Choć pora już taka, że Orion zdążył się wspiąć gdzieś w okolice zenitu
firmamentu przyszło mi poranek wspomnieć. Pewnie niezbyt to oryginalne
osiągnięcie w moim przypadku, gdyż obrazki często powstają z porannych
uniesień, a spisywane są z lekkim opóźnieniem, gdyż, ponieważ, bo – wiadomo,
życie się składa i nie na wszystko pozwala. Uczyłem się – uczciwie się
przyznam, że uczyłem. Bo zależało mi, żeby nie ginęło z pamięci to, co
podejrzane (bez względu na wybrany wydźwięk słowa). Podręczników nie było, więc
musiałem własną metodę opracować. Od razu powiem, że kartka i ołówek się nie
sprawdziły – kto umierając z zachwytu miałby siłę notować, jak jakiś Gal
Anonim? Ja chciałem rozkoszować się widokami, a nie płaszczyzną tabula rasa. Pomysł zastosowałem prosty,
ale sprawdził się, więc pozostało tylko opieprzyć własne lenistwo i stosować
się do metody. Nazwałem rzecz na użytek własny „myśleniem zdaniami”. Chodzi o
to, żeby na widok czarnego kundla nie krzyczeć we łbie: „O! Pies!”, ale zmusić się
do treści na przykład takiej: „Pies szczęśliwy do połowy ogona, bo drugą mu
ktoś wygryzł, z uśmiechem obnażał żółte, głodne kły na widok konkurencji
ubranej w sukienkę w szkocką kratę”. Próbowałem potem zapomnieć takie zdanie,
co okazywało się niełatwe. Psa już nie pamiętałem, a zdanie woziłem w głowie
tydzień. Przy pewnej dozie samozaparcia można w ten sposób nosić w głowie
notatki na trzy dni z rzędu przez tydzień. Potem wystarczy już tylko je
przepisać do bloga i z głowy – dosłownie, bo po zapisaniu do pamięci
zewnętrznej pamięć wewnętrzna jest czyszczona z automatu i pokłady pamięci są
uwalniane na potrzeby przyszłe. Polecam. Mi się sprawdziło.
Dzisiaj, kiedy zdawało mi się, że zapomniałem, co też o rosie przyszło
mi podglądać, sięgnąłem i wyjąłem gotowca:
Szpak karnie wił gniazdo w gęstwinie cisu, skąd docierały mnie
połajanki od szanownej małżonki, bo mężuś znosił tak twarde badyle, że o
sjeście na atłasie można było zapomnieć. Cis nawykły do ciszy skłonny był
popełnić samobójstwo i utopić się w miejskiej fosie, nie bacząc, że ta płytką
jest, a nie bezdenną. Nawet tambylec-żółw, który usiłował skryć się przed
wzrokiem dryfował na głębokości peryskopowej i najwyraźniej zaglądał szpakom do
sypialni. Był też „ten trzeci”, a może i czwarty. Siedział na drucie trakcji
tramwajowej i udawał, że czeka na otwarcie marketu. Czemu zerkał na stoiska z
odzieżą? W cudze piórka się chciał wystroić, żeby oszołomić mężatkę? Ot ladaco!
Ciekawa metoda zapamiętywania obserwowanych obrazów. Nie każdy potrafi, ja tam nie pamiętam wieczorem co myślałam rano.
OdpowiedzUsuńspróbuj - nazywaj mijane sprawy całym zdaniem i sama zobaczysz, że łatwiej zapamiętać.
Usuń😁😁😁
OdpowiedzUsuńŻółw zboczeniec, szpak podglądacz ladaco😆społeczność jaka każdej większej wsi
zwierzęta... wiadomo.. wstydu nie mają.
Usuń