Anioł
Stróż chyba mi blaknie. Zrobił się podejrzanie przeźroczysty i
wygląda jak własny cień. To chyba jego ostatnie chwile… Czas
pomyśleć o nowym. I wykorzystać obecnego do cna. Nie znoszę
marnotrawstwa, więc wyssam z tego, ile fabryka dała, a dopiero
później załaduję świeżego. Mam. Przezornie kupiłem zapasowego.
Trzymam go w szufladzie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy poprzedni się
zużyje, a lepiej nie ryzykować życia bez ochrony.
Przeglądam
tę właśnie szufladę; w tym czasie Anioł dłubie w zębach i
przygląda mi się raczej ponuro. Udaję, że nie widzę, chociaż on
i tak WIE. I słusznie – ma wiedzieć. Wiedzieć i zapobiegać.
Pomagać, ratować i leczyć. Lizać rany, żeby brzydkie blizny nie
zostawały. Chronić bezgranicznie, choćby kosztem własnych piór.
Nie darmo jest w końcu Stróżem. W szufladzie leżą małe,
metalowe puszki z zawleczkami. Różnobarwne konserwy zabezpieczone
przed przypadkowym otwarciem. W środku… mieszkają cienie.
Z
Aniołem było bezpiecznie. Nudno, ale bezpiecznie. Spowszedniała mi
codzienność i zacząłem eksperymentować. „Głupie numery” –
Anioł nazywał rzeczy po imieniu. Pchałem się pod koła, prosiłem
o kłopoty w ciemnych zaułkach, usiłowałem wypić stężone
toksyny – oczywiście absolutnym przypadkiem… Był. Zawsze był.
I zdążył wsadzić palucha, którym teraz wierci w zębach. Działał
znakomicie. Może nawet zbyt doskonałym był narzędziem, bo
przecież takich szaleństw nie przeżyłby największy szczęściarz.
W najlepszym razie byłby dożywotnim kaleką pozbawionym pokus i
przykutym do łóżka na wieki. Anioła oskubałem z piór, a teraz,
jak weteran wielu wojen liże rany liniejący, jak zwierzę sezonowo
zmieniające sierść. Przed nim… ostatnia batalia. Ostatni raz
zostanie bohaterem. Wyciągam puszkę z nowym Aniołem i stawiam na
blacie biurka. Anioł i tak już wie… Otworzę dzisiaj puszkę…
Dwie puszki. Tę drugą z nowym Aniołem Stróżem. Świeżym, mocnym
i odpornym na ciosy. Z gwarancją trwałości na minimum dekadę. Ale
najpierw…
Co
wybrać? Którą puszkę otworzyć? Mam dość nudy pod skrzydełkami
Anioła. Potrzebne mi emocje. Duże! Twarde, żebym poczuł w mosznie
szarpnięcie, a żołądek skulił się w kąciku pod nerkami…
Rzuciłem okiem na Anioła – pobladł jeszcze bardziej. Nie. Nie
mogę pozwolić sobie na nic ekstremalnego… On nie wytrwa
wystarczająco długo. To musi być lżejszy kaliber. Popatrzyłem na
niego z politowaniem. Odbiera mi szansę na wypróbowanie czegoś
naprawdę mocnego. Zerkam na puszkę w kolorze zielonego groszku –
jestem laikiem, ostra jazda jest mi obca. Nie skosztowałem nawet
tych puszek dla początkujących. Demon? Wersja dla
niedoświadczonych? Krótkotrwała, łatwa do anihilacji? Czas
działania, w zależności od intensywności może zamknąć się w
pojedynczych godzinach?
Biorę!
Anioł zbladł jeszcze bardziej i usiłował… Kiwał głową na
„nie, absolutnie nie”, ale go zlekceważyłem. Cóż może mi
powiedzieć. Wiem, że to go zabije ostatecznie i bez najmniejszej
wątpliwości. Odda życie za mnie. Taki jego los. Powinien się
spodziewać, że nadejdzie chwila próby ostatecznej. I właśnie
dziś ona nastąpi. Mam ochotę na puszkę z Demonem. Otworzę ją,
by pośród strachu obejrzeć walkę Demona z Aniołem. O mnie.
Szczęściem Anioł jest z wyższej półki, więc nawet w tym stanie
powinien bez kłopotów uporać się z Demonem dla amatorów.
Najwyżej polegnie. A jeśli będą kłopoty, to świeżego Anioła
odbezpieczę w okamgnieniu.
Rzuciłem
okiem na blat. Tak zrobię – otwierając puszkę z Demonem, na
wszelki wypadek będę miał w ręku drugą, żeby ją odbezpieczyć,
gdy tylko złe okaże się silniejsze od gasnącego Anioła, albo
strach zacznie wyrywać mi serce. Sprawdziłem etykietę. Termin
ważności odległy, a jakość gwarantowana. Firma, to firma. Nie
fuszeruje. W środku na pewno jest egzemplarz okazowy. Komandos
pośród Aniołów Stróżów. Taki ukręci kark watasze Demonów, a
co dopiero jednemu. Da radę. Obroni, kiedy przyjdzie czas próby.
Lepszej okazji trudno wypatrywać. Zużyję starego Anioła do końca,
a później nadejdzie odsiecz! Zmiażdży lęki już wstępnie
pokąsane przez tego tu… zmęczonego… Równie komfortowej próby
mogę już nie mieć. Chyba nic złego stać się nie może?
Wzruszyłem ramionami – a niby co ma się stać? Szarpnąłem
zawleczkę; psyknęła tracąc hermetyzację…
Anioł
wrzasnął dość anemicznie i zdawał się być spocony. Czyżbym go
przecenił? Dobrze, że puszkę z nowym trzymałem w drugiej ręce –
wypuszczę Demona i rzucając puszkę uwolnię rękę, aby zerwać
drugą zawleczkę. Cholera! Za długo patrzyłem na więdnącego
Anioła! Z puszki wynurzyły się kosmate szpony. Błyskawicznie
schwytały Anioła za gardło i skręciły mu kark. Nie zdążył
nawet krzyknąć. Ja też, ale zacząłem drzeć się chwilę
później, bo Demon ugryzł mnie w ręce. OBIE NARAZ! Koszmar!
Puściłem wszystko, co trzymałem w rękach. Bolało. Na podłogę
poleciała wpół otwarta puszka z Demonem i zamknięta szczelnie z
nowym Aniołem.
Demon
rechotał obrzydliwie i usiłował wydostać się z puszki. Nim ta
opadła na ziemię był już na zewnątrz i zdążył jeszcze chwycić
puszkę z Aniołem… Demonstracyjnie wolno zaczął ją otwierać
gapiąc się na mnie i rechocząc bez ustanku. Głupiec! Wpatrywałem
się w puszkę z nadzieją, że nie przestanie i uwolni mojego Anioła
na własną zgubę – widać, że Demon dla początkujących. Pewnie
taki zaawansowany nie popełniłby samobójstwa w podobny sposób.
Nie wiem, co nim kierowało, jednak zawleczka nieskończenie wolno
podnosiła się, aż posłyszałem znajome psyknięcie. Odetchnąłem
głośno. Dość swawoli. Ten początek był wystarczająco
emocjonujący. Bałem się. Nie chciałem więcej. Chciałem się
nudzić pod skrzydłami solidnego Anioła, który wie i ochroni.
Demon ryczał swoją ohydną radość nadal otwierając puszkę.
Zerwał wieczko zdecydowanym ruchem i rzucił na podłogę.
Zabrzęczała blacha kołysząc się na parkiecie. Anioł gramolił
się, jakby zastały mu się kości od długiego pobytu w puszce.
Dziwne…
Demon rechotał, a Anioł niespiesznie wyłaził ze środka, jak
dziecko usiłujące przekroczyć parkan. Wreszcie wylazł! Miałem go
skląć, że taki ślamazarny, ale on… rozprostował skrzydła
machając nimi bez przekonania, a potem… powoli i niechętnie
stanął za plecami… Demona…
anioł
OdpowiedzUsuńto taki gość
co siedzi
w brudnej sukience
z kuflem piwa
na rozdrożu
i myśli
jak niewdzięczną ma pracę
bo bycie kryształowym
w otoczce piór
męczy bielą
oczy
o ileż prościej
jest
ubrudzić stopy pyłem
drogi
której nie trzeba
nikomu
pokazywać
Przeczytałam i aż w dłonie mi się zaklaskało z uciechy! Jakie śliczne opowiadanie!
Jestem zachwycona - dziękuję Ci za wprowadzenie w dobry humor.
ja również - bo wiersz dostałem, dziękuję pięknie.
UsuńKiedyś "zajmowałam się" Aniołami. Od jakiegoś czasu drepczę po szarości ziemi i wyglądam oznak dużo bardziej realistycznych ;)
OdpowiedzUsuńJednak sentyment do Aniołów pozostał do dziś :)
może w pamiętnikach został adres i dasz radę wrócić. chyba, że w szarościach bardziej Ci do twarzy.
UsuńAnioły w puszkach? Można wybierać czy z przydziału?
OdpowiedzUsuńmożna kupić... w Biedronce, albo innym Tesco.
UsuńNaprawdę można kupić takie puszki z Aniołami? Oj, to chyba znaczy, że dawno mnie w naszej pięknej Polsce nie było. ;)
OdpowiedzUsuńOpis Aniołów i Demona - przecudny! W ogóle sam pomysł przedni.
Ile razy tak właśnie w życiu jest, że nasz anioł blednie...
w sieci można kupić nie takie cuda. wystarczy pogrzebać.
Usuń