Osiwiałe
trawniki skrzypią pod butem, cieniem znikają nieliczni nieznajomi. Ekslibris
palcem szyty na oszroniałej szybie zamiera, jak życie przed świtem. Gdzieś na
krawędzi istnienia, zaplątany w zaroślach ptak – zakochany, najwyraźniej bez
wzajemności, kwili swoją rozpacz. Może wolność utracił? Albo nóżkę? Perły
śnieguliczek skrzą się w półmroku, z rzadka ozłacane reflektorami spieszących
donikąd aut. Wiem, że to znienawidzone przez ptasią drobnicę jedzenie, tak
samo, jak owoce jarzębin. Jedne i drugie zjadane są na przedwiośniu, kiedy
wilczy głód staje się stałym bywalcem ptasich żołądków. Miejska fosa skrzy się
taflą stłuczonego zwierciadła, skostniałe kałuże zamarły, niczym wnyki na
nieostrożną zwierzynę. Ludzie brzęczą ospałą pieśń nadchodzącej przyszłości,
albo gapią się niemal martwym wzrokiem w pulsujące na monitorach wieści z
szerokiego świata. Słońce skryte za widnokręgiem zastanawia się, czy warto
wynurzać się na chłodną biel prześcieradeł nocy. Mróz wypełnia nozdrza od
środka, wygryzając dziury w obojętności. Powietrze wciąż pachnie. Noc
rozcieńcza się niechętnie, ale to tutaj normalne. Dyfuzja, to chyba najwolniejsza
z form przemieszczania się energii.
Kałuże niczym wnyki - na nogi obute w szpilki na pewno:-)
OdpowiedzUsuńi na każde inne też. łatwo wywinąć orła.
Usuń