- Zauważył pan może, z jaką pieczołowitością i
starannością został pan przebadany? Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby, jako klient, mógł pan docenić nasz profesjonalizm. Jesteśmy najlepszą kliniką w kraju, a kto
wie, czy nie na świecie!
- No tak… - wydukałem wciąż oszołomiony wielowątkowym
tempem i rozpiętością przeglądu. Nigdy wcześniej nie byłem poddany tak
wszechstronnemu bilansowi. Przyznam, że nawet szukając w palcie ostatniego
grosza nie przetrząsałem kieszeni, aż tak zawzięcie.
- No widzi pan! A my? Owszem! Drążymy, aż nie
dotrzemy do istoty rzeczy! Musimy! Klient oczekuje od nas kompleksowego rozpoznania i na fuszerkę nie możemy sobie pozwolić. Konsekwencje mogłyby być porażające! Szczerze
zachwycony jestem pana zrozumieniem tematu, więc pozwolę sobie przejść
niezwłocznie do konkluzji. Przykro mi, że muszę to panu uświadomić, jednak
wykazuje pan ponadnormatywne odchylenie od propagowanej, ustawowej średniej
krajowej. Nawet najbardziej tolerancyjne normy przekroczył pan alarmująco! Zbyt
wiele wyobraźni, kompulsywne posługiwanie się całą paletą uczuć i zachłanne,
spazmatyczne kolekcjonowanie wrażeń pochodzenia zarówno wewnętrznego, jak i obcego. Pan
działa w przestrzeniach absolutnie nie uzasadnionych akceptowalnymi społecznie faktami. Zupełnie tak,
jakby chciał pan własne życie zgadnąć, albo dopiero wymyślić je na potrzeby własne. Tak
nie wolno!
- Ale ja chcę… – zacząłem, lecz przerwał mi
natychmiast.
-Właśnie! Od tego zacznijmy. Najpierw JA, a zaraz
potem CHCĘ! Pan wybaczy, ale tak nie można. Nie jest pan już dzieckiem. Gdyby
każdy był podobny do pana, mielibyśmy totalną anarchię na świecie i
charakterologiczny rozgardiasz. Wykluczone! Żadne JA, żadne CHCĘ! Te mrzonki
trzeba z pana wyrugować, uporządkować pozostałą w panu szczątkową schludność i
obowiązkowość, uczesać, wyczesać wszy utopii, a gnidy wypalić aż po korzenie.
Ukierunkować wnętrze, żeby przestało stwarzać zagrożenie dla porządku
publicznego.
- Ale ja chciałem być sobą… Nic więcej – jąkałem się
lekko przytłoczony szybkostrzelną serią argumentów.
- Znowu JA, i znowu CHCĘ! Kolejny raz podzielił pan
świat na siebie i resztę. Bez żadnego szacunku dla gabarytów planety i własną,
skądinąd (przepraszam za wtrąconą dygresję) nikczemną posturę. Zachowuje się
pan, jakby był lepszy, ważniejszy, czy więcej znaczący od pozostałych
użytkowników ekosystemu zamieszkującego Ziemię. Przypomnę, że panu podobnych
pod tym samym kosmicznym adresem pomieszkuje przejściowo około dziesięciu miliardów
jednostek. Często inteligentniejszych, czystszych, czy estetycznie usadowionych powyżej luksusowych półek w sklepach dla koneserów, niż wszystko, co pan sobie w obmierzłym umyśle wyduma. Nie zniżajmy
się (proszę) do dyskusji na poziomie nierozumnego zwierzęcia. Nie, miły panie!
Nic z tego! Kategorycznie zapraszam na terapię z zakresu stabilizacji i
standaryzacji życia wewnętrznego. Gwarantuję panu, że kiedy wróci pan po drobiazgowo
zaprojektowanym cyklu musztry pańskiej tymczasowej niesubordynacji, zdecydowanie
łatwiej będzie się nam rozmawiać! I przestanie pan uzurpować rolę, jaką
bezczelnie i absolutnie bezpodstawnie odznaczył pan swoje ego. Czas na radykalny detoks!
- Ale ja nie chcę! – prawie się rozpłakałem w obliczu
zahartowanej determinacji diagnosty.
- Do tej pory pan CHCIAŁ! Czyżby coś się zmieniło? Od
początku naszej polemiki podkreślał pan wartość własną i potrzebę
samorealizacji, żeby nie powiedzieć autodestrukcji. A teraz, kiedy nadarza się
okazja, żeby przez chwilę być pasożytem i na koszt społeczeństwa przystąpić do epokowego
programu, pan staje okoniem! Karygodne zachowanie, na jakie nie możemy panu
pozwolić. Wszelkie diagramy bez cienia wątpliwości wykazują konieczność
wygładzenia i oszlifowania pańskiego zuchwałego, egoistycznego światopoglądu i bezkompromisowego
ograniczenia jego bezpodstawnie domniemanej roli w zbiorowym trudzie globalnej koegzystencji. Trzeba pana
odprasować, nadać sznyt, wypolerować, jak poleruje się diamenty, żeby wydobyć z
nich ogień brylantu. Do zobaczenia! Będzie pan, jak nowo narodzony, kiedy znów
się spotkamy. Klnę się na wszelkie świętości, że wróci pan bliski ideału, a
nasza rozmowa wreszcie wypłynie na szerokie, spokojne wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz