Pierwsze były sroki ze swoim sardonicznym śmiechem ukrywające się w
świeżo opierzonych drzewach. Potem, na ledwie skoszonym trawniku wykazującym
tendencje do schnięcia pojawiły się szpaki – nieprzemakalne najwidoczniej.
Młoda sroka wyglądała przy nich, jak zmokła kura i nawet żartować złośliwie nie
chciała, tylko polowała na dżdżownice, które wynurzyły się z ziemi, żeby nie
utonąć. Pod żywopłotami zakwitły pieczarki-mutanty. Wielkie jak talerze i brązowe
od wilgoci. Śliskie niczym winniczki zmierzające w przyszłość mozolną. Pośladki
w czerni zdominowały drogę do tam. Ciekawe, czy powrót będzie w bardziej
wyszukanych barwach. Kostki granitowe, spomiędzy których deszcz wydłubał
paprochy i piasek zdawały się być taterniczym szlakiem, pełnym wybojów i okazji
do zwichnięcia kostki. Wspiąłem się. Do tam. A nie wspinam się, gdy mam obawy,
że powrót mnie przerośnie. Wrócę. Wierzę, że wrócę. Chcę wrócić.
Podlotów trochę jest, awanturę potrafią zrobić, jak się rodzic spóźni z wsparciem.
OdpowiedzUsuńGrzyby jeszcze nie rosną, ale trawa po deszczach wybujała.
Szczęśliwego powrotu po umytej kostce.
pieczarki, to ponoć nie grzyb - ale podobno w lasach można już znaleźć i to nie zeszłoroczne, a świeże.
UsuńTrafiłam już u siebie na te pieczarki, ale ja ich nie zbieram, czekam na maślaki :)
OdpowiedzUsuńteż powinny już być. ciepło i mokro... natura sprzyja.
UsuńTe wielgachne, chyba pieczarki rosną wszędzie...
OdpowiedzUsuńgrzyby potrafią spacyfikować każde otoczenie - nawet dziura w betonie wystarcza, żeby się osiedliły.
Usuń