Noc
była, gdy wyszedłem
szukać ciebie, brodząc po tych wąskich uliczkach, po zakamarkach,
zaułkach zapodzianych, mostach, wyspach, kafejkach skromnie ukrytych
pośród kamienic starszych od ludzkiej pamięci, gdzie już kiedyś
udało mi się znaleźć… Szedłem tym chodnikiem, na
jaki
nie świecił księżyc patrzący srebrnym wzrokiem na drugą stronę
ulicy. W takim świetle rubiny twoich włosów wyglądają jak
dojrzałe winogrona, jak gorące kasztany, które chce się zjeść
wprost z ciebie, nim ostygną, nim zgubią twoje ciepło i zapach
skóry siejący zamęt w nas za każdym razem, gdy wsunę w nie nos.
Zaglądałem
w zapomniane podwórka i niedokładnie zamknięte dziedzińce,
podejrzliwie przyglądałem się rozlanym cieniom platanów i
ukrytym pośród ligustrów ławkom. Nie było cię nigdzie.
Zgubiłem cię. Wyrzucałem sobie, że nie zdążyłem nawet pożegnać
się z tobą, ani powiedzieć, że kocham. Bo przecież kocham, bez
uzasadnienia. Czuję to boleśnie, gdy każde damskie kroki budzą
nadzieje i suszą moje oczy. A potem kroki cichną w ciemnościach to
tu, to tam i wiem już, że nie twoje te kroki rozpierzchnięte po
uliczkach pustych od twojego śmiechu. Wzrok mi więdnie, spływa
krawędzią chodnika ku rynsztokom, jakby go wir deszczu porwał ze
sobą. Nie pada. Nawet zimno nie jest. Sądziłem, że będziesz
gdzieś tu, paląc papierosa pośród milczącej rzeki snującej
opowieść niedokończoną, albo tańczącą, zasnutą melodią
rozkołysującą biodra i chwytającą zębami dolną wargę, by nie
dać się porwać beztroskiej ekspresji z obawy, że ktoś, obok,
zauważy i wykpi marzenia tak jawne, rozgrzane i grzeszne.
Wracałem
pokonany do domu, wciąż nie chcąc przyznać się do porażki. A
przecież nie było cię wcale. Cicho zaskrobałem kluczami w zamku,
zdjąłem buty. Kwiat wyrosły specjalnie dla ciebie wydawał się
być zdziwiony, że zostawiam go w przedpokoju, jak parasol w
słoneczny dzień. Został tam, bo tylko ty mogłaś być
uzasadnieniem dla jego wątłej obecności w moim nocnym,
melancholijnym życiu. Na fali westchnienia popłynąłem ciszej od
rosy spływającej trzciną w zachłanność nurtu. Do sypialni,
gdzie mieszkała bezsenność, a górskie, ośnieżone szczyty
poduszek zwiastować miały lodowce kradnące ciepło każdej żywej
istocie nierozsądnej na tyle, żeby się pośród nich ułożyć do
snu. Gdzie
okno niegościnne broni gwiazdom mrużącym oczy dostępu do wnętrza.
Do pustki.
Oparłem
plecy o ścianę. Byłaś w łóżku! Śpiąca, z niewyraźnym
uśmiechem, odkryta, jakbyś dopiero co wygrała wojnę o oddech z
kołdrą duszącą cię od chwili, kiedy zazdrość w niej wzięła
górę nad rozsądkiem. Błysk zieleni, jedwabiu nocnej koszulki
usiłował skarżyć się, że nie upilnował miękkości piersi,
która niesfornie wymknęła się na wagary. Byłaś. Spałaś i nie
śniłaś koszmarów. Twoja dłoń biegała po pościeli szukając
pęknięć w lodowcu, albo bezpiecznej przystani. Może mnie? Bywałaś
przecież już w moim łóżku, które zdradziło mnie niecnie i woli
być twoim. Patrzyłem chłonąc spokój malujący się na czole,
uczyłem się twojego oddechu. Mruczałaś jakieś zaklęcia i
obróciłaś się wtulając
we własną pierś, a włosy rozsypały ci się po twarzy. Zazdrościłem
im bliskości. Poduszce, którą objęłaś mocno, zachłannie,
opowiadając jej wyznania, od których poduszka puchła bezwstydną
dumą.
Kołdra
wspinała się na twoje biodra uparcie, nie zwracając uwagi na ból,
kiedy z całych sił skopywałaś ją odsłaniając zęby. Byłaś...
Więc jednak… Wczoraj byłaś też. I tydzień temu, a może to był
rok? Nie potrafię zliczać czasu, ale wiedziałem, że bywałaś już
tu i to wcale nie przypadkiem. Czemu więc szedłem przez noc
szukając cię gdzieś daleko? Gdzie byłaś?
Wszędzie w powodzi słów...
OdpowiedzUsuńsądzisz? że zgubiła się w słowach?
UsuńMoże w wyobraźni, w majaku sennym?
OdpowiedzUsuńgrunt, że jest. że nie zgubiła się bezpowrotnie.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Było ciemno więc niewiele też widziałam
I pamiętam też niewiele
Było ciemno wiem że z pochyloną głową stałam
tak jak stoi się w Kościele
A więc stałam nie widziałam było ciemno lecz słyszałam
Wciąż... ten głos ten głos ten głos ten głos...
Podejdź bliżej więc podeszłam
Jak skruszony obywatel do przedstawiciela władzy
Podejdź bliżej już wiedziałam
Że ucieczka błyskawiczna tu niczemu nie zaradzi
Więc podeszłam posłuchałam było ciemno lecz słyszałam
Wciąż... ten głos ten głos ten głos ten głos..."
("Tango na głos, orkiestrę i jaszcze jeden głos" - G. Tomczak)
:)
Pozdrawiam:)
bardzo ładne. dziękuję.
UsuńOko - to jest po prostu przepiękne!!!!
OdpowiedzUsuńWyrazy najwyższego uznania.:-)
tęsknoty potrafią zagryźć rozum i wygnać w miasto. nocą, bez nadziei.
UsuńSzukamy... szukamy tego co było tego co będzie, a i tego co jest też szukamy...
OdpowiedzUsuńjak śpiewała Bukowina - szukam, szukania mi trzeba, domu, gitarą i piórem...
Usuń"Miłość to wieczna tęsknota...."
OdpowiedzUsuńczyżby?
Usuńdla mnie to zachłanność bez granic, bez czasu, to pragnienie, które zignoruje każde inne.
Pragnienie - nienasycenie? To takie uczucie samo w sobie, które nie dostrzega spokoju tuż obok. Nie twierdzę, że to coś złego... ale mam "Zły wiersz"
UsuńZły wiersz, którego autorem jest Julian Tuwim
Nie wiesz o tym. A był deszcz
I błądziłem po ulicy
I szukałem i czekałem
W żrącej, okrutnej tęsknicy.
Nie wiesz o tym. Byłem zły.
I poszedłem pić. I piłem:
Wódkę, koniak, wódkę, koniak,
I wesół, och wesół byłem!
Patrzaj: to jest nędzny wiersz,
Ale zły jest, zły i gniewny,
Bo czekałem, bo szukałem
W wieczór jesienny, ulewny.
wiersz wcale taki zły nie jest, jak sam siebie określa. zawiera sporo prawdy. kiedy spełnienia nie widać jakoś trzeba rozładować napięcie.
Usuń