Byli
tacy, co dokarmiali manty, albo własną piersią bronili
niepokalanej dotąd rafy koralowej. Trzeba przyznać, że
zaangażowane zostały piersi takiej urody, że ledwie zauważyłem
spoza nich ową rafę. Kupa… gówna? Odchody i odpadki z ginących
bez końca skorupiaków, czy innego podwodnego planktonu. Czym tu
zachwycać się? Gdyby nie pomnikowe, zapewne lekko podrasowane
piersi rzecz trudna do zauważenia. Przypomniałem sobie, że są
księgowi zliczający bociany, czy żurawie, albo zaglądający do
gniazd orłom, albo krukom, bo podobno taka karygodna ciekawość
gotowa ocalić życie ptaszyskom. Ciekawe jak. Jajeczka – owszem -
niezły rozmiar, można byłoby pomyśleć o porządnym śniadanku,
ale ocalenie gatunku? Brednie jakoweś chyba!
Można
zdalnie adoptować zwierzątko w ogrodzie zoologicznym gdzieś w
Patagonii, czy Lizbonie… Dokarmiać tranzytem. Przelewem
błyskawicznym. Walutą europejską, albo jakąś inną – okazy nie
są wybredne i żrą, jak popadnie. Nawet mocno zdewaluowane waluty.
Grunt, żeby było dużo. Bo jeść trzeba i nikt dotąd nie opanował
życia poza układem trawiennym. Nawet Salomon z przysłowiowej
próżni nie zdołał uronić ani kropelki, a co dopiero zapewnić
dostatek i typowy dla wieku dojrzałego lekki bufor bezpieczeństwa
zwany pogardliwie otyłością brzuszną. Nie do końca zrozumiałem
ideologię hodowania okazów niewolniczych w krajach ościennych i
wspierania tej formy ucisku, jednak łzy w oczach celebryckich mają
przekonać mnie o słuszności idei i konieczności złożenia daniny
współczesnym bogom, pod groźbą, że kolejnym razem nosorożca
ujrzę na archiwalnym filmie BBC, albo po ułożeniu
tysiącelementowych puzzli 3D. Jakbym kiedykolwiek widywał go w innych konstelacjach...
Łatwo
kpić komuś, kto żadnej wojny nie przetrwał, nawet tej, która
bezskutecznie skrywała los ptaszka dodo wymarłego z powodu apetytu
drapieżników i własnej niezdolności do odlotów. Przegrani
poszczą na ogół i nurzają się w martyrologicznych wspomnieniach
bardziej niż kombatanci stadnie grzejący w popołudniowym słońcu
członki, które udało im się wynieść z frontu wschodniego.
Postanowiłem walczyć. Żeby nie umrzeć jako wieczny rezerwista,
dezerter globalnego zacietrzewienia. A ponieważ najłatwiej walczyć
o coś, czego da się dosięgnąć, trzeba było poszukać wroga
odpowiednio małego, albo zawrzeć sojusze z olbrzymami. Dziura
ozonowa zacumowała gdzieś na odległych krańcach stratosfery, więc
pozostawała poza moim zasięgiem, a liny cumowniczej nikt dotąd nie
odnalazł i nie zesłał jej na wieczne wygnanie w zimną toń
kosmosu, więc i ja skazałbym się na błąkanie się jako ta ślepa
kura licząca na szyderczy uśmiech losu bez większych szans na
sukces. Walczyć, by przegrać? Kim trzeba się urodzić, żeby
podjąć taką walkę? Mesjaszem?
Potrzebowałem
czegoś dla małych. Prostych, może nawet prymitywnych. Widziałem
wokół takich, co zrezygnowali z żywiny i z dumą okrążali miski
pełne trawy, albo jak osy obsiadali paterę owoców. Inni, wcale
nie mniej radykalni oszczędzali wodę do tego stopnia, że nie
musieli się tym chwalić, bo nosy w ich otoczeniu dysponowały
wiedzą o postępach i sukcesach w zwalczaniu niedoborów wody
pitnej, albo tylko zdatnej po przegotowaniu. Śmierdzieć jest łatwo,
trudniej smród znosić. Nie pamiętam pochodzenia wiedzy, jednak
ktoś wcześniej zauważył, że wystarczy cuchnąć gorzej od
wszystkiego, żeby wszystko inne stawało się boskim aromatem. Iść
na łatwiznę? Przetartym szlakiem? Jak jakiś święty rozdać
wszystko, żeby oddalić pokusy i zastygnąć w skorupie
dojrzewającej pleśni? Obrzydliwość podobnego rozwiązania świat
dostrzegł na szczęście – konwencje genewskie piętnują użycie
broni biologicznej i straszą sankcjami, embargiem i wiecznym
potępieniem. A miałem walczyć z maluczkim, nie z machiną
sięgającą mackami na całą Europę, a aspiracje mającą daleko
większe.
Sięgnąłem
w głąb siebie. Niewielka ta „głąb” ale sięgnąłem. Burczało
mi w brzuchu, a gazy usiłowały rozprostować kości. Gazy tak mają,
że dążą do rozprężeń. Może to i lepiej? Rozprężenie wnosi
do organizmu podejrzanie słabo uzasadnione zadowolenie, ale przecież
błogość nieudawana maluje się na sumieniach, bo twarz stara się
jak może zamaskować zachwyt, gdy organizm uwolni się od balastu.
Atmosfera w jakiś sposób potrafi zapanować nad obrzydzeniem i
pozwala woniom mieszać się bez końca. Nawet tym, z ujemnej
strony osi zapachów. Podziwiam ją za determinację. Moja
wyobraźnia od razu zaczyna zadawać pytania, a co, gdyby się jej
znudziło? Wystarczyłoby małe rozprucie, chwila nieuwagi i przez
dziurkę… jak za Grzesiem piasek…
Trzeba
koniecznie pomóc. Wesprzeć. Duchem chociaż. Modlić się, żeby
wytrwała bidulka, żeby nie popuściła, jak pluton wojska po
grochówce. Jak boża krówka po pracowitym przedpołudniu
poświęconym na rozdrabnianie łąki za domem i przetwarzanie jej
na bezwartościową paszę nadającą się na nawóz, lub ognisko po
starannym osuszeniu. Olśniło mnie! Mogę walczyć i wygrać!
Wystarczy, że
nie będę jadł grochu pod żadną postacią. A niech tam! Gotów
byłem nawet nie hodować bydlątek. A co! Ma się ten rozmach, rodem
z ofensywy pancernej pod Kurskiem. Samopoczucie i nie tylko poprawiło
mi się natychmiast. Zachwycony
uniosłem nos i poszedłem krokiem zwycięzcy. Świat
powinien być ze mnie dumny, ale jeszcze o tym nie wie. O bojowniku,
który właśnie za waszą i naszą… grochu jadł już nie będzie.
Poświęcenie epickie wręcz. Godne mistrzowskiego pióra. Obym
wytrwał. Przegranych bojowników często myli się z rebelią.
Zwycięscy zawsze stają na piedestałach.
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"I znowu list ci piszę poważny
O męstwie
A jest to wiedza goła jak jeleń
Co krwawi — burak — na przeczystym śniegu
A jest to mądrość smutna jak chłop
Myjący nogi przed wędrówką w szpital
A jest to tylko spora butla śmiechu
Co skacząc — chlusta w kurze karawanu
A przecież głowa
Ten włochaty garb
Ma swoją dumę
Kolosalnej kuli
Można ją jeszcze — gdy zagłada — wtulić
W ciepłą piwniczkę zapłakanych warg"
("Męstwo" - St. Grochowiak)
:)
Pozdrawiam:)
znakomite. słów trzymasz w głowie na wszystkie okazje. nawet na takie zupełnie niespodziewane.
Usuń"Niewielka ta „głąb” ale sięgnąłem" - ;)
OdpowiedzUsuńJa o filmie Gladiator chciałam coś - piękny film w moich klimatach, i ta muzyka... tyle razy już oglądałam i zawsze płaczę... ale cii
kobiety płaczą, bo to wyraża ich emocje. różne, trudne do przewidzenia.
Usuńjeśli jednak chcesz, to cii...