Cierpliwie, dzień po dniu, sączyłem w twoje uszy jad.
Powtarzałem mantrę do znudzenia, nie martwiąc się jej monotonią. Musiałaś
uwierzyć. To była wyłącznie kwestia czasu i wytrwałości. A ja byłem zawzięty i
nie pozwoliłem sobie na zaniedbanie.
-
Jesteś kompletnie głupia! Beztalencie! Idiotka!
Zagwarantowałem
ci cały pakiet ideologicznej gangreny każdego poranka, oraz wieczorną powtórkę.
Smagana wściekłością głosu, kuliłaś się w kącie, żeby mniej bolało.
Wreszcie
zgasły ci oczy, a bezsenność skopała z łóżka na dobre. Teraz byłaś już moja na
zawsze. Drżałaś pod wpływem spojrzenia, wstydząc się odezwać. Żebrałaś o zgodę,
chcąc pójść do łazienki. Całowałaś dłoń, za najdrobniejszą łaskę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz