W
moim akwarium fruwały anioły. Niewielkie. Takie, które mogły przycupnąć na
kamieniu, czy pomachać nóżkami siedząc na bukowym korzeniu o kształtach
wymyślonych przez naturę, by drzewo mogło przetrwać w niegościnnych górach.
Pogięte, twarde drewno stanowiło obecnie wystrój szklanego pudła na wodne
motyle i anioły, które polubiły chyba ten kawałeczek drewna, bo siadywały na
nim chętnie.
Trochę
wstyd podglądać anioły, kiedy ubranka na nich mokre i tylko baldachimami
skrzydeł podrygujących na falach mogły zasłonić swój wstyd przed moim wzrokiem.
Mizerna ochrona, skoro nawet kot oblizywał się bezwstydnie i gdybym nie
przykrył pudełka wiekiem od góry, pewnie wybrałby mi anioły co do jednego i
tylko strzępy piór zastałbym na dywanie. I tak, ilekroć wróciłem do domu
widziałem na szkle odciski jego nienasyconego pyszczka.
Anioły
lubiły się przytulać, albo tańczyć na tym korzeniu bosymi stópkami przebierając
z wprawą doświadczonej baletnicy. Czasami bawiły się w berka i ich beztroski
śmiech słychać było aż po krańce nerwów. Kot stawał się wtedy nerwowy i
stroszył grzbiet. Bałem się o moje anioły, jednak kot mieszkał tu dłużej i nie
miałem sił go przegnać. Najwyraźniej widział w nich ptaszęta, których zdążył w
swoim życiu skosztować.
Kot
marszczył czoło i nos knując podstępnie, a aniołki nie zwracały najmniejszej
nawet uwagi na jego kulinarne zapędy. Tańczyły, albo grały we frisbee
aureolami, żeby nadać trochę blasku mijającym chwilom. Patrzyłem z nieustającym
zachwytem na ich zabawy i żarty, które całymi dniami wyczyniały, aż woda
tętniła życiem. Patrzyłem jak tkają korale z pęcherzyków powietrza, albo bawią
się w chowanego ukrywając się nawet w filtrze, czy za pompkami.
Popiskiwały
z radości, kiedy kot czochrał się o krawędź pudełka rozkołysując wodę na
kształt morskich fal. Surfowały na liściach wodnych strzałek, albo budowały z
nich spadochrony, żeby opadać na dno w spowolnionych drganiach. Nie sądziłem,
że tyle czasu można tkwić przed szklanym, ruchomym obrazem, a przecież każdego
dnia spędzałem przy nim długie chwile.
Z
czasem kot zaczął kłaść się na pokrywie pudła i drzemać tam, od niechcenia
tylko biczując ogonem jedną ze ścian. Ogon, grubszy od anioła pojawiał się
znienacka na tle ściany i miękko uderzał w szybę, a anioły udawały przestrach i
uciekały gdzie pieprz rośnie, by po chwili wrócić roześmiane i szczęśliwe. Kotu
posiwiały wąsy i coraz chętniej wylegiwał się na wieku akwarium.
Patrzył
gdy przychodziłem, ledwie unosząc powieki i w szparkach czerniała mu błogość.
Doskonale potrafił zaplanować całodniowy wypoczynek, który jakoś nie nudził mu
się i nie męczył. Jedyną aktywność skupił na ogonie, który spacerował za niego,
biegał i podskakiwał. Od czasu do czasu nadstawiał jeszcze ucha, gdy anioły
rozdokazywały się mocniej i bezskutecznie usiłował się nie oblizywać.
Byłem
pewien, że szelma uśmiecha się do własnych snów, w których wybiera z akwarium
aniołki i jeden po drugim znikają mu gdzieś pod nosem. A kiedy zaburczało mu w
brzuszku, to aniołki pokładały się ze śmiechu, ale ja patrzyłem nań
podejrzliwie i zastanawiałem się, czy nie ograniczyć mu wolności.
Kot
najwyraźniej wolał sufit anielskiego pudełka niż moje kolana. Spędzał tam
większą część dnia i coraz łatwiej było odnaleźć go właśnie tam. Udawał
głuchego, kiedy go wołałem, żeby przyszedł na pieszczoty i tylko łakociem
mogłem go przekupić, żeby zastrzygł uszami i ociągając się zeskoczył leniwie i
przyszedł wielką łaskę mi czyniąc. Wystarczyło jednak, żeby skończyły się
rarytasy i już zerkał na szybę, a aniołki chyba też czekały, aż wróci na
posterunek.
Kotu
osiwiały wąsy i ogonem bił już mniej zdecydowanie, ale tylko on się postarzał.
Aniołki wciąż szczebiotały swoją radość i wymyślały harce i swawole zaplatając
warkocze z wodorostów w żywe, zielone brody. Kot tymczasem grzechotał swoje
mruczando i robił to coraz głośniej, jakby w końcu przestał się wstydzić, więc
mruczał i gruchał i wyśpiewywał swoją radość z nic-nie-robienia.
Któregoś
wieczora siedziałem patrząc na zabawy aniołków i ogon koci zamiatający szkło od
niechcenia. Aniołki udawały, że siedzą na nim i kołysały się jak na huśtawce i
miały od tej zabawy niezwykle zadowolone buzie. Kot nieświadomie kolaborował i
ogon przesuwał się wystarczająco wolno, żeby mogły nadążyć. Kiedy koci ogon
znieruchomiał zawiedzeni byliśmy wszyscy – ja i aniołki. Ogon wisiał smętnie i
bezwładnie. Patrzyłem na aniołki, a one żegnały się z jednym, który chyba się
gdzieś wybierał.
Nie
mogłem zrozumieć, ale ten jeden zamachał skrzydełkami i sobie tylko znaną
szparą wyszedł ze szklanego pudełka. Mokrymi stópkami plaskał cicho, aż zaczął
się wspinać na koci grzbiet. Położył się gdzieś między jego uszami i zniknął
pozostawiając mokrego kleksa w sierści. Pogłaskałem, ale było już za późno –
aniołek zniknął, a kot… leżał martwy z uśmiechem szczęścia na pyszczku.
Wyniosłem
do ogródka i zakopałem pod wierzbą, z której w młodości wypatrywał łupów i
wróciłem do domu. Aniołki stały rządkiem przy szkle i patrzyły na mnie z takim
smutkiem, jakby chciały na mnie coś wymóc. Miotałem się pomiędzy bólem, a
niezrozumieniem. Chciałem im pomóc, ale jak? Zbliżyłem twarz do szkła, a one
płakały wraz ze mną.
- Dobrze –
szepnąłem – wezmę następnego kota do domu, tylko już nie płaczcie proszę.
Wszystkie
zaklaskały w rączki a potem zaczęły bawić się w jakąś wyliczankę. Myślałem już,
że szybko zapomniały i wróciły do zabawy, ale wylosowany aniołek podfrunął do
wieka pudła i wyszedł na zewnątrz. Szedł zostawiając mokre ślady stópek i smugę
ciągnących się za nim skrzydeł.
A
potem usiadł mi na ramieniu i czekał. Domyśliłem się, że to on wybierze kota, a
potem będzie jego duszkiem. I razem dokończą życie – jeden na akwarium, a drugi
w środku… Ile mi zostało aniołków jeszcze? Trzy? Popatrzyłem na pozostałe, a w
szybie zaświeciły moje siwiejące włosy… Dam radę? Jeszcze trzy koty i trzy
aniołki?
Trzy aniołki w niebie
OdpowiedzUsuńpiszą list do... ciebie?
piszą piszą i rachują...
ile kotów potrzebują???
natchnienie przyszło?
UsuńJuż poszło :)
Usuńszybciutko. gwoździkiem trzeba było przypilnować. do parapetu przybić, albo do futryny.
UsuńDasz radę, nie masz innego wyjścia!
OdpowiedzUsuńmożna ptaszynki wypuścić...
UsuńCholera, mam łzy na końcach rzęs. Mój Niuniuś wysypia się na akwarium i jest coraz starszy...
OdpowiedzUsuńto dobre miejsce dla kota najwyraźniej.
UsuńNa wsiach koty wylegiwały się na zapiecku czy tam przypiecku (nie bardzo wiem), bo ciepło od pieca było. Na akwarium grzeje pokrywa, a raczej lampa pod nią. Miejscówka idealna (dla kota, bo ja wolałabym spać w lodówce).
Usuńno właśnie - nie każdy człowiek jest kotem.
UsuńWidzę że masz natchnienie Autorze. Oby Cię wena nigdy nie opuściła . Tekst o aniołach i kocie jest super. Tyle w tym finezji. Kocham koty. Niech aniołki darują sobie kota.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
po jednym na każde kocie życie.
UsuńA czy psy też mają swoje anioły?
OdpowiedzUsuńzapewne mają - każdy ma anioła stróża.
UsuńAnioł ulepiony z ciasta na pierogi
OdpowiedzUsuńZa ciężki na wzloty
Dodajmy garść dobroci
Szczyptę wolności
Posypała się na głowy mąką
Jak pył magiczna
jedno opowiadanie i drugi wiersz w komentarzach... niezwykłe. dziękuję.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńDziś zamiast cytatu skojarzenie z kotami bogini Friggi, a właściwie - Freyi. I nie tylko dlatego, że miały dziewięć żyć:)
Pozdrawiam:)
czyli z powodu skrzydełek?
UsuńPoniekąd:)
UsuńNie wszystkie źródła potwierdzają istnienie skrzydeł, ale każde mówi o latających kotach. A latanie nie wyklucza przejścia za kotarę. Jest tylko jedną z podpowiedzi, co może z wzajemnego przeniknięcia dwóch istot wyniknąć:)
Pozdrawiam:)
podpowiedzi... to dla domyślnych chyba...
UsuńZazdroszczę kotom tylu żyć co mają. Oj zazdroszczę. W kolejnym życiu mogłabym być tygrysem.
OdpowiedzUsuńniech Ci się spełni.
Usuń