Wiatr zlizywał okruchy śnieżnej nieśmiałości z placu zabaw i kotłował się
z resztkami nie potrafiąc ani bałwanka ulepić, ani choćby loda na patyku.
Słońce przedzierało się przez chmury uparcie, lecz bez większych sukcesów. Przebiśniegi
przebiły się nawet przez brak śniegu, a fiołki zgubiły swój aromat, ale udało
się im ocalić kształt i kolor. Mosty trwały na swoim miejscu, a pejzaż starał się
być konserwatywnym, chociaż tyle nowych budynków wdzierało się w szczeliny
przeszłości, że dzisiaj Miasto nie było już wczorajszym. Tym, które pamiętałem,
gdy jeszcze nie wiedziałem, że chcę pamiętać. Puste pejzaże, bezludne
przestrzenie, które przecież miały być miejscem spotkań, a teraz są jedynie
pasem startowym na którym rozpędza się wiatr. Mi również udało się rozpuścić
nogi i powędrować tam, gdzie nikt nie czekał, ani nie spodziewał się, że mogę
zaistnieć choć na chwilę. Starałem się jak mogłem, żeby nie zakłócać i nie
naruszać, a przecież byłem. Dobrze jest zmierzyć Miasto własnymi krokami, kiedy
nie trzeba ich liczyć, ani szukać uzasadnień.
:)))
OdpowiedzUsuńja też się cieszę.
Usuń'Przebiśniegi przebiły się nawet przez brak śniegu' - :)
OdpowiedzUsuńNo podobno w górach posypało to tam by mogły się wykazać. O! i zatęskniłam za górami, tam była ucieczka która nie jest ucieczką.
wiosna Cię nosi? powodzenia. chętnie poczytam o kolejnej wycieczce. zima ledwie dyszy i nawet śnieg w górach już nie ten styczniowy, czy zeszłoroczny.
Usuń