Tyle wokół
niedobrego, że postanowiłem zaradzić. Najpierw przeprowadziłem wewnętrzną
debatę i uzgodniłem z własnym sumieniem dyspensę – będę zło lał po mordach, jak
jakiś strażnik z Teksasu, czy inny bezpański samuraj. Drobny problem się
objawił w obliczu RODO, sprawiające, że zło zamaskowało się i nawet miejski
monitoring mi nie poda danych osobowych dobrowolnie. Chyba trzeba, żebym jakąś
ankietę powołał do życia i uzupełnił ją kiełbaską wyborczą.
Na wędlinach znam
się słabo, ale nieopodal w dyskoncie była promocja na kabanosy (?!) drobiowe. O
matko! Zdawało mi się, że to konia pakuje się w metry bieżące jelit i suszy aż
twardością zaczną przypominać policyjne pałki z czasów świetności ZOMO, by
gratisowo przetestować stan uzębienia. A tu taka niespodzianka. Niech będzie –
jelitko wyborcze gotowe, połamane szczodrze w słupki i na talerzyku rodem z
Cepelii, albo nawet z Bolesławca leży, aromatem uwodząc kota. Skutecznie. Widzę
to i duch we mnie rośnie. Pokusa godna zdrady zła i objawienia, żebym w szranki
stanął. Niemal słyszałem już bojowy zew kastanietów!
Zdałaby się
jakowaś hostessa, gdyż wygląd mam bliższy alternatywnej urodzie. Ani biustu,
ani tyłka, nawet trzepotać rzęsami nie potrafię, chyba, że się mucha zaplącze
pod okiem, ale na to wołałem nie liczyć. Stanąłem przed lustrem pełen
wątpliwości. Niby ogolić nogi mógłbym, jeśli ma to coś pomóc, ale czy pomoże?
Trudno – skoro misja wzywa, więc dylematy odsunąłem na później i zacząłem odkłaczanie
organizmu. Chyba mnie porwał entuzjazm, bo popłynąłem na tej fali tak, że
zrobiłem się na gładkie bóstwo dookólnie. Trochę swędziało podczas oprysków
dezynfekcyjnych, a kot zdecydowanie zaczął mnie unikać.
Z braku hostess i
biustu delegowałem na pierwszy plan mięsień piwny z prywatnej hodowli.
Jednogłowy, za to okazały i pomrukujący rubasznie. Do takiego można się
przytulić bez obaw, że siniaków narobi. Ogrzeje przy tym zupełnie
bezinteresownie, choć potrzebuje wzajemności i raz na dzień czegoś do żarcia –
jak śpiewała przewrotnie pani od poezji. Ekspozycja stała wymagała oprawy, a że
jako odaliska nie miałem zbyt wiele doświadczeń za garderobę posłużyła firanka.
Mało używana, bo tak przeźroczysta, że tylko udawała, że coś zakrywa.
Moskitiera pod tym względem wydaje się materią szczelną. Zacząłem pracę nad
choreografią – układ dowolny i pląsałem nie czekając na oceny jury.
Niczym rasowy
arab potrafiłem stąpać wyciągniętym kłusem choć to śmiesznie wygląda, kiedy
jajka w synkopach wybijają przesunięty rytm na udach. Odziany w klapeczki
podkreślające pęciny i miraż sukni rozglądałem się za uzupełniającą wystrój
biżuterią. Ech! Gdyby to już był sezon na czereśnie, to miałbym jadalne kolczyki, a
tak trzeba będzie improwizować. Postanowiłem więc chociaż szpony pociągnąć na
perłowo. Odszukałem resztkę akryli po ostatnim malowaniu chałupy i wspomniałem
jak trudno było się pozbyć piegów w kolorze saharyjskiej żółci czy dzikich
pnączy. Z braku cierpliwości zanurzyłem dłonie w pojemnikach, a następnie
zaczekałem aż ociekną z nadmiaru barwnika i skrzepną nad kuchenką gazową.
Czas schnięcia
przeznaczyłem na identyfikację zbrodni wartej natychmiastowego zwalczenia, oraz
zestaw pytań do ankiety odzierającej bezprawie z anonimowej powłoki. Trochę
mnie rozkojarzył fakt, że szkolenie na komandosa ominęło mój życiorys, a
dwumiesięczny kurs samoobrony uświadomił mi, że w sportach walki będę ofiarą
nawet, gdy zbrodniarz będzie niepełnosprawny. I ja mam zło zwalczyć przykładem?
Majestatem wątpliwej proweniencji? Może zamiast epatować woalem firany należało
się opancerzyć? Jak staromodne żelazko? Zło (jak wiadomo skądinąd) na ogół bywa
złośliwe i skore do przemocy i tylko gwałtem się na nim odciskać, a mój
podstawowy rekwizyt do odciskania nie za bardzo się nadawał, chyba, że jako
forma dla eksponatów zmierzających na zderzenie czołowe z naprzeciwka. Żeby
choć przyspieszony kurs sumo, albo eksplozja ukrytej jaźni wyćwiczonej w
zakamarkach Shaolin…
Głupio
zrezygnować z wypracowanego starannie image tak błahych powodów, więc
poprzestałem na gderaniu i pocieszaniu siebie, że przecież naród stanie murem,
gdy szlachetność celu i mojego oblicza zajaśnieje na froncie walki ze złem.
ZŁEM! Zostało jedynie je wykryć. Wykryć i unicestwić, jak stonkę, czarną ospę,
czy ból zęba. Otworzyłem się na świat, rozpostarłem receptory w poszukiwaniu
wroga i stąpałem, bo prozaicznie iść nie wypadało. O bieganiu lepiej nawet nie
wspominać – w końcu nie byłem jakimś drapichrustem, co gania za spódniczką, czy
kolorowym balonikiem. Nie godzi się stawać do walki spoconym. Najwyżej po
skończonej walce można skromnie przycupnąć i ukradkiem otrzeć pot z czoła –
najlepiej końskiego. Konie doceniają, kiedy się je ociera z potu po walce.
Przestwór pełen
anonimowego zła zadrżał zaniepokojony moją energetyczną obecnością, a ja
stąpałem po owym przestworze z gracją, wdziękiem i mięśniem gotowym do
poświęceń na rzecz ludzkości. Firana łopotała niczym sztandar zatknięty na
szczycie twierdzy uwolnionej z rąk barbarzyńców, gdy niosłem w świat przesłanie,
lekko tylko zasłaniając się talerzykiem pełnym rozdrobnionego drobiowego (nadal
nie poradziłem sobie ze zdumieniem) kabanosa. Entuzjazm wciąż we mnie wrzał,
kipiał i elektryzował otoczenie, aż uświadomiłem sobie, że moja niedoszła ankieta
nie zawiera ani jednego pytania. Trudno! Będę improwizował! Z tak prozaicznej
przyczyny wycofać się na strategiczną pozycję się nie godziło. Bitewny szał
dodał mi sił. Stąpałem, może nawet kroczyłem sięgając każdym krokiem kolejnego
Rubikonu, aż dotarłem w przestrzeń zasiedloną, oswojoną i mogącą stać się jądrem
nowego porządku – ławeczka pod obficie płaczącą wierzbą, na której zasiadło
trzech emerytowanych muszkieterów.
- Noooo… sąsiad! – usłyszałem chrapliwy
głos pełen podziwu, na jaki zasługiwałem jako wódz naczelny przyszłej armady –
aleś się wystroił! Za to z zakąską trafiłeś idealnie, bo właśnie się skończyła.
Siadaj z nami na kielicha zanim się spocisz! Do boju!
Depilacja to ZŁO! W dodatku niekonieczne. Demoniczny wynalazek szatana...
OdpowiedzUsuńno! i już jest co zwalczać! hurra!
Usuńbo do tej pory wróg się ukrywał za węgłem.
Czym by go tu...
UsuńWodą święconą może?
Różańcem obronno-zaczepnym?
nawozem na porost szczeciny?
Usuńkupą?
To takie trywialne...
Usuńwięc stępiaczem brzytew. rdzą. pustynią energetyczną.
UsuńWodą!
Usuńbiedą - bezdomni są zarośnięci jak dziki.
OdpowiedzUsuńI w ogóle "Trąbo nasza, wrogom grzmij!"
Usuńnie wiem, czy chcę iść na wroga z obnażoną trąbą.
UsuńMożesz iść z odzianą.
Usuńto już łatwiej. co prawda wojna ma w nosie konwenanse, ale jakoś mi nieswojo...
Usuńi popłakałem się ze śmiechu, gdy wyobraziłem sobie taka walkę z depilacją, kiedy świecę przykładem...
Teraz to i ja płaczę.
Usuńto dobrze - dzięki temu nie czuję się taki opuszczony tej walce.
UsuńA flaszki duże czy małpki mieli, bo podobno moda na małpki jest ?
OdpowiedzUsuńnie podejrzewałem nawet, że to jest najbardziej interesująca informacja w tym opowiadaniu. w moich okolicach nie siada się do szczeniaków - szkoda nóg - kupować trzeba duże opakowania - na przykład 0,75, żeby za często nie spacerować.
UsuńNo sąsiad, a oprócz zakąski miałeś wodę ognistą na zmniejszenie szoku, no bo ta firana to ho, ho, hu
OdpowiedzUsuńnawet Zeus niewiele więcej nosił - jakąś aureolę i podręczny piorun.
UsuńCha cha:) Dobre. Humorystyczna, lekko prześmiewcza scenka.
OdpowiedzUsuńUśmiech mój wywołała. :)
po to jest. żeby rozśmieszyć.
UsuńJak dobrze, że tu zajrzałam, te perłowe pazurki......boskie ;)))
OdpowiedzUsuńsztuka współczesna. trzeba sobie radzić i improwizować.
UsuńTroszku przesadziłeś z outfitem. Wszak wódka i zakąska działają magicznie same z siebie i świat piękny jest, i ludzie pięknieją. Niezależnie od perłowych pazurków i depilacji.
OdpowiedzUsuńto tylko elementy rozpraszające. z powodu wódki zapewne nie odbyło się kilka wesel, a może i na wojnę ktoś się spóźnił, względnie z niej zrezygnował. o wystrój dbać trzeba, bo prorok mówił "nie znacie dnia ani godziny"
Usuń