Szyszki znalazły w końcu odwagę, albo
straciły siły i walą na łeb, na szyję z drzew wprost na miętolone kosiarkami trawniki,
albo asfalty, na które usiłują wdzierać się samochody. Skutecznie. Szyszki
pękają, nasiona umykają w szczeliny, załomy, szpary, albo oddają życiowe soki zmiażdżone
oponami i lepią się do podeszew nikłą kroplą – ostatnim tchnieniem życia. Krótkie
spodenki i bluzeczki bez rękawów odsłaniają tatuaże, blizny, a jeśli już nie,
to przynajmniej urodę ciała. Ptaki patrolują okolicę w poszukiwaniu owadzich żeremi.
Kołyszą się na szczytach tui wypatrując łupu, żeby w przypadku sukcesu gwizdnąć
ostro na pobratymców i złupić bez litości osadę. Fioletowe kwiaty na
ciemnozielonym, gęstym listowiu przypominają jakiś senny koszmar, w którym
dobro skończyło się, nim zaczął się pisać obraz, a reszta eskaluje w stronę
horrorów mających w nosie kardiologiczne kaleki. Wreszcie deszcz, podszyty gradem, gra w
kółko i krzyżyk sam ze sobą na puzzlach chodnika; kto wygra? Pewnie nie ten
pan, który pod pachą niesie sporą zabawkę-wózek, mieniący się kolorami
czterokołowiec zasilany jednym, zupełnie nie mechanicznym koniem stanowiącym
jednocześnie funkcję kelnera, bodyguarda, nauczyciela, przewodnika wycieczek i...
ech! Renesansowy omnibus po prostu. Ale wózek jest pusty, jakby dziecię zawieruszył gdzieś po drodze... Kosy penetrują niedorosłe zboże
poświstując, maki rzucają niepokojąco czerwone kleksy na szyby pojazdów w których życie
zamyka się w enklawie kabin, wnętrz niedostępnych i niegościnnych, nie znoszącym
obcych. Chmary szpaków ćwiczą desant, żeby uchwycić przyczółek na dojrzewającej
właśnie czereśni. Niskopienna kobieta myje okna, niezrażona aurą – widać tylko
dzisiaj może to zrobić, względnie jutro czystość okien zadecyduje o jej przyszłości.
Jej okien, o jej przyszłości – paskudna ta konkluzja pozbawia mnie złudzeń.
Trudno żyć tylko dla siebie. ONI wciąż mają znaczenie. Ja bez nich - nie. Więc
co? Też umyć? Mimo mroku i gradu szemrzącego po parapecie alfabetem Morse’a w
tempie zbyt szybkim, żebym odczytał przekaz? Nie! Stać mnie wciąż na
nonkonformizm. Taki malutki, ledwie zauważalny dla mnie, na moją skalę szyty. Niech
znów się nie zdarzy, niech nie umiem właściwie, niech domyślam się, zamiast
wiedzieć. Trudno. Aspiracje powinny być powyżej możliwości – inaczej życie
stałoby się nieznośnie nudne.
Najgorzej, gdy ktoś zupełnie bez aspiracji, nawet do mycia okien...
OdpowiedzUsuńto nie wiem... może tak ma być?
UsuńTo te baby, myjące okna z uporem maniaka, sprowadzają ulewy i burze.
OdpowiedzUsuńi całe szczęście - tydzień deszczu na pół roku kalendarzowego, to niemal kompletna posucha.
Usuńniech myją z większym uporem.