środa, 1 maja 2019

Na zdrowie.


Stała na dachu najwyższego budynku w mieście. Lubiła tu przychodzić nocą, kiedy miasto płonęło miliardem intymnych świateł i sznurami spieszących dokądś samochodów. Ochroniarz-emeryt łatwo dawał się przekupić jej uśmiechem i wsuwaną dyskretnie w kieszeń munduru płaską buteleczką nalewki z malin, czy wiśni, które robiła każdego roku bardziej dla zabicia czasu i pielęgnowania wspomnień niż z chęci na słodki alkohol. W taką noc, kiedy niebo podziurawione światłem gwiazd zdaje się rozsypywać, jak do cna zeżarty przez mole koc, czuła wolność tak bezgraniczną, że śmiała się w głos najszczerzej, jak dziecko nie znające trosk. A kiedy płakała, to lamentowały z nią wszystkie gwiazdy i drżały wstrząsane spazmami i oddechem zbyt krótkim, żeby wyrazić wszelkie emocje.

Tu, na tym dachu potrafiła przytulić samą siebie do utraty tchu i czuła się tak bezpiecznie, jak nie czuła się we własnym łóżku, czy w domu dziadków chuchających na nią od kiedy tylko sięga pamięcią. Nawet rodzice nie kochali jej tak mocno, jak dziadkowie. Zawojowała ich zanim nauczyła się pierwszych słów i był to afekt trwalszy od wszelkich chorób i niemocy pamięci. Mogli zapomnieć o wszystkim, tylko nie o niej. Babcia umierając trzymała ją za rękę i upominała dziadka, żeby pilnował wnuczki, kiedy ona już odejdzie, jakby to miało nastąpić za kilka lat, a nie w pojedynczych godzinach.

Była szczęściarą. Zaznała w życiu więcej miłości niż miała prawo oczekiwać, chociaż one kolejno odchodziły od niej zostawiając ją samą, nim zdążyła poznać jej kres. Tak samo, jak odszedł On. Opłakiwała go długo i wciąż nie mogła pogodzić się ze stratą. Skarżyła się Bogu na tym dachu tak żarliwie, że noc się z nią popłakała i w strumieniach łez pieściła ją ciepłem lipcowego deszczu błądząc po ciele tak odważnie, jak pozwalała tylko jednemu mężczyźnie.

Rok zaledwie minął od chwili, kiedy stopą ubraną w grubą, wełnianą skarpetę pokazywała mu ze śmiechem drogę do kuchni, żeby z lodówki przyniósł lody bakaliowe. Leżała bezwstydnie naga i przekomarzała się z nim, że skarpet nie zdejmie, bo jej bardzo marzną stopy i nawet jego oddech nie potrafi ich rozgrzać. Obiecywał wtedy, że w jego ustach na pewno staną się równie ciepłe jak dłonie, którymi poszukiwał na jej pośladkach wyłącznika rzeczywistości. Znajdował podejrzanie łatwo i za każdym razem. Nie umiała się oprzeć i pozwalała sobie na zapomnienie w którym tonęła bez reszty. A kiedy wreszcie wracała do żywych wstydziła się i zdumiewała, gdy opowiadał jej, co też jej ciało wyczyniało, gdy rozum był ubezwłasnowolniony i opętany szaleństwem.

Te lody… Przyniósł je przecież w końcu, a ona zdawała się nie dostrzegać ani jego ani tych lodów. Leżała na brzuchu, z nogami zgiętymi w kolanach i machała nogami czytając jakąś niezbyt zajmującą, kolorową gazetę pełną bzdur i plotek. Choć starannie to ukrywała widziała każdy gest i każdy wyraz twarzy, gdy usiłował zwrócić na siebie uwagę, albo teatralnym szeptem opowiadał coś niezwykłego, co go spotkało przez tę chwilkę w drodze do lodówki, gdy samotnie przemierzał nieskończoność korytarza i zdawało się, że po owe lody szedł pieszo na Saturna, a po drodze jeszcze opędzając się od wilków, cyklopów i pterodaktyli odprowadzał Odyseusza, żeby tak głupio nie błądził po manowcach. Uśmiechała się, choć tego dostrzec nie mógł, zajęty drobiazgowym spacerem opuszkami palców po jej kręgosłupie. Miłe to było… Bardzo miłe.

Jej oczy już wtedy nie były w stanie śledzić gazety, ani mężczyzny. Całą energię pochłonęły starania, żeby nie drgnąć, żeby nie spłoszyć tych palców, które rozbierały jej nagość z rozumu i wychowania. Meszek na pośladkach nastroszył się i wypatrywał okazji, żeby oddać się tym dłoniom w dożywotnią niewolę, a aromat pożądania pierwszym nieśmiałym strumyczkiem wypływał z niej łaskocząc wewnętrze ud. Przygryzła jeden z własnych palców. Chciała zatrzymać czas, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Szczęście, jak kot mruczało w niej całej i była jednym, rozedrganym kłębełkiem pluszu.

Wtedy w przegięcie kręgosłupa spadło coś drobnego, żeby ją oparzyć. Nie utrzymała głosu. Krzyknęła. A chwilę później usta przykryły kroplę wrzątku i popchnęły ją językiem w dół kręgosłupa. Język zdolniejszy od Syzyfa wtoczył kroplę na przełęcz między pośladkami i bawił się nią tam, gdzie topniała wpływając w jej intymność łaskocząc nieznośną pieszczotą. Przekręciła się na plecy żebrząc o spełnienie, gdy napełniał jej pępek porcją pachnącego chłodu. Gryzł jej sutki udając, że to wytopione z lodowej kulki rodzynki, a ona gryzła własne wargi, gdy dłońmi spychała te usta niżej to ostatniej zaniedbanej pestki. Potem… resztę znów musiał jej opowiedzieć, bo pamięć się jej skończyła ledwie minął ustami łuk bioder.

Od tamtej pory, ilekroć wspomni, czy zauważy lody bakaliowe rwie się jej oddech, a twarz okrywa rumieńcem. A teraz stojąc na dachu i patrząc na zasypiające miasto, w którym znów jest sama, przesiąknięta wspomnieniami i pewnie zbyt podniecona by usnąć patrzy w niebo, jakby stamtąd miało nadejść lekarstwo na samotność. Mógłby wrócić. Z lodami, bądź bez nich. Byle był. Oddałaby mu się na tym dachu natychmiast, kiedy jeszcze pachniałby rajem. Zakręciło się jej w głowie więc usiadła. Przecież nie przyszła tu, by pójść w ślad za swoim mężczyzną. Nie chciała odwiedzać dziadków.

Przyszła pobyć z sobą. Porozmawiać z Nim. Poczeka. Musi na nią poczekać, tak jak i ona czeka na Niego. Nie wiadomo czemu, ta myśl ją rozbawiła i zaśmiała się, jak z udanego figla. Skraj spódniczki osunął się po udzie odsłaniając nogi aż po wilgotną od wspomnień plamę na bieliźnie, którą wiatr zainteresował się natychmiast. Wiatr? Czy On? Zamknęła oczy i pozwoliła ręce sprawdzić, kto odważył się na taką bezpośredniość. Czas zakołysał się i zatrzymał czekając na spazm. Miasto uśmiechało się milcząc, żeby nie popsuć chwili. Milion pięter niżej nieświadomy niczego staruszek w militarnym uniformie dolewał do herbaty parę kropli malinowej nalewki życząc jej mnóstwa szczęścia.

4 komentarze:

  1. I pomyśleć, że lody bakaliowe wydawały mi się zbyt słodkie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no widzisz... najwyraźniej źle podeszłaś do konsumpcji. dać amatorom lody...

      Usuń
  2. Hmmmm, jakie to biszkoptowe, jeżeli mam gdzieś meszek...to......to zareagował bardzo pozytywnie
    na ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znaczy, że miękkie i słodkie? nie zawsze jestem krwiożerczy.

      Usuń