- Zabijemy
wszystkich mężczyzn! - zaproponował – A jeśli nie ich, to zabijmy chociaż ich
jądra! Wtedy…
Rozmarzył się
bez pośpiechu. Na piegowatej twarzy ze śladami niedoleczonej ospy wietrznej,
trądziku pełnego wulkanicznych wzniesień w każdym możliwym kolorze, pojawiła
się błogość. Można śnić na jawie. Naprawdę! Ale, kiedy dysponuje się zapleczem
finansowym, sny łatwo przekształcić w ekstrawagancką inwestycję. Sprzedajnych
lekarzy nie brakowało – każdy chciał lepiej jeść, jeździć ciut dostojniej i
mieszkać wystarczająco godnie, aby niewiasta nie sarkała, podając zbyt rzadki krupnik
na niedzielny obiad.
Moja wyobraźnia
najwyraźniej wkroczyła na tory marzyciela. Widziałem jak omija pułapki, z jaką
determinacją eliminuje przeszkody i jak szerokim, choć skrupulatnie
ewidencjonowanym strumieniem płynie kasa, zmieniając światopogląd pospólstwa.
Gwiazdy, gotowe za poklask sprzedać swoje wątpliwe cnoty, celebryci niemający
nic, prócz jednodniowej chwały, politycy niepewni jutra i zubożałe umysły
smażące pierogi na margarynie, bo masło wiecznie było zbyt drogie…
Chemia nieśmiało
zapukała w żołądki mas. W promocyjnej cenie, zachwalana przez zagłodzone na
śmierć modelki, z których nawet biustonosz spadł nim zaprzyjaźniony paparazzi
zaapelował o podobną niedyskrecję. Nowe leki na nowe czasy – tak głosił slogan,
jakim wycierali sobie gębę nie do końca skorumpowani, by swobodnie udawać
ignorancję. Ktoś podniósł ręce, by powiedzieć – nie chcę brać udziału! I nie
będzie brał. Już nic nie będzie, bo granitowa płyta wycisnęła z płuc ostatnią
skargę, sprawiając kłopot ulotnej duszy, by zagościła pośród stada tępych
cumulusów.
- Zabijmy ich
nasienie. Niech teraz kobiety powalczą o przetrwanie, a my, niczym w haremie
będziemy przebierać, nie bacząc na rzeszę eunuchów mogących zaoferować jedynie
krople potu na naoliwionej, bezpłodnej piersi! Nic to, że doskwiera ci garb, a
sznyty na twarzy szpecą. Będziesz królem, cesarzem i Bogiem – wybieraj!
Nie wierzyć obłąkanemu,
który dysponuje piedestałem, przed jakim karnie klęka świat finansjery, to
objaw dewiacji. Darwin uprzedzał, że natura ewoluuje i tylko ci, którym udało
się przystosować, przetrwają. Reszta zdechnie w ciemnych, gnijących zaułkach
rozdroży totalnego rozwoju. Ukląkłem, przyjąłem zlecenie i wdrożyłem bieg
maszyny czasu napędzanej nie-moją-walutą. Świat oszalał. Nieprawdopodobne, ile
można osiągnąć, gdy się nęci pod kotłem odpowiednio do zamiarów. Ilu pożytecznych
idiotów przyjęło za własną doktrynę, dzięki czemu tym nieufnym można było
nasypać tak wiele proszku do drinków, żeby zdusić wątpliwości moralne
nadwyrężone niezbyt schludnymi życiorysami.
Świat krzyczał,
bojkotował, zachęcał do wszystkiego, czego żądał Mój Pan. A on chciał wytrzebić
stado. Niewielu mogło się obronić, bombardowane zewsząd trucizną sączącą się z
głośników i monitorów. Z pism i ustaw, z wyroków sądowych i powszechnej głupoty.
Marsze i kontrmarsze wędrowały przez świat w rytm napędzany jednym łonem – tym,
które pragnęło wyłączności. Wirtualne gwiazdy wznosiły zachwyty zliczając
miliardy odsłon, ilekroć głosiły jedynie słuszną ideę.
Każdy chciał
dołączyć. Nikt nie chciał zostać w tyle, albo z opuszczonego peronu oglądać
odjazd szczęśliwej rzeszy ludzi – znajomych, przyjaciół, kuzynów, nieznanych
ojców i niegodziwych matek. Pod kotłem płonęły miliony, miliardy papierowych
bożków z obliczem tego, czy innego śmiertelnika. Ołtarz nie gardził najmniejszym
skrawkiem. Czkawka zbyt małego kotła błagała o litość, w zamian otrzymując
więcej energii, niż mógł znieść. Grono neofitów własnymi ciałami broniło go
przed rozerwaniem na strzępy, sądząc, że jeśli trzeba poświęceń, to idea staje
się świętością, patriotycznym obowiązkiem, który wypełniłby każdy, jednak to
oni stać się mieli narodem wybrańców.
Pierwsze pomniki,
zbudowane pozornie ku pamięci poległych, szybko ozłociły się, przemianowane na
kamienie milowe rozwoju cywilizacji. Zamiar uparcie trwał w cieniu. Mamił,
łudził, zwodził. Ale nie przestawał podsycać ognia. Trudno było się opamiętać,
gdy taniec czarownic zaczął wirować skrywane głęboko nienawiści wobec męskiej
niesprawiedliwości. Zaprzepaszczone, nastoletnie złudzenia. Ołtarze padły, by
zrobić miejsce walecznym o spienionych ustach. Niewiasty wreszcie poczuły moc
stworzenia. Wszechmoc. Męski świat niepostrzeżenie karlejący od początku
dywersji nie potrafił nawet z poziomu kolan zaprotestować. Pełzał. Skamlał.
Żebrał o zauważenie. Głupcy! Piedestał był skrojony na dużo większą skalę!
…
A kiedy przyszło
opamiętanie, nie dało się już zatrzymać karuzeli. Nie było nikogo, kto potrafiłby
do gorejącego kotła wrzucić wystarczającą fortunę, by rzecz odwrócić, albo choć
ograniczyć skutki. Niczym koło zamachowe historia toczyła się nadal –
bezwładnie, bezwolnie i bezradnie. Rozum wracał pośród oporów, bo tak łatwo płynęło
się z niekończącym się strumieniem przywilejów za pokorność. Młodzieńcze wzwody
daremniały o brzasku i nawet ciepło dłoni nosiciela nie potrafiło skłonić
nasienia do przedśmiertnego paroksyzmu.
Faktycznie –
garb, jąkanie i figura odległa Apollowi o całą długość miary wszechświata nie
stanowiła już kłopotu. Nawet ja, karzeł ohydny mogłem rozkazywać. Grymasić. Dzielić
i rządzić, szanowany bardziej, niż Krezus. Wystarczyło przeczekać. Bez walki,
bez epatowania i spolegliwości. Owszem – miałem wsparcie. A raczej kaganiec.
Mądry Pan mnie powstrzymał, a ja, w egoistycznym bilansie nie dostrzegłem strat
– wszak moja płodność nie była dotąd nikomu potrzebna. Wstrzymałem się bez
udręki i przeczekałem fałszywe obietnice. Represje i odwołania do moich
obywatelskich sumień, obowiązków i powinności. Schowałem się w mysiej norze i
tam, zahibernowany przetrwałem nagonkę.
Dziś… mogę. Jako
jeden z niewielu mogę i tylko drobny robak zwątpienia mnie drąży:
– Mój Pan diabłem
był, czy wręcz przeciwnie?
I do mysiej nory łatwo się dostać lub inaczej, może nie być do kogo wychodzić.
OdpowiedzUsuńjotka
otóż to.
UsuńNo, no... O takiej wojnie jądrowej jeszcze nie słyszałem!
OdpowiedzUsuńmiło, że udało się zaskoczyć kogoś, komu fantazji nie brakuje.
UsuńA jak taka fantazja stanie się rzeczywistością???
OdpowiedzUsuńa jeśli to już się dzieje?
Usuńbo się dzieje.