- Nie wchodź tam proszę – głos ojca powstrzymał dłoń
już leżącą na mosiężnej klamce zrobionej na zdecydowanie większą rękę, niż
moja. Obróciłem głowę, czując gładkość zimną i połyskliwą na opuszkach palców –
Dobrze wiesz, że w tym domu nie zabrania się realizacji własnych pomysłów i
zaspokajania ciekawości, ale w tym jednym przypadku proszę, żebyś tam nie
wchodził, przynajmniej dopóki nie posłuchasz, co mogłoby się wydarzyć, gdybyś
jednak zdecydował się na ich otwarcie. Zgoda? Pozwolisz, żebym opowiedział,
zanim podejmiesz decyzję?
Kiwnąłem głową. Ojciec naprawdę potrafił opowiadać. W
jego ustach codzienny powrót z pracy brzmiał, jak kosmiczna Odyseja, wielka
przygoda, z jakiej dotychczas nikt nie powrócił bez szwanku. Lubiłem go słuchać
bardziej, niż historii wyczytanych z książek. Był najciekawszą z okładek, a
mieścił w sobie tak wiele gawęd, że powinien być masywniej zbudowany, żeby wszystkie
udźwignąć.
A pokój? Pojawiłem się tam przez przypadek, a raczej
zaintrygował mnie wieczne naburmuszony wujek Zenek, który wszedł do środka z
kwaśną miną. Wydawał się być wiecznie nieszczęśliwy i twarz miał porytą
bruzdami od tajemniczych zmartwień. Wszedł i cicho zamknął za sobą drzwi.
Zajrzałem przez dziurkę od klucza, ale zobaczyłem tylko gęsty, nieprzenikniony
mrok. Zafascynowany tym, co mógłby taki mruk robić w ciemnym pokoju, do którego
nie wchodził nikt więcej, położyłem rękę na klamce.
W domu nie zamykało się na klucz niczego, jakby
klucze były przeklęte. Pamiętam z dzieciństwa, że tylko jedna z kuchennych szafek,
pełna butelek z kolorowymi trunkami dla dorosłych, miała kluczyk, bo bez niego
otwierała się znienacka kłapiąc na przechodzących, podzwaniając szkłem i
strasząc babcię, reagującą nerwowo na wszelkie niespodzianki. Potem tata
wymienił szafkę na nową i ostatni klucz z domu przepadł bez śladu. Dopiero
chodząc do szkoły i odwiedzając kolegów zauważyłem, że świat pełen jest
zamknięć - kluczy, kłódek, łańcuchów, szaf pancernych i sejfów, domów okolonych
kolczastym drutem pod napięciem i patrolowanych przez głodne psy, albo
elektroniczne czujniki.
Ojciec gestem zaprosił mnie do kuchni. Uśmiechnąłem
się szeroko. Nigdzie nie słuchało się lepiej, niż w kuchni. Tam zawsze można
było znaleźć blachę ciasta przykrytą lnianą serwetką, owoce świeże, albo w
słoikach, dzbanek z pachnącą herbatą stojący niedaleko drugiego, z kwaśnym
mlekiem. W tym królestwie władzę dzierżyła babcia, ciepła kobieta, która
potrafiła nawet obcego przytulić i krzątała się wokół domowników, bez końca
lepiąc pierożki, czy smażąc konfitury. Uśmiechała się przy tym, choć potrafiła
trzepnąć po łapach jakąś ścierką, kiedy akurat ktoś usiłował wyjadać farsz, czy
oblizywać pozornie zapomniany słoiczek z powidłami. Nawet tata podkradał
łakocie spod jej ręki, a ona udawała, że się złości, trzepiąc go po plecach
ścierką, choć jednocześnie usiłowała dać mu buziaka. W tej kuchni można było
nie zauważyć, że spadł pierwszy śnieg, bo wiecznie działo się coś, w czym warto
było wziąć udział.
- To po kolei – ojciec usadowił się na krześle w
pobliżu okna i podparł łokieć o parapet, starając się nie potrącić doniczek z anginką,
czy ziołami, albo słoików pełnych smakołyków lub przypraw. Usiadłem naprzeciw,
zaborczo przysuwając talerzyk pełen kruchych ciastek, żeby nie sięgać ręką
przez pół stołu Mama najwyraźniej zwietrzyła zabawę, bo przyniosła kubki,
nalała w nie gorącej herbaty i przysiadła się obok mnie.
- Dorośli wiedzą, a dzieciom, kiedy przyjdzie czas,
również się opowiada o tym, co może się zdarzyć po otwarciu tych drzwi. Na
pewno domyślasz się, że i one nie są zamknięte, więc gdybyś zechciał bez trudu
je otworzysz i wejdziesz do środka. Jednak to, że są otwarte nie sprawia, że
każdy tam wchodzi, a raczej, prócz wujka Zenka, nie wchodzi tam nikt. Skoro
jednak położyłeś rękę na klamce, to znak, że najwyższy czas opowiedzieć tobie,
dokąd nieświadomie zamierzałeś się wybrać i jakie mogą być konsekwencje.
- Nasz dom jest bardzo stary. Może zauważyłeś, że był
rozbudowywany wielokrotnie, że dokładano pomieszczenia, burzono ściany, żeby
zmienić układ pomieszczeń i zaadaptować je do aktualnych potrzeb rodziny. Najstarszej
części domu jednak nie ruszał nikt i ma najmarniej siedemset lat. A może i
więcej? Jakoś nikomu dotąd nie przyszło do głowy, żeby prowadzić rodzinną kronikę.
Może ty chciałbyś? Sadzę, że każdy pomoże ci na tyle, na ile mu pamięć pozwoli
i zacznie wspominać zadziwiające historie, które czas okrywa coraz grubszą
warstwą kurzu.
- Babcia, jeśli ją poprosisz, przypomni sobie własną
prababkę, która jako ostatnia z kobiet w rodzinie wchodziła do tego pokoju.
Rzadko i tylko wtedy, gdy miały się dziać ważne rodzinne sprawy, gdy ktoś
planował ślub, albo wspólny interes naruszający rodzinne dobra. Wchodziła, a
kiedy wracała w bardzo oszczędnych gestach i jeszcze uboższych słowach
przekazywała wiedzę, czy wchodzącemu do rodziny można zaufać, czy zostanie z
nami na wieki, czy tylko na chwilę.
- Widzę, że jesteś zdziwiony, ale poczekaj na ciąg
dalszy, to zaczniesz rozumieć. W tym pokoju… czas biegnie inaczej! I nie ma
żadnej reguły. Prababcia twojej babci wchodziła tam, żeby zobaczyć przyszłość.
Czasem dwadzieścia lat w przód, a czasami sto. Może nawet widziała nas, jak
siedzimy przy rodzinnym stole, a ty podjadasz ciasteczka? Mój dziadek wchodził
też, ale jemu pokój pokazywał zdarzenia z przeszłości. Dziadek nie przyznawał
się nawet babci, że pokój przenosi go w młodość, w czas, kiedy dopiero poznał
babcię. Gdy wracał stamtąd, zachowywał się jak zakochany nastolatek. Biegł do
babci, po drodze zahaczając o oranżerię, skąd porywał dowolny kwiat i obłapiał
babcię wpół całując, choćby goście patrzyli. Babcia burczała na niego, gderała,
że taki raptus, ale sam wiesz, jak burczy babcia. Oczy się jej śmiały i
nadstawiała policzki na te zachłanne pocałunki, a potem nakładała dziadkowi na
talerze najlepsze kąski i tyle, że koń sapnąłby z wrażenia, że tyle ma zjeść na
jedno posiedzenie.
Tata przerwał na chwilę, bo babcia, jak chyba każda
kobieta, w niewytłumaczalny sposób dowiedziała się, że o niej plotkują i
przyszła posłuchać, a po zdradzieckim wspomnieniu ojca trzepnęła go szmatą
przez łeb ze dwa razy, nim ją złapał i posadził sobie na kolanach. Śmiechu było
co niemiara, bo za babcią przyszli chyba wszyscy domownicy, żeby zobaczyć, jak
tata obrywa ścierą.
- A wujek Zenek… - szepnął konspiracyjnie i tyko do
mnie, puszczając przy tym oko – Wujek jest z przyszłości! Zobaczysz być może,
że kiedyś wejdzie w te drzwi i zniknie. Nie wróci więcej. Jako jedynemu ze
znanych członków rodziny udało mu się przenieść w czasie trwale. Jest z nami od
czasu, kiedy byłeś malutki. I nikt nie wie, że wcale nie wrócił ze Stanów,
tylko cofnął się w czasie, a teraz ciągle usiłuje znaleźć drogę powrotną do
swoich czasów. To dlatego jest wiecznie zmartwiony i snuje się po domu zły, jak
osa.
- Wchodzi tam każdego dnia i szuka świata, który
pokój mu zabrał. Wyobrażasz sobie, że ten siwiejący człowiek, to nie jest mój
brat, tylko na przykład twój wnuk? A może jeszcze więcej pokoleń musi minąć?
Wcale nie zdziwiłbym się, gdybyś spotkał wujka Zenka, jako niemowlę, kiedy sam
będziesz w wieku babci. A babcia? Ona jest ze swoich czasów i dlatego jest taka
wiecznie uśmiechnięta! Teraz, jeśli zechcesz otworzyć te drzwi, nikt cię nie
powstrzyma.
Zakończył opowieść głośnym buziakiem dla babci. W
drzwiach stanął wujek Zenek. Zrezygnowany oparł się o futrynę. Ojciec popatrzył
na niego pytająco, a on tylko wzruszył ramionami i westchnął. Mama wzięła go
pod rękę i posadziła przy stole podając kubek herbaty. Może choć ona jest taka,
jaka mogłaby być w jego czasach?
Pokój, niczym wehikuł czasu, ciekawy pomysł:-)
OdpowiedzUsuńw końcu dom, to maszyna do mieszkania, więc czemu pokój nie miałby być również machiną od czasu do czasu?
UsuńGdybyż wszyscy dorośli zachęcali do słuchania rodzinnych historii i to w tak oryginalny sposób, młodzi mogliby nie tyle poznać dzieje rodu, ile motywy kierujące postępowaniem bliskich oraz uwiecznienie historii dla wnuków i prawnuków.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
pewnie są tacy, którzy opowiadają.
Usuń