W
wielkiej stalowej misie stojącej na trzech zaledwie nogach płonęły szyszki
sosnowe. Ktoś musiał poświęcić dłuższą chwilę, żeby wypełnić ruszt wyglądający
jak olbrzymi wok. Noc wisiała wokół i zarażała palenisko blaskiem gwiazd, które
naśladowało bezkres kosmosu pobłyskując miękkim światłem iskier czerwonych,
pomarańczowych, a czasami nawet zielonych. Szyszki przytulały się do ognia,
jakby chciały go wypić i zamykały płatki nie bacząc, że ogień spala im pazurki,
a potem puchły od żaru i tylko czasem upuszczały iskry tonące w mroku.
Okrążyłem
gorącą misę patrząc to w jej czeluści, to nad głowę. Taras wychodził ponad
plażę i nieodległe stąd morze zdawało się łasić do nóg w nieskończonej powtarzalności.
Było tak blisko, że czuć było, jak się poci, na słono, aż na wargach osiadały
niewidzialne, drobne kropelki dopominając się, żeby je zebrać językiem. Kilka
stolików ze szklanym blatem, wiklinowe fotele wypełnione miękkością, żeby można
się było w niej zanurzyć, a nawet ciepłe, wełniane koce, czekające żeby okryć
delikatne ciała przygnane tu sentymentem, bądź uniesieniem.
Kamienne
balustrady dzieliły białą granicą świat na części dokładniej, niż czynił to z
nocą sierpowaty, wyglądający na bardzo ostry księżyc. Oparłem się, jednak
marmur wypijał ze mnie ciepło, jak wampir. Zadrżałem i podniosłem łokcie z
parapetu. Noc nie była równie zimna, jak ten kamień, za którym mdlała pobladła
plaża drżąca wyschniętą, ostrą jak brzytwa trawą porastającą muldy wydm. Wiatr
pospołu z ludźmi wysprzątał taras z piasku i gdyby nie chłód można byłoby bosą
stopą malować wilgotne ścieżki spacerów. Nieliczne, stylizowane na bardzo stare
latarnie lampy nie zanieczyszczały już nocy smugami światła. Pewnie wolały
gapić się w niebo i dumać nad własną niedolą, zapomniane i opuszczone przez
wszystkich.
Morze
kipiało od obcojęzycznych plotek i białą pianą osiadało w piasku niewygadane i
przejęte do cna. Księżyc pobłażliwie zerkał z wysokości i byłbym przysiągł, że
poprawia sobie wąsiki przeglądając się w toni między jedną, a drugą falą. Zaśmiałem
się, jak można się śmiać, kiedy człowiek śmieje się z bezinteresownej radości i
nie na pokaz. Zaśmiałem się w noc, bo wokół pustka i nieskończoność kosmosu
tylko, a ten nie zauważy mnie nawet, bo zbyt drobnym paproszkiem jestem, żeby
cokolwiek mojego mogło go zainteresować, czy choćby skłonić do zauważenia.
Gdzieś
obok coś stuknęło, a kamień podniósł echo. Niegłośno, ale przecież się
wzdrygnąłem. Nie spodziewałem się tutaj nikogo, a teraz dźwięk niespodziewany
zgasił mój śmiech i głowę od nieskończoności morza i kosmosu oderwał. Kim był
ktoś, kto tak beztrosko poczyna sobie ze mną i potrafi wyrwać mnie ze szponów
dwóch nieskończoności? Patrzyłem rozcinając wzrokiem noc, lecz bez księżycowego
srebra nie miałbym szansy żadnej. Szczęściem najbliższa kłębiasta poducha była
zbyt daleko od tego wędrowca, a może sam był ciekaw, kto mnie wyrwał z objęć
nocy?
W
jednym z głębokich foteli, niczym w gnieździe, zatopiona w cień spała młoda
kobieta. Musiała przyjść na boso i najwyraźniej wypadły jej z ręki sandały,
kiedy się śmiałem, bo leżały teraz tuż obok śpiącej na zimnych, marmurowych kaflach.
Kobieta była wtulona we wgłębienie fotela jakby w nim czuła się bezpieczna. Makijaż,
a raczej to, co z niego zostało smużyło się po twarzy i zastygło znacząc ślady
łez. Nawet we śnie wzdychała przejmująco i niewiele brakowało, aby płakała
przez sen. Kuliła się w tym fotelu i miałem nadzieję, że to tylko z zimna, że
rękami obejmuje samą siebie, jakby nie było na świecie nikogo, kto mógłby ją
wyręczyć.
Zupełnie
nie wiem dlaczego, ale przecież… zanim okryłem ją jednym z leżących wszędzie
kocy, usiadłem na drugim przed fotelem i delikatnie, żeby jej nie zbudzić
starłem piasek ze stóp. Sypał się cichuteńko. Wysechł kradnąc ciepło kobiecego
ciała i teraz spadał na podłogę, żeby i jego okradł kamień. Skórę miała
delikatną i tak cienką, że niemal przeźroczystą. Bałem się, że ją skaleczę,
jeśli zbyt mocno dotknę. Nieświadomie podgięła palce, jakby chciała mnie
schwytać nimi, ale złapała pustkę tylko, a ja lekko, opuszkami strącałem
ziarenka w niebyt. Stopy miała drobne, jak cała ona. Wsunęła jedną między moje
ręce i coś szeptała do oparcia fotela. Kiedy poczuła moje ciepło twarz zaczęła
się jej uspokajać.
Rąbek
koca wspiął się po policzku, więc wtuliła się w niego jak w matczyne ramiona.
Wygarniałem spomiędzy jej drobnych palców ostatnie ziarenka, a jej twarz
wygładzała się powoli. Bałem się, że to za mało, żeby obudziła się
uśmiechnięta, ale nie umiałem zrobić nic więcej. Kiedy próbowałem zabrać dłonie
jej stopa szukała mnie niecierpliwie. Wstyd mi się zrobiło, kiedy jęknęła i
oddałem jej obie ręce. Oparłem głowę o brzeg fotela i czekaliśmy poranka. Jej
oddech szeptał piękną kołysankę, jakiej nie słyszałem nigdy wcześniej. Coraz
spokojniejszą, ciepłą i pogrążoną marzeniach. A potem popchnęła mnie piętą lekko,
żebym coś o sobie opowiedział.
Patrzyłem
w otchłań kosmosu i opowiadałem jej drobne anegdoty z przeszłości, opisywałem
ludzi, których już nie da się spotkać i takich, którym z każdym dniem coraz
dalej do mnie. Opowiadałem jak pachnie śnieg, kiedy nikt na niego nie patrzy,
albo jakie myśli płyną pod skórą pieszczoną górskim strumieniem, gdy tylko
sójki przekrzywiając łebki zastanawiają się, czemu w tak dziwny sposób gaszę
pragnienie. W misie szyszki przytulały się do siebie roztaczając aromat gorącej
żywicy z rzadka potrzaskując, chyba tylko po to, żeby popchnąć księżyc w dalszą
drogę. Opowiadałem wrześniowe poranki i noce sierpniowe, chwile tak drobne, że
nawet we mnie gościły przypadkiem i chyba sam nie umiałem powiedzieć dlaczego
zostały ze mną. Noc zasłuchała się i przestało się jej spieszyć. Morze kołysało
się w rytm jej oddechu i harmonia była tak doskonałą, że taka noc mogła trwać
całe życie.
A
przecież przyszło słońce i przedarło się przez rąbek koca i ucałowało oczy
kobiety nie zważając na mnie wcale. Oczy otwierała niechętnie, ale otwierała.
Rozglądała się gdzie noc jej przyszło spędzić, a potem popatrzyła na mnie
siedzącego u jej stóp…
- Jesteś –
powiedziała niepewnie – Szukałam…
Ciekawe, czy "szukałam" wypowiedziała z ulgą czy z rozczarowaniem?
OdpowiedzUsuńjak sobie życzysz...
UsuńNoc spędzona nad morzem lub oceanem to coś tak pięknego, że prawie żal spać. Nigdy, do końca życia nie zapomnę zasypiania w akompaniamencie fal i takiegoż przebudzenia... Już tam żaden facet nie jest potrzebny!
OdpowiedzUsuńwygumować gada? żeby nie gadał?
UsuńNie, niech sobie będzie. Tylko niech nie przeszkadza chwili w trwaniu.
Usuńto przecież nie przeszkadza. siedzi sobie cicho i jeszcze kocyk przyniósł.
UsuńNajlepiej, żeby siedziała tak gdzieś dalej...
Usuńniech siada, gdzie uważa. bez różnicy.
UsuńOczywiście miało być "siedział", a nie "siedziała' - przeliterzyłam się.
Usuńja sądziłem, że to Ty chcesz usiąść gdzieś dalej.
UsuńW zasadzie to wszystko jedno, mogę ja - byle jak najdalej od jednostek ludzkich.
Usuńbrzegi oblężone są tylko punktowo - na pewno znajdziesz własną samotnię.
UsuńTa pozostałość powyżej to ja. Zalogowałam się do innej poczty, żeby odpisać na mejla ciotce i z rozpędu wpisałam u Ciebie komentarz. Sprzątnij resztki. W komentarzu chodziło o to, że chciałabym w ogóle znaleźć się nad jakimś słonym akwenem. Wtedy odpowiednie miejsce się znajdzie.
Usuńzrobione.
UsuńBardzo przepięknie. Jako sprzątacz jesteś niezwykle skuteczny!
Usuńbez fartuszka co prawda, ale jakoś poszło. może zafunduję sobie na imieniny...
UsuńProsimy o wstawienie na blog zdjęcia w samym fartuszku, bez bielizny i z miotełką do kurzu! Jestem pewna, że zrobisz furorę.
Usuńkariera? no... nie wiem czy świat jest gotowy na takie doznanie...
UsuńMyślę, że żeńska cześć świata tego wręcz oczekuje.
Usuńtu mnie masz - mam pójść na licytację? a potem pańszczyznę odrabiać w majątku, jak Kunta Kinte?
UsuńMyślałam raczej, że otrzymasz propozycję sesji fotograficznej do kalendarza.
Usuńpirelli... w wersji żeńskiej.
UsuńRaczej męskiej.
Usuńw wersji męskiej powstaje kalendarz pirelli wypełniony zdjęciami kobiet.
UsuńEjże! Skoro są to zdjęcia kobiet, to jest to wersja żeńska! Zdjęcia mężczyzn to wersja męska. To logiczne i oczywiste.
Usuńnajwyraźniej mówimy o innej logice. taki kalendarz w wersji męskiej (dla mężczyzn) już jest i zawiera zdjęcia kobiet - na pewno jest to skrót myślowy, jednak dedykowany męskiej części ... raczej.
UsuńWiem, że jest. Ale z kobietami. Logika to logika, przecież nie rozmawiamy o wersji ODBIORCY, tylko o wersji KALENDARZA. Męska jest wersja odbiorcy, wersja kalendarza pozostaje żeńska.
Usuńniech będzie, jeśli to cokolwiek zmienia. ani mi w głowie bronić pozycji, szczególnie, że to temat obojętny w każdej wersji i formie.
UsuńZaiste. Popatrz, jacy rozwojowi jesteśmy - od brzegu morza dotarliśmy na bezdroża logiki. Może tym należałoby się zachwycić?
Usuńpróbuj - świat stoi otworem i czeka na odważnych, którzy go skonsumują.
UsuńA Ty nie chcesz być zachwycony? To łatwe, spróbuj.
Usuńja już podryfowałem w inne plenery.
UsuńAle to nie wyklucza zachwytu rozwojem.
Usuńnie wyklucza. ale również nie zobowiązuje.
UsuńAaa, broń boże (dowolny).
UsuńNoc nad morzem :coś pięknego. Chociaż ja osobiście jedynie do północy byłam na plaży. Jednak ze 2 lata temu byłam na koncercie na plaży na Helu w środku nocy. Z lewej strony morze, z prawe wydmy i tylko muzyka. Przeżycie nie codzienne. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia. Zapraszam do mojej strony www.krystynaczarnecka.pl
OdpowiedzUsuńnoc, to coś pięknego. wszędzie potrafi dać mnóstwo wrażeń.
UsuńMagiczna noc nad morzem. Pokój z tarasem i widokiem na morze. Marzenie. Piękne marzenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z Krakowa
Kraków też potrafi być magiczny. trzeba tylko wiedzieć gdzie okiem rzucić. i kiedy.
UsuńOczywiście że tak. Ja bardzo lubię w nim miejsca takie, jak choćby cmentarz rakowicki. Uwielbiam cmentarze, za dnia gości w nich cisza i zaduma.
Usuńwolę inne samotnie.
Usuń