostokąt grubo splecionych włókien, o kraciastym wzorze nagle
zapragnął stać się oceanem i falował, jak wściekła manta gdy ją uwięzić w
wątłej jamie podczas odpływu. Fotel z wysokości mostka nawigował z godnością
morskiego wygi i wprawą jakiej nikt nie miał prawa podejrzewać. Przeszukałem w
pamięci pochodzenie mebla odkrywając historię niebanalną. Ówże stanowił
rodzinny nabytek sprzed paru wieków, wcześniej pozostając na usługach jakiegoś
portugalskiego baroneta raptownie zubożałego wskutek uporczywie nieszczęśliwego
obstawiania w Monte Carlo, więc wcześniej miał pełne prawo uprzednio należeć choćby
i do Vasco da Gamy, który drzemiąc w miękkich zakamarkach, mógł sącząc od
niechcenia porto, udzielić meblowi kilku lekcji żeglarskiego kunsztu.
Widelec do dłubania w popiele czmychnął ukradkiem z
mojej dłoni i zanurzył się w toń dywanu niby wielki wąż morski. Kominek
szczerzył się jakoś tak, jak się szczerzą klify Etretat, gdy pogoda nie ma
zamiaru kolaborować z dobrym humorem. Za to drzwi wypięły się na podobną
niefrasobliwość stanęły murem i wypięły się zamykając ujście fanaberii, a i
mnie przy okazji. Kwiaty na parapetach z przerażenia zaczęły wspinać się
firankami na wyższą kondygnację kiedy dywanowy ocean w pełnej euforii osiągał
właśnie ósmy stopień w skali Beauforta.
Cud że nogi miałem wciąż suche, jednak ten stan nie
mógł trwać wiecznie, a miejsca na karniszach i szafie były już dawno zajęte.
Telewizor zzieleniał, najwyraźniej nie nawykły do życia na morzu, a ława
taplała się niezgrabnie na płyciźnie pozbawiona kilu i żagli. Lampa uchyliła
abażuru na pożegnanie i popełniła samobójstwo w otmęcie. Drewniany wieszak
skrycie zakochany w lampie poczuł się Romeem i Julią jednocześnie by pośród
szlochu podążyć za ukochaną lampą zapominając, iż posiada dodatnią wyporność i
nie dla niego spokój dna obok ukochanej. Mikroklimat zmieniał się, a dywan
pokonywał ostatnie szczeble kariery na osi wściekłości. Z pogardą minął
dziesiątkę i rozwijał skrzydła, pokazując demoniczną moc.
Runąłem! Jak kolos z Rodos! Każdy by runął. Ostatni
raz zaciągnąłem się słonym od wody powietrzem i runąłem w przestwór bez życia.
Rewelacja! Trochę kojarzy mi się z baśniami Andersena, trochę z groteską.
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajnie to wyszło. :)
No i podoba mi się zachowany logiczny ciąg zdarzeń w całym tym absurdzie.:)
kiedy dywan dostaje szału - tylko logika utrzyma rozbitka na powierzchni...
Usuń