Pani w spodniach w
drobniuteńki, czarno-biały wzorek, zmierzała dziarsko w stronę wschodzącego
właśnie słońca. Na jej pośladkach spokojnie zmieściłby się lokalny turniej
szachowy, gdyby nie fakt, że plansze drżały, energetycznie napędzane
wewnętrznym reaktorem. Kawki przycupnęły na znaku drogowym i z takiej wysokości
kontemplowały pośpiech ludzi tłoczących się na przystanku, dyskretnie
komentując zauważenia w kawkowym języku. Gołębie kołują nad osiedlem. Wir mami
wzrok, powodując lekki niepokój – może błędniki wysiadły ptaszkom i muszą tak krążyć
do ostatniego tchu? Sprzątaczki otrząsają wiszącą na płocie winorośl z uschłych
liści, żeby temat sucharów mieć z głowy do przyszłej jesieni. Miło, że
dysponują wiarą w tak odległą przyszłość i pałają chęcią pracy ponad absolutne
minimum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz