Że
stary? Ale chłop. A taki, to nie przepuści, bo i jak? Pani była
młoda uporczywie, dość mocno wybujała w przepiękny sposób, nie
dyskryminujący żadnej z osi. Nic dziwnego, że bluzeczka miała
pewne kłopoty z dopięciem się na wysokości biustu, który swoimi
gabarytami wzbudzał westchnienia pełne nieumiejętnie skrywanych
nadziei.
Pani
kołysała się lekko, poddając się falom niesionym przez
tramwajowe szyny i wagon, odkładając się w końcu na jej ciele
reagującym drobnym ruchem na odbierane impulsy. Pewnie i mój wzrok
unosił się na tej samej fali, gdy surfowałem po grzbietach piersi
ukrytych z wyraźną, zamierzoną niedbałością. Były prawdziwe? A
skądże mógłbym wiedzieć! W moich oczach były i za możliwość
ułożenia się na nich do snu gotów byłem pasek z emeryturą
zastawić w lombardzie i kupić całą kwiaciarnię, żeby się
wydarzyło.
Podobne
myśli, rozkojarzały mnie wystarczająco, żeby tramwaj minął
kilka przystanków bez znaczenia dla niniejszej opowieści, nim
dostrzegłem, że pani ma zaimplementowaną bezpośrednią łączność
z piersiami. Kabelek niczym czarna mamba wychylał się z domyślnego
wąwozu pomiędzy wzgórzami, jak San wynurza się spomiędzy
Bieszczadów i wspinał się trawersem na ekspozycję obojczyka, by
ukąsić kobietę w uszy. Oba naraz! Pani zdawała się być
zadowoloną z życia, więc chyba nie bolało za bardzo. Myłem uszy
zupełnie niedawno, dlatego zaryzykowałem inwigilację werbalną,
żeby sprawdzić, o czym mogą śpiewać pieśni piersi swojej
nosicielce. Na twarzy pani kwitła satysfakcja spokojna i pozbawiona
podtekstów. Cyborg z niezależnym zasilaniem podgrzewanym
autonomicznym systemem wewnętrznym. Ciepłę baterie… trzymają
dłużej.
Kolejny
przystanek. Wagon zastygł w bezruchu, a mi aż oczy zaćmiło –
biust będący przedmiotem studiów zadrżał dyskretnie, tknięty
nerwem, po czym powtórzył cykl bezruch-drżenie-bezruch, ku mojemu
zdumieniu i zachwycie. Nawet, jeśli były sztuczne, to ruch miały
podszyty pięknem potrafiącym pochłonąć cała wilgoć z moich
ust. Usychałem tęskniąc za źródłem mogącym mnie orzeźwić.
Przeniosłem wzrok nieco wyżej, siewając oczu, które zdawały się
być martwe, zamglone i nieobecne. Nieostre. Piersi przestały
wreszcie drżeć, może dlatego tramwaj ruszył w dalszą podróż
bez obawy, że interferencja drgań spowoduje katastrofę w ruchu
drogowym.
-
Cześć…
Wyszeptała
pani, a ja tak bardzo chciałem, tak liczyłem, że się zdarzy
niemożliwe, że kiedy się zdarzyło, musiałem zdyscyplinować
zwieracz, żeby ze szczęścia nie popuścił. Błogość wlała się
we mnie znienacka, jakbym był naczyniem próżnym, chętnym i
podatnym na pływy. Zalało mnie uczuciami od stóp po czubek głowy
z lekką rezerwą na pochłonięcie spodziewanej euforii. Byłem
Bogiem. Przez tę jedną, niezbyt długą chwilę byłem. Każdym.
Nawet tym zmyślonym w wytwórniach Disney’a. Bogiem płodności,
młodości, miłości i wszystkich innych „ości” - nawet tych,
których świadomości w sobie dotąd nie nosiłem. Chciałem zabrać
ją gdzieś, gdzie mogłaby… gdzie my moglibyśmy…
-
Przyjdę. Chętnie… Jeśli tylko naprawdę tego chcesz - Głos
sączył się ambrozją w uszy, a ja nie mogłem uwierzyć we własne
szczęście. Czyżbym nieostrożnie wszystkie swojej marzenia
wygłosił nie wewnątrz głowy, a publicznie? I usłyszała na tyle
wyraźnie, by mi odpowiedzieć? Byłem z niej dumny, że zdobyła się
na odwagę w obliczu nieznajomego, który tak zuchwale wygłasza
wyznania w tramwaju – Przyjdę, oczywiście, ale dopiero po
południu, bo teraz muszę to i owo załatwić. Pasuje ci?
Kiwałem
głową, a wraz ze mną połowa męskiej populacji w tramwaju.
Wpatrzony w nią ledwie widziałem pozostałych – oni zapewne też
nie ogniskowali wzroku na potencjalnej konkurencji. A jednak
widziałem liczne usta układające się w krótkie… zbyt krótkie
wyznanie: „tak”…
A
potem, nagle, świat umarł. Zwieracz zacisnął się tak, że mogły
minąć tygodnie, zanim wróci do normy;
-
To pa, Kasiu, do zobaczenia. Całuję…
Wow ale odważne. Fajnie, lubię takie teksty.
OdpowiedzUsuńnie widzę tu odwagi. to, że faceci gapią się głodnym wzrokiem na kobiety, to chyba rzecz powtarzająca się każdego dnia, w każdym mieście świata. i nie tylko.
Usuń