Nie ubieraj się
dla mnie zbyt dokładnie. Nie ma potrzeby narażać satynowych koronek na moją
niezgrabność, kiedy zadrżą mi ręce nim skryję je w tajemnicach. Nim piegi
policzę ustami, nim zalęgnę się krzykiem zdławionym w gardle, bo przecież
sąsiedzi… Nie onieśmielaj mnie wzgórzami stanika, pod którymi drzemią siły
niepojęte gotowe zakwitnąć wulkanem i stygnąć pośród diamentowych kropli potu
wiśniową perłą wrażliwą na każdy szept.
Nie maluj się
wcale. Czas stracony bezpowrotnie tylko po to, żeby oszukać obcych, których
przecież tu nie ma. Tutaj nie musisz udawać, tu możesz oczy zamknąć i pozwolić
myślom popłynąć dalej niż masz odwagę przyznać nawet mi. Ja też wiem, że nie
każde marzenie musi się spełnić, że myśl pikantna wystarczy, bo doświadczenie
zabić może urodę ekstrawagancji. Myśl jeśli pragniesz i pozwól z tych myśli
rozebrać się nim je poznam, żebym dotarł głębiej niż rozum sięga.
Nie ukrywaj się w
cieniu rzęs. Mów do mnie. Dla mnie. Ze mną krzycz w tajemnym języku, który słów
nie zna żadnych i nie potrzebuje ich wcale, bo opity jest wrażeniami, jak bąk
lipcowym nektarem. Namaluj na mojej skórze wszystkie słowa czubkiem języka.
Jakbym był niewidomym. A ja malował będę odpowiedzi opuszkami palców
szukających miejsca, by osiąść na stałe i zakotwiczyć w bezpiecznym porcie.
Nie pozwól mi
zapomnieć, że to pierwsza nasza niewinność podglądana co wieczór, czy nie
zakurzyła się nam po dniu pełnym tęsknot, bo przecież, jak skończony głupiec
wypuściłem cię z dłoni nim świt rozgorzał, a potem wołałem żałośnie, żebyś znów
mi była najbliżej, żebyś wróciła, bo jak miałem nacieszyć się tobą przez jedną,
krótką noc, choćby była z tysiąca i jednej złożona? Przecież ja ledwie zdążyłem
zachłysnąć się cieniem twoich bioder na których wyrosła niewidzialna sawanna
kołyszących się traw w ciepłym wietrze, a ja w pół drogi, tej w nieznane, skąd
wraca się mężczyzną, albo nie wraca wcale.
Nie wstydź się,
gdy twoje dłonie zaborcze się staną i każą mi biec bez tchu, kiedy paznokciami
rozorasz ocean pościeli płynąć po falach wzburzonych, nie wiedząc, czy chcesz
już zatonąć, czy jeszcze łyk powietrza najpierw zaczerpnąć. Nie wstydź się oczy
otworzyć, kiedy stracą ziemskie barwy i wypełnią się światłami mgławic. Leć,
płyń, zapomnij jutro i wczoraj. Będę twoją kotwicą, możesz już puścić ostatnią
nić babiego lata, którą zatrzymałaś resztkami sił w dłoni. Nauczę cię wracać do
tutaj. Bez pośpiechu. Przecież tam, gdzie nie mieszka czas nie można zostać za
długo.
Nie martw się.
Ściany udźwigną naszą intymność, choćbyśmy ją niestarannie ukryli pośród
poduszek. Odbiją echem niedyskrecje i zwrócą je nam aż zaśniemy wtuleni w
siebie wzajemnie, by nie pozwolić oderwać się od siebie, gdy chaos rósł będzie
i zewem swoim mamił. Pozwól czarnym myślom odfrunąć. Niech się staną stadem
nietoperzy polujących w ciemnościach na niewidzialne. A kiedy w końcu wyfruną
przez niedomknięte okno zatrzaśniemy im drogę powrotną, żeby krążyły aż do dnia
sądu, lub padły z głodu.
Nie uciekaj ode
mnie nocą, gdy zaplączę się w twoje ciało, by oddać mu własne ciepło, którego
więcej mam niż trzeba na jednego człowieka. Śmiej się ze mnie, że nie potrafię
sam zużyć i dzielę się z tobą, żeby nie spłonąć do cna. Że mruczę połajanki
trzymając cię mocno w ramionach, a ty uciekasz po stokroć ze śmiechem patrząc,
jak rzucam się w pościg bez otwierania oczu, a rankiem wstaję zmęczony, nie
wiedząc, ze całą noc cię goniłem, żebyś ze mną była, a ty wcale uciec nie
chciałaś, tylko chciałaś, żebym cię złapał i znów…
Nie chcę z tobą
tak wiele… Nie chcę tak często, tak mocno i długo. Zanim nie spełnią się
wszystkie… Nie boję się całkiem, że przestraszysz się mnie. Poczekam, aż
krzykniesz, aż światło zadrży pod ciosem słów przepojonych pożądaniem: nie
przestawaj, nie zostawiaj mnie samej, chodź za mną tam, gdzie nie ma słów.
Piękne... Tyle słów i zdań dla mnie tu genialnych, że aż nie wiem co wybrać... Miłość genialna...
OdpowiedzUsuń"Nie maluj się wcale. Czas stracony bezpowrotnie tylko po to, żeby oszukać obcych, których przecież tu nie ma" - i wiele innych zdań, które skradły me myśli i szarpią nimi jak marcowy, ostry wiatr.
P.s. jest forma.
do formy przydałaby się też treść, ale dobre i to na początek. po cichu powiem, ze makijaż jest niesmaczny i trudno ukryć grymas, kiedy natrafi się kubkami smakowymi na zwarte pokłady chemii użytkowej.
UsuńTeż powiem, że piękne, gdyby pierwszym akapitem bieliznę reklamować, kupiłabym na pewno...
OdpowiedzUsuńkolejny fach w ręku - tego jeszcze nie próbowałem.
UsuńTakie nie, co wychodzi na tak.
OdpowiedzUsuńżeby choć raz znaczyło i nikt nie protestował.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało"
("Bliscy i …" J. Twardowski)
Miło, że znowu jesteś.
Zaglądałam od czasu do czasu, ale nie komentowałam, bo lubię choć namiastkę konwersacji:)
Pozdrawiam:)
jestem. niech będzie, że namiastką. cieszę się, że zajrzałaś z eleganckim wierszem (Ty nie potrafisz chyba przyjść z pustymi rękami). Mam nadzieję, że świat Ci sprzyja, albo zapomniał o Tobie i pozwala Ci na swobodne korzystanie z czasu.
UsuńKonwersacja blogowa jest namiastką prawdziwej rozmowy:)
UsuńCzasu o tyle, o ile - raz mniej, raz więcej.
I chyba masz rację - w realu też zawsze czymś obdarowuję. Lubię:)
Pozdrawiam:)
zupełnie, jak moja mama... ona tez nie potrafi, a jak coś powiem, to się obrusza.
Usuń...Oko nieustannie w oparach seksu... Ty viagrę łykasz... czy to jakiś wirus napierający ...?
OdpowiedzUsuńczłowiek młody, kiedy seks przedkłada nad obiad.
Usuńja wciąż bardziej spragniony, niż głodny.
nic nie łykam. pewnie nie różnię się od innych - może tylko mniej się z tym kryję, że owszem cielesność jest ważna, szczególnie gdy prócz potrzeb jest też uczucie.