Widzę, jak
marszczy się na tobie skóra. Marzniesz. Gęsia skórka sięga nawet wstydu, który
zdawał się być poza zasięgiem tej odrobiny wiatru, który wdziera się do
pomieszczenia przez niedokładnie zamknięte okno. Wiedziałaś, że będzie zimno,
że zmarzniesz, a mimo to bez szemrania spełniłaś mój kaprys i teraz leżysz naga
na pościeli. Drżąca i niepewna tego, co cię czeka. Oczy szklą się i nie
spuszczają ze mnie wzroku, kiedy kończę palić papierosa i popijam go ostatnim
łykiem kawy. Wystygłej, więc niesmacznej.
Widziałam, że
zbierasz się na odwagę, żeby otworzyć usta, więc zmroziłam cię spojrzeniem, aż
zaczęłaś oddychać zbyt szybko, jak na potrzeby organizmu. Chciałaś upić się
tlenem? Uciec od świadomości? O nie. Na to ci nie pozwolę. Jesteś moja. Bez
reszty i… Dowiesz się, już wkrótce. Na razie papieros smakował mi tak bardzo,
że zapalam kolejnego. Palę i patrzę na twoją nagość. Chyba specjalnie dla mnie…
Na pewno dla mnie. Widzę to w twoich oczach. Przyszłaś tu i leżysz wypieszczona
własnymi dłońmi w wielkiej emaliowanej wannie pełnej kosmetyków za które
mogłabyś utrzymać się przez rok, albo i dłużej. Przygotowałaś się. Z
premedytacją, z nadzieją, albo z oddaniem, które granic nie zna.
Papieros parzy
już w palce, a mi wciąż chce się palić. Palić i patrzeć na twoją uległość.
Podchodzę do okna i uchylam odrobinę szerzej, żeby popatrzeć, jak sinieje ci
skóra. Palę. Trzeciego z rzędu papierosa, który smakuje wybornie. Mam ochotę na
wódkę. Zimną, pitą wprost z butelki. Pozwalam ci leżeć. Piersi sztywnieją
nawet mi, chociaż mam biustonosz i grubą bluzkę. Sutki ocierają się przy każdym
ruchu o materiał, aż stają się nadwrażliwe. Chce mi się kląć i pozwalam sobie
na sporą wiązankę. Bawi mnie twoje zdumienie. Nie wiedziałaś? Potrafię kląć
tak, że ferajna pod dworcem rozstępuje się z szacunkiem, gdy rozpuszczę jęzor,
a oczy nabrzmią krwią.
Podobają mi się
twoje oczy. Szeroko rozwarte, zdumione, przestraszone nawet. Pierwszy raz boisz
się mnie. Podoba mi się ta scena. Tobie chyba również, bo milczysz i tylko
oddech wciąż szybszy. Odpłyniesz mi? Chciałabyś! Uderzam cię w twarz. Otwartą
ręką, ale na zimnej skórze cios odbija się czerwonymi pręgami, które chcą
pęknąć i pokryć się wrzącą krwią. Oczy… Podniecająco wystraszone i mokre od łez
niedowierzania. Aż chce się uderzyć cię jeszcze raz. Robię to czując w
podbrzuszu atak gorąca. Jesteś piękna. A ja pachnąca podnieceniem.
A przecież miałam
dzisiaj… Biorę do ręki marker. Czarny, gruby i podobno niezmywalny. Powinien
wytrzymać tydzień. Na skórze. Tydzień, to dość czasu, żebyśmy się nawzajem
nauczyły. Podchodzę trzymając go w ręce jak nóż. Nóż, którym wytnę na twoim
ciele strefy zamknięte. Tylko dla mnie. Boisz się? Sama chciałaś oddać się mi
bez reszty, więc czarny marker wytatuuje twoje oddanie na malutką wieczność,
kiedy będziesz się uczyła pokory i tego, że to ciało nie należy do ciebie,
chociaż cię okrywa. Mam ochotę naznaczyć cię moim imieniem całą, ale to byłoby
zbyt proste.
Nie chcę tak. Czubkiem
markera rozchylam ci uda. Patrzysz na mnie i pozwalasz mi na pierwsze cięcie. Z
premedytacją maluję dwie elipsy we wnętrzu ud omijając ostrygę płci. Jeśli
potrafisz – oddaj ją komu zechcesz. Mi zostaw wnętrze ud i to ciepło, które mieszka
w ich spojeniu. Piersi? Wolę wgłębienia obojczyków, zewnętrza ramion, wgięcie
kręgosłupa. Jestem smakoszem. Uwielbiam to miejsce na karku, które powoli
kolonizują włosy, jeśli pozwolić im bezkarnie rosnąć. Uwielbiam miękką
delikatność skóry za uchem. W porywie losowo znaczę palce u stóp. Pamiętasz?
Widzę w twoich oczach, że pamiętasz. Pachy! Koniecznie.
Owale są
niewielkie. Na twoim bardzo skromnym ciele rozpanoszyły się tak, że jednym
oddechem można przeskoczyć z jednej oazy w drugą. Strefa nocy. Teraz dzień.
Dzień, w którym dotyka cię tak wielu obcych. Obrysowuję dłonie i stopy, chociaż
nie wierzę, żeby znalazł się ktoś tak odważny, żeby sięgnąć po nie ustami w
środku dnia. Prawda? Nie pozwoliłabyś chyba nikomu sięgnąć po własne stopy, po
achillesy, szlakiem błękitnych żył wędrujących w dół tworząc delty na wierzchach
stóp? Nie! Nie pozwoliłabyś nikomu. Tylko mnie. Ale nie chcę ich oddać, więc
kreślę niepewną kreską, bo pisak skacze po zmarzniętej skórze.
Pachniesz.
Oddaniem pachniesz. Pożądaniem pełnym zgody na mnie całą. Czuję, że zaczynam
być zaborcza i chcę ukraść cię całą, gdy obejmują czerwienią kresek pośladki
wraz z nerkami i nie potrafię pohamować swoich rąk. Dotykam dłonią własnych
ust. Są suche i lepkie od niewysłowionych pragnień, a ty leżysz bezwolna, ufna
i moja. Kręci mi się w głowie. Nie mam już sił, żeby kreślić granice, kiedy
widzę, jak reagujesz na pieszczotę mazaka. A przecież ja mam delikatniejszy
oddech. Cieplejsze dłonie i język, który zna już nawet te zakamarki, których
chyba nie powinien.
Oczy! Nie mogę
pozwolić twoim oczom, żeby ktoś… W nieskończonym zaufaniu zamykasz powieki i
rozchylasz usta czekając na dotyk markera. Całe twoje ciało otwiera się na
mnie, czekając namaszczenia kolorem. Moje, moje, moje… Nie mam już w sobie cienia
rezerwy. Szarpię obraz kreśląc ścieżki pożądania zamiast stref zabronionych.
Wyglądasz jak przeźroczysty model, po którym rozpełzają się czarne i czarowne
nitki układów krwionośnych, nerwowych, ale ty żyjesz. Żyjesz i schną ci wargi
od pragnień, których wciąż nie wysławiasz, żebym nie czuła się przymuszona do
czegoś więcej niż sama zechcę. Widzę determinację. Powstrzymujesz orgazm?
Gryząc zębami wargę? Tak można? Eeee… To niemożliwe zupełnie.
Gryziesz?
Naprawdę?
Zmarznięta skóra wolniej reaguje na pieszczoty, ale i tortury dłuższe...
OdpowiedzUsuńi o to chodzi. zemsta najlepiej smakuje na zimno. a czas się znajdzie. szczególnie teraz.
UsuńPo co w ogóle się mścić.... Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńświat jest bogaty w uczucia. różne, żeby nie było nudno.
Usuń