Drzwi poczerniałe ze starości, zdobne były w kute,
żelazne zawiasy, które zdawały się obrastać skrzydło niczym bluszcz. Do
kompletu sterczące ćwieki i kołatka – łeb brodatego faceta cierpiącego na chroniczny
ból zębów. I pomyśleć, że w dwudziestym pierwszym wieku ktoś może jeszcze
odgrodzić się od świata dębową deską na dwa cale grubą i zamiast
elektronicznego dzwonka powiesić kołatkę ze zmartwioną gębą, którą trzeba
schwytać za uszy i porządnie przyłożyć w kowadło, żeby aż echo poszło. Kim są
ludzie, którzy tu mieszkają? Zastanawiałem się raczej retorycznie, bo zdążyłem
poznać przynajmniej jednego z nich, a dziś byłem zaproszony przez ową
dziewczynę, obiecując sobie zapoznawać się wytrwale i tak dokładnie, jak tylko
mi pozwoli.
Wzruszyłem ramionami podszedłem do kołatki. Aż dziw,
że nie miała rogów. Uderzyłem nią trzykrotnie i odstąpiłem na krok. Metal był
zimny, gładki, wyślizgany wiekami używania i pociemniały ze starości.
Cierpliwie czekałem na efekty, jednak to, co się stało przerosło mnie. Twarz z
kołatki zaczęła otwierać oczy i przyglądać mi się wnikliwiej, niż mógłby to
uczynić chory z bólu człowiek. Otaksowany zostałem niczym skąpo odziana kobieta
przechodząca przed frontem maszerującego donikąd plutonu wojska.
- Czego? – warknęła kołatka – Guza szukasz, czy adres
pomyliłeś? A może przylazłeś coś ukraść? Znam takich gagatków doskonale!
Milczałem, bo nic mądrego nie chciało przyjść do
głowy. Trzeba być niespełna rozumu, żeby gadać z kołatką, ze starożytnym,
metalowym detalem ukrzyżowanym na drzwiach kowalskimi gwoździami, albo nitami.
Zresztą – co miałem powiedzieć? Ignorowałem, udając że jestem ponad
fantasmagorie archaicznego dzwonka.
- Pewnie sądzisz, że tu ktoś na ciebie czeka nadęty
bufonie? Adres sprawdziłeś? Wy gówniarze, to nawet nie wiecie, do kogo pukacie.
Nie pomyliłeś się aby? Cofnijże się ze dwa kroki, niech ci się przyjrzę, a
następnym razem, jak tu przyleziesz, to z mety dostaniesz kopa między te cwane
oczka.
Cofnąłem się. Nawet nie ze strachu, a ze zdumienia.
Odruchowo zerknąłem na numer bramy uczepiony strachliwie portalu i poszarzały
tak, że ledwie dało się odcyfrować numer. Nie pomyliłem się. Byłem tu, gdzie
miałem być. Żaden inny adres nie wchodził w rachubę. Wciąż zerkałem na kołatkę,
jak na dziwoląg – zabawkę. Na wszelki wypadek rozejrzałem się ostrożnie wokół,
czy ktoś nie robi mi psikusa i nie śmieje się ukradkiem, podziwiając moją pantomimę
z zamkniętymi drzwiami w tle. Najbliższa okolica była jednak pusta, a okna w
kamienicy pozamykane szczelnie i nie pozostawiając złudzeń, jakoby ktoś spoza
szyb mógł drwić ze mnie w tak wyszukany sposób.
- Za dużo gadasz! – mruknąłem i ująłem raz jeszcze kołatkę
w dłoń, mimochodem uważając, żeby nie zbliżyć ręki do zepsutej szczęki
metalowego jegomościa.
- Zostaw to łobuzie! – kołatka sapnęła z wściekłością
– Łeb chcesz mi rozbić? Ten dąb ma pięćset lat i żaden beton nie jest tak
twardy, jak on. Łomotałeś już wystarczająco. Jeśli ktokolwiek miałby zamiar cię
wpuścić, już dawno by się pojawił. Ale niech tam, bo widzę, że nie
przestaniesz. Zapowiem cię, jeżeli nie łżesz i faktycznie chciałeś odwiedzić
domowników.
- Ja do Izy – Boże, rozmawiam z kołatką! Tłumaczę
się, jak szczeniak, przed starszym wirażką. Pewnie mam gorączkę…
- Do Izy? – kołatka upewniła się patrząc niemal zezem
na moje cierpienie – Taki łachudra? Gdzie kwiaty? Będę szczery, nie wyglądasz,
jakbyś przyszedł do Izy. Przyjrzałeś się sobie pryszczaty młodzieńcze? Uczesz
się chociaż, albo przyliż grzywkę. Tam, obok, masz kałużę. Przejrzyj się,
ochlap, wyprostuj!
Ścisnąłem kołatkę, aż krew odpłynęła z kułaka. Zamorduję!
Zamierzałem tak walnąć nią, żeby rozsypała się na trociny. Jeśli z randki nici,
to chociaż z wielkim gestem. Z całą fantazją pomnożoną przez wściekłość. Nim
jednak zdążyłem wcielić w życie plan, drzwi zachrobotały i zaczęły się uchylać.
- Widzę, że zdążyliście się już poznać – Iza parsknęła
śmiechem widząc moją minę i wciąż tkwiącą w dłoni kołatkę – Wybacz. Mój tata
uważa, że ktoś, kto nie potrafi poradzić sobie z kołatką, nie jest wart tego,
by go zapraszać do domu. Miałam cię uprzedzić, ale wyszło mi z głowy zupełnie.
Nieczęsto ktoś nas odwiedza przychodząc samotnie, a przy mnie kołatka jest
grzeczna. Nie gniewaj się proszę, ani na mnie, ani na kołatkę. Robi, co może,
żeby chronić mnie i nasz dom…
Chciałabym taką kołatkę, lepsza od domofonu i psa stróżującego:-)
OdpowiedzUsuńmoże da się gdzieś kupić - na allegro, czy innym OLX
Usuń