- Nie pytaj, bo
nikt nie wie, a nieuczciwy sprzeda droższego. Sam musisz wybrać, który
stworzony jest dla ciebie. Popatrz i poczekaj, aż ręce wyciągną się po tego,
który ma zamieszkać z tobą. No, chyba, że ci wszystko jedno – Popatrzył na mnie
badawczo spod brwi tak rozłożystych, że mogłyby robić za mizerną czuprynę. Ale
wiedział, że nie jest mi wszystko jedno. I że na pewno wybiorę. Z jego stoiska,
choć konkurencja okupowała kilka sąsiednich stoisk i posiadała podobny
asortyment. Kupił mnie szczerością, a jeśli nawet była udawana, to byłem nie
pierwszym naiwnym.
Ale w jednym miał
rację. Teraz, kiedy zacząłem korzystać ze zmysłów zamiast zdać się na
podpowiedzi zauważyłem. Twarze były różne. Drewno też miało kształt
niepowtarzalny, nadany przez naturę wiedzioną przez lata i zimy. Twarze
wykreślone ostrzem noża były niepowtarzalne. Jedne złośliwie uśmiechnięte, inne
melancholijne. Zupełnie, jak ludzie stojący na przystanku tramwajowym, gdy
tramwaj spóźnia się haniebnie. Oglądałem drogie twarze rzeźbione na sporych
fragmentach drewna i te najmniejsze, które dawało się w dłoni zamknąć.
Kieszonkowe twarze, którym ciepło drewna nie pozwoli zamarznąć nawet w środku
lutego rozsypanego pośród bezludnych gór.
Wzrok ślizgał się
po tych twarzach umorusanych bejcą, spod której zmarszczki słoi drzewa liniały
jaśniejszą pręgą. Oczy gniewne, schowane pod brwiami, albo filuterne,
roześmiane szczerze, bądź nie – jak sprzedawca, który nabijał właśnie fajkę,
którą, jak podejrzewam, sam wyciął z korzenia wrzośca, albo gruszy. Nie
spieszyło mu się zupełnie. Ignorował czas i pozwalał mu biec za turystami, za
głodnymi wrażeń dziećmi, za patrolującym teren patrolem policji granicznej, bo
przecież granica tuż obok i nikt nie wiedział, czy patrol przybył tu służbowo,
czy też pani sierżant chciała zażyć odrobiny intymności pomimo patrolu, z
dobrze zbudowanym plutonowym.
Potem spojrzałem
w twarz niezbyt czujną. Nie znudzoną, lecz spokojną. Twardą, pełną przeżyć
minionych, ale spokojną. Z oczami utkwionymi w odległej przyszłości, pomimo
mnie patrzących w przód. Brodate życie pozbawione cekinów. Pryszcz sęka na
brodzie zaklejony był metką ceny, więc pytać już nie musiałem. Wysupłałem
drobne wprost na wyciągniętą dłoń i poszedłem niosąc własnego diabła.
Skąd miałem
wiedzieć, że wrócę tu rok później i powiększę kolekcję o kolejny, żeby w
trzecim roku…
Każdy był inny,
jakby zawieszenie nowego kalendarza na ścianie domu wymagało od rzeźbiących
nowego sznytu. Niczym w modzie żeńskiej zmieniały się modele, ale zasada była
jedna i trzymałem się jej wiernie. Nie pytałem, nie prosiłem o pomoc. Patrzyłem
na drewno, na twarz i czekałem, aż się do mnie odezwie, aż zaśpiewa w języku
dla mnie zrozumiałym, a dopiero wtedy wyjmowałem portfel, żeby adoptować swojego
i odchodziłem bez słowa. Że stałem długo nie wyciągając ręki? Stawałem tam,
gdzie ludzi było najmniej. Sprzedawca szczęśliwy, że robię tłok pozwalał mi na
zadumę, bo każdy wie, że do pustej knajpy goście nie wchodzą, ze strachu, że
słabo tam karmią – wolą zatłoczone lokale. Stałem twarzą w twarz ze świeżym
szwadronem twarzy czekających na kogoś, kto zdecyduje się na adopcję. Trudny
wybór, bo chętnych wielu. Wiatr kręcił w nosie aromatem węgla drzewnego i
bejcy, mieszał z olejem smażonych frytek i wilgocią dyszących pod otuliną mchu
kamieni leżących nad lustrem wody zmarszczonej, wpatrzonej w niebo i
parodiującej ucieczkę baranich stad niebieskich.
Teraz tam nie
jeżdżę. Może to błąd, bo przecież na pewno są, a kalendarz znów zmienił swoje
imię i nowy rok jest niezawodną wróżbą, że wczoraj odeszło w przeszłość i
„lepszy model” panoszy się pośród mgieł dartych wiatrem od wody. Ilu ich mogło
już ze mną zamieszkać? Piętnastu? Może dwudziestu? Nie musze nawet okiem rzucać
– zmieściliby się. Wszyscy. I przestaliby być bezdomni. Bezpańscy. To grzech przygarnąć
kawałek drewna rzeźbiony w opowieść zimową?
Taki kalendarz jedyny w swoim rodzaju.
OdpowiedzUsuńmożna to nazwać kalendarzem, albo pamiętnikiem.
UsuńDo jednych przemawia sztuka (szeroko pojęta- w różnej formie), do jeszcze innych pieniądze, przyroda czy mniej namacalnie- jakieś dziedziny życia( np.sport, itd.)
OdpowiedzUsuńPo części to co zgromadziliśmy jest naszym odbiciem , więc nic dziwnego, że coś nas przyciąga a coś innego nie. Tylko pozostaje do rozgryzienia problem czy poprzez "nabycie" czegoś -uzupełniamy własne braki czy uwydatniamy posiadany zasób? Co jest też całkiem możliwe...
ależ oni wszyscy byli ładni - grzech nie mieć takiego dla siebie.
UsuńHa, myślę, że to podświadome (często nieuświadomione) szukanie obiektu, na który można przelać uczucie...
Usuńpluszak do łóżka?
UsuńLepszy chyba jakiś żywy zwierzak,jeżeli już. Może być i świnka morska :), bo przecież nie każdy lubi tzw. martwą naturę.
Usuńczłowiek też zwierzę... nie każdy lubi spać z nieperfumowanym orangutanem, który kąpał się dwa razy w życiu i to przez przypadek
Usuń