wtorek, 16 lipca 2019

Kalendarz anielski.


W moim akwarium fruwały anioły. Niewielkie. Takie, które mogły przycupnąć na kamieniu, czy pomachać nóżkami siedząc na bukowym korzeniu o kształtach wymyślonych przez naturę, by drzewo mogło przetrwać w niegościnnych górach. Pogięte, twarde drewno stanowiło obecnie wystrój szklanego pudła na wodne motyle i anioły, które polubiły chyba ten kawałeczek drewna, bo siadywały na nim chętnie.

Trochę wstyd podglądać anioły, kiedy ubranka na nich mokre i tylko baldachimami skrzydeł podrygujących na falach mogły zasłonić swój wstyd przed moim wzrokiem. Mizerna ochrona, skoro nawet kot oblizywał się bezwstydnie i gdybym nie przykrył pudełka wiekiem od góry, pewnie wybrałby mi anioły co do jednego i tylko strzępy piór zastałbym na dywanie. I tak, ilekroć wróciłem do domu widziałem na szkle odciski jego nienasyconego pyszczka.

Anioły lubiły się przytulać, albo tańczyć na tym korzeniu bosymi stópkami przebierając z wprawą doświadczonej baletnicy. Czasami bawiły się w berka i ich beztroski śmiech słychać było aż po krańce nerwów. Kot stawał się wtedy nerwowy i stroszył grzbiet. Bałem się o moje anioły, jednak kot mieszkał tu dłużej i nie miałem sił go przegnać. Najwyraźniej widział w nich ptaszęta, których zdążył w swoim życiu skosztować.

Kot marszczył czoło i nos knując podstępnie, a aniołki nie zwracały najmniejszej nawet uwagi na jego kulinarne zapędy. Tańczyły, albo grały we frisbee aureolami, żeby nadać trochę blasku mijającym chwilom. Patrzyłem z nieustającym zachwytem na ich zabawy i żarty, które całymi dniami wyczyniały, aż woda tętniła życiem. Patrzyłem jak tkają korale z pęcherzyków powietrza, albo bawią się w chowanego ukrywając się nawet w filtrze, czy za pompkami.

Popiskiwały z radości, kiedy kot czochrał się o krawędź pudełka rozkołysując wodę na kształt morskich fal. Surfowały na liściach wodnych strzałek, albo budowały z nich spadochrony, żeby opadać na dno w spowolnionych drganiach. Nie sądziłem, że tyle czasu można tkwić przed szklanym, ruchomym obrazem, a przecież każdego dnia spędzałem przy nim długie chwile.

Z czasem kot zaczął kłaść się na pokrywie pudła i drzemać tam, od niechcenia tylko biczując ogonem jedną ze ścian. Ogon, grubszy od anioła pojawiał się znienacka na tle ściany i miękko uderzał w szybę, a anioły udawały przestrach i uciekały gdzie pieprz rośnie, by po chwili wrócić roześmiane i szczęśliwe. Kotu posiwiały wąsy i coraz chętniej wylegiwał się na wieku akwarium.

Patrzył gdy przychodziłem, ledwie unosząc powieki i w szparkach czerniała mu błogość. Doskonale potrafił zaplanować całodniowy wypoczynek, który jakoś nie nudził mu się i nie męczył. Jedyną aktywność skupił na ogonie, który spacerował za niego, biegał i podskakiwał. Od czasu do czasu nadstawiał jeszcze ucha, gdy anioły rozdokazywały się mocniej i bezskutecznie usiłował się nie oblizywać.

Byłem pewien, że szelma uśmiecha się do własnych snów, w których wybiera z akwarium aniołki i jeden po drugim znikają mu gdzieś pod nosem. A kiedy zaburczało mu w brzuszku, to aniołki pokładały się ze śmiechu, ale ja patrzyłem nań podejrzliwie i zastanawiałem się, czy nie ograniczyć mu wolności.

Kot najwyraźniej wolał sufit anielskiego pudełka niż moje kolana. Spędzał tam większą część dnia i coraz łatwiej było odnaleźć go właśnie tam. Udawał głuchego, kiedy go wołałem, żeby przyszedł na pieszczoty i tylko łakociem mogłem go przekupić, żeby zastrzygł uszami i ociągając się zeskoczył leniwie i przyszedł wielką łaskę mi czyniąc. Wystarczyło jednak, żeby skończyły się rarytasy i już zerkał na szybę, a aniołki chyba też czekały, aż wróci na posterunek.

Kotu osiwiały wąsy i ogonem bił już mniej zdecydowanie, ale tylko on się postarzał. Aniołki wciąż szczebiotały swoją radość i wymyślały harce i swawole zaplatając warkocze z wodorostów w żywe, zielone brody. Kot tymczasem grzechotał swoje mruczando i robił to coraz głośniej, jakby w końcu przestał się wstydzić, więc mruczał i gruchał i wyśpiewywał swoją radość z nic-nie-robienia.

Któregoś wieczora siedziałem patrząc na zabawy aniołków i ogon koci zamiatający szkło od niechcenia. Aniołki udawały, że siedzą na nim i kołysały się jak na huśtawce i miały od tej zabawy niezwykle zadowolone buzie. Kot nieświadomie kolaborował i ogon przesuwał się wystarczająco wolno, żeby mogły nadążyć. Kiedy koci ogon znieruchomiał zawiedzeni byliśmy wszyscy – ja i aniołki. Ogon wisiał smętnie i bezwładnie. Patrzyłem na aniołki, a one żegnały się z jednym, który chyba się gdzieś wybierał.

Nie mogłem zrozumieć, ale ten jeden zamachał skrzydełkami i sobie tylko znaną szparą wyszedł ze szklanego pudełka. Mokrymi stópkami plaskał cicho, aż zaczął się wspinać na koci grzbiet. Położył się gdzieś między jego uszami i zniknął pozostawiając mokrego kleksa w sierści. Pogłaskałem, ale było już za późno – aniołek zniknął, a kot… leżał martwy z uśmiechem szczęścia na pyszczku.

Wyniosłem do ogródka i zakopałem pod wierzbą, z której w młodości wypatrywał łupów i wróciłem do domu. Aniołki stały rządkiem przy szkle i patrzyły na mnie z takim smutkiem, jakby chciały na mnie coś wymóc. Miotałem się pomiędzy bólem, a niezrozumieniem. Chciałem im pomóc, ale jak? Zbliżyłem twarz do szkła, a one płakały wraz ze mną.

- Dobrze – szepnąłem – wezmę następnego kota do domu, tylko już nie płaczcie proszę.

Wszystkie zaklaskały w rączki a potem zaczęły bawić się w jakąś wyliczankę. Myślałem już, że szybko zapomniały i wróciły do zabawy, ale wylosowany aniołek podfrunął do wieka pudła i wyszedł na zewnątrz. Szedł zostawiając mokre ślady stópek i smugę ciągnących się za nim skrzydeł.

A potem usiadł mi na ramieniu i czekał. Domyśliłem się, że to on wybierze kota, a potem będzie jego duszkiem. I razem dokończą życie – jeden na akwarium, a drugi w środku… Ile mi zostało aniołków jeszcze? Trzy? Popatrzyłem na pozostałe, a w szybie zaświeciły moje siwiejące włosy… Dam radę? Jeszcze trzy koty i trzy aniołki?

22 komentarze:

  1. Trzy aniołki w niebie
    piszą list do... ciebie?
    piszą piszą i rachują...
    ile kotów potrzebują???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. natchnienie przyszło?

      Usuń
    2. szybciutko. gwoździkiem trzeba było przypilnować. do parapetu przybić, albo do futryny.

      Usuń
  2. Dasz radę, nie masz innego wyjścia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera, mam łzy na końcach rzęs. Mój Niuniuś wysypia się na akwarium i jest coraz starszy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to dobre miejsce dla kota najwyraźniej.

      Usuń
    2. Na wsiach koty wylegiwały się na zapiecku czy tam przypiecku (nie bardzo wiem), bo ciepło od pieca było. Na akwarium grzeje pokrywa, a raczej lampa pod nią. Miejscówka idealna (dla kota, bo ja wolałabym spać w lodówce).

      Usuń
    3. no właśnie - nie każdy człowiek jest kotem.

      Usuń
  4. Widzę że masz natchnienie Autorze. Oby Cię wena nigdy nie opuściła . Tekst o aniołach i kocie jest super. Tyle w tym finezji. Kocham koty. Niech aniołki darują sobie kota.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. A czy psy też mają swoje anioły?

    OdpowiedzUsuń
  6. Anioł ulepiony z ciasta na pierogi
    Za ciężki na wzloty
    Dodajmy garść dobroci
    Szczyptę wolności
    Posypała się na głowy mąką
    Jak pył magiczna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jedno opowiadanie i drugi wiersz w komentarzach... niezwykłe. dziękuję.

      Usuń
  7. Witaj, Oko.

    Dziś zamiast cytatu skojarzenie z kotami bogini Friggi, a właściwie - Freyi. I nie tylko dlatego, że miały dziewięć żyć:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli z powodu skrzydełek?

      Usuń
    2. Poniekąd:)
      Nie wszystkie źródła potwierdzają istnienie skrzydeł, ale każde mówi o latających kotach. A latanie nie wyklucza przejścia za kotarę. Jest tylko jedną z podpowiedzi, co może z wzajemnego przeniknięcia dwóch istot wyniknąć:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. podpowiedzi... to dla domyślnych chyba...

      Usuń
  8. Zazdroszczę kotom tylu żyć co mają. Oj zazdroszczę. W kolejnym życiu mogłabym być tygrysem.

    OdpowiedzUsuń