Dron patroluje przydomowy ogródek. Z wysoka słychać, jak warczy
skrzydełkami, niczym wściekła ważka, ale pewnie zagląda do kilku sypialni, bo
przecież truskawek wciąż nie ma sensu wypatrywać, a psia twórczość wydaje się
niezbyt ciekawym dziełem, żeby zatrudniać maszynę do monitoringu. Starsza pani
po wielkiemu cichu nadciągnęła na stalowym rumaku. Elektryczny był, w grube,
miękkie gumy wyposażony i spore pole załadunkowe. Pani z trudem znosiła obecność kasku,
który zdominował jej sylwetkę. Miałem wrażenie, że cała reszta doczepiona jest
do niego jako alibi zupełnie nieproporcjonalne. Ale nie trzeba dźwigać
ziemniaczków ręcznie. Ani narażać stopy na kontakt z podłożem niesterylnym.
Dopiero po zmierzchu deszcz spadł, ale czy zmył wszystkie grzechy tubylców - nie
wiem. Może chociaż zamroził, bo ciepło nie było. Starsza pani pozazdrościła mi
czapeczki i chyba chciała na nią wymienić swój niegdyś błękitny kapelusik.
Twardy byłem i bezwzględny – nie oddałem. Przyznała się, że wiatr porwał go z
jej głowy i cisnął w kałużę. Może to mnie jakoś usprawiedliwia…
Czapeczka pewnie twarzowa skoro pani miała na nią ochotę.
OdpowiedzUsuńkto wie. pani wiekowa była i mogła mieć słabe oczy.
Usuńczapeczki rzadko są twarzowe i wygląda się w nich mało atrakcyjnie, kiedy się je naciągnie aż po brwi.
A może ów dron kaszlących szuka lub grzeszących, kto wie...
OdpowiedzUsuńnie wpadłem na pomysł, żeby go zapytać.
UsuńMasz wyobraźnię. Dron do podpatrywania był czy podsłuchu? Czyżby babcia była cyfrowa, że umiała się posługiwać dronem? To pewnie dlatego straciła beret...
OdpowiedzUsuńSerdeczności
babcia posługiwała się elektrycznym skuterem, a dronem, to nie wiem kto i po co. mogę wyłącznie zgadywać.
Usuń