Słońce zeszło
nisko, a mój cień popędził jak wesoły pies gdzieś na krawędź widoczności.
Rozbrykany, szczęśliwy, że nic nie musi a może wszystko. Patrzyłem za nim, ale
poleciał. Szczęścia nie można zatrwożyć komendą. Nie można mu nakazać. Ono jest
z natury bezpańskie, beztroskie i rozbiegane tak, jakby miało z osiem rąk i
setkę nóg. Cień dzisiaj taki właśnie był. Pewnie wróci do mnie, gdy się wyszumi. Poopowiadać, wyżalić
się, albo lizać rany, jeśli tam, w obczyźnie spotka go co złego. Na razie
biegł, bo musiał. Patrzyłem wilgotnymi oczami, bo tak daleko patrzeć nie
potrafię i łzawią z wysiłku.
Chciałem go
przestrzec, żeby uważał, jak przebiega ulicami, ale śmiał się do mnie echami w
wiatrach rozszarpanymi, że mu matkuję i pewnie jeszcze czapkę każę mu założyć,
albo zapytam o chusteczkę do nosa. Chciałem… Naprawdę chciałem, bo to prawda.
Matkuję mu, chociaż troszkę się tego wstydzę i ukrywam pod gderaniem i
pozorami. Ale to prawda. Boję się o urwisa i o to, co wymyśli, więc staram się
za nim nadążyć. Dzisiaj nie miałem żadnych szans.
Zanim krzyknąłem
był już chyba na innym kontynencie – jak on przepłynął ocean, skoro pływać nie
potrafi? Chyba nie potrafi, bo nie uczyłem go, a sam nie umiem, więc jak? Może
koledzy mu pokazali. Mi nie pokazywali. Albo raczej pokazywali, tylko nie
miałem odwagi naśladować. Za to cień nie boi się niczego nikogo. Widziałem, jak
wspinał się na wielkie drzewo, które chwilę potem upadło na ziemię. Cień wbiegł
na nie lekko, a kiedy przewracało się zgrabnie zeskoczył i łasił się u moich
nóg, jakby chciał, żebym ja też biegał po zwalanych drzewach.
Dzisiaj chciałem
poprosić mój odważny cień, żeby zaniósł wiadomość do kogoś, bo szybciej biega
niż ja. No dobrze już, przyznam się – stchórzyłem i odwagi mi znów zabrakło,
jak przy pływaniu. Chciałem, żeby pobiegł i wyznał komuś, że pragnę. Że
czekam aż przyjdzie do mnie. Sam mógłbym przyjść? Zwieszam głowę. Mógłbym.
Nawet próbuję czasami. Ale to nie to samo. Bo nie jest wszystko jedno. Bo kiedy
się przychodzi, być może po to, żeby brać, a kiedy się poczeka, wtedy można
tylko dostać. I to jest większa wartość niż zgoda na branie. A ja właśnie
chciałem dostać, a nie otrzymać zgodę na branie. I ten mój cień rozchełstany,
młody, zagoniony chciałem wysłać, żeby wymruczał tam, na miejscu, że bardzo
czekam i wypatruję i słuchem się podpieram, licząc, że usłyszę jak idzie do
mnie ta moja dobrowolność i ręce wyciąga, żeby ją przytulić i wziąć, bo sama
przyszła i potrzebuje…
A teraz nawet
krzyknąć nie zdążyłem, kiedy cień pozwiedzał już wszystko w okolicy i pognał w nieznane.
Dopiero teraz widzę, że nie w tę stronę pobiegł, więc nie dałby rady przekazać
nic. Nawet tego jednego słowa, które chciałem, żeby zaniósł. Może ono za
ciężkie dla cienia? Zbyt obce? On chyba nie tęskni nigdy. Nie ma na to czasu.
Bryka to tu, to tam i nie poświęca ani chwili na wątpliwości, tylko bierze w
posiadanie zaborczo, bezwstydnie, a później porzuca równie łatwo jak brał.
Tylko do mnie wraca czasami. Uśmiechnięty, pewny siebie. Zdobywca. Wraca, żeby
pochwalić się zdobyczami, jeśli o nich pamięta. Często nie. Ale i tak jest
szczęśliwy. Bo był, widział, brał i miał wszystko co w zasięgu jego łapek
rozbrykanych. Żadnemu dziecku nie jest tyle dane, jak jemu, a dzieci też chcą
wszystkiego, tylko nie dostają aż tyle.
Trudno. Poczekam
aż wróci. Mój przecież. Wróci do mnie. Przyjdzie tak, jak chciałbym, żeby
przyszła… On jeden wraca. Przychodzi. Nie trzeba nic – wystarczy poczekać, ale
wraca. Bez żalu, lęku i uzasadnień. Wraca i jest. Tak zupełnie naturalnie,
jakby nigdy nigdzie nie odchodził. Za dużo myślę, za dużo pamiętam. Może… Może
pójdę jak mój cień?
Pójdę i powiem,
że … Nie. Nie powiem. Pójdę i będę – jak cień. Bez uzasadnień, słów
niedoskonałych i nie schowam się za moim cieniem. Po prostu będę. Wesoły jak
cień i blisko.
Odwracam się
plecami do cienia i idę, zanim zacznę znów myśleć i bać się i układać w głowie
scenariusze, które nigdy nie kończą się zbyt dobrze, bo strach zaczyna pętać
słowa i czas nadyma się jak ropucha… Pójdę i powiem, że zostawiłem cień, żeby
być blisko, ale on pewnie przyleci sam. Nie pozwoli mi nacieszyć się w
samotności. Sam wskoczy na kolana i poliże po szyi zanim ja nachylę swój szept
do chętnego ucha. Nigdy nie protestowała, kiedy ją lizał, więc może i dzisiaj
nie zauważy, że znów ktoś mnie wyprzedza. Na razie cień ma ważniejsze sprawy
i zaciera za mną ślady. Żeby nikt nie trafił moją ścieżką. Widzisz,
jakim egoistą Bóg go stworzył? Zupełnie jak mnie.
uczucia
OdpowiedzUsuńschowane głęboko
płoną emocjami
na podniebieniu
skóry
niecierpliwej
nie biegnij
zyskasz więcej
kiedy poczekasz
aż opadnie pył
pierwszego oddechu
zadyszki
odsłoni się łąka
zapachem
otwartych drzwi
do spacerów
Tak mi się skojarzyło kiedy przeczytałam - piękno treści w Twoich literach.
dostałem wiersz! piękny. dla mnie.
Usuńniechybnie jest święto! podglądam kalendarz, ale nie kojarzę daty. nie szkodzi.
dziękuję.
potrafisz zaczarować świat w kilku słowach. ja usiłuję to robić zużywając masę słów i uważam, że Twoje są smaczniejsze. ale się nie zniechęcam - będę ćwiczył, aż Cie dogonię w urodzie słów.
może spacer? wspólnie nazwiemy nienazwane? zapraszam.
po literach
Usuńskaczę
łącząc je
krokami słów
czasem jak rosa
lśniących
na rzęsach liści
odrosłych wiosną
a czasem ciężkich
kamieniami
rzuconymi losem
jesieni
przemierz ze mną
ścieżki
wiedziony obrazami
z wyobraźni
twoich zdań
Oko nie czaruj - ty jesteś urodzonym pisarzem. :-) Ale dziękuję za pochlebstwo dla próżności we mnie.
Ajo! Jesteś urodzoną kobietą i pomijasz istotne w taki sposób, żeby mężczyzna nie zauważył.
UsuńJesteś dla mnie Panią Od Poezji - trudno mi znaleźć wiersze dotykające aż tak.
ale nie zmieniaj tematu. Spacer? Po Mieście? Znam zakamarki, w których czas zasypia...
(wiem, jestem kusicielem, może nawet pokusą, ale ostrzę sobie zmysły na taki spacer - skusisz się?)
Spacer po mieście w dobie koronawirusa… hmmm…
Usuńale może namaluj go w opowieści. To się da z pewnością.
za późno Aju. Już wklejona.
UsuńCzytasz w moich myślach?
Co niektórzy mówią, że mi się udaje czytać...
Usuńwięc teraz czytaj to, co napisane zgodnie z Twoim podejrzeniem (?), talentem (?), umiejętnością (?).
Usuńnie wiem, jak nazwać owe zjawisko, ale skoro sprawdza się, to trzeba uważać... co się myśli, nie co się pisze...