środa, 29 maja 2019

Nagonka.

Po rurach niósł się daleki, głęboki skowyt. Wszyscy pracownicy biura zastygli z przerażeniem patrząc na rury wentylacyjne o rozmiarach pozwalających na zabawę w berka. Wysoko, jakieś pięć-sześć metrów nad podłogą niegdysiejszej fabryki zbrojeniowej zgodnie z modą na lofty urządzono biura do wynajęcia dla każdego, kogo skusić mógł industrialny, surowy charakter wnętrz. Pod sufitem biegły zresztą i pozostałe instalacje – zupełnie na wierzchu, jakby rury i ich mocowania miały stanowić wystrój wnętrz.

Okna, niczym w pałacowych komnatach wspinały się na metrowej grubości ceglane ściany, chłonąc zewnętrze łakomie i bezwstydnie. Dźwięk ucichł, jednak nikt nie chwycił ołówka, ani nie analizował map, czy zestawień, tylko wciąż patrzyliśmy z trwogą na sufit.

- Ruda coś wyhodowała! – ktoś szepcząc pozwolił sobie na wykrzyknik.

- Pies Baskervillów – zawyrokowałem – albo coś jeszcze gorszego.

Po korytarzu – byłem tego pewien, chociaż nikt nie miał odwagi wyjrzeć – wiało grozą i pustka była totalna. Nawet kurz osiadł na wykładzinach i nie krążył obłędnie i bezcelowo. W tej skostniałej ciszy kroki Rudej niosły się niczym seria z karabinu maszynowego. Kobieta chodziła, jakby każdym krokiem chciała obcasem zmiażdżyć insekty na podłodze. Kto wie, czy tego nie czyniła właśnie za drzwiami biura-laboratorium. Podobno mnożyła komórki macierzyste, ale Rudej nikt nie wierzył. Zajmowała połowę najwyższej kondygnacji i poza nią w pomieszczeniach niezbyt często można było zobaczyć kogokolwiek. Jedynie pryszczaty młodzieniec przychodził konserwować coś, co wyglądało jak hermetyczny zbiornik wielkości dwóch zespawanych wanien stojący niedaleko wyciągu.

- Ta… - wreszcie ktoś odważył się na słowa nieukradkowe, tylko normalnym tonem – pewnie coś się wymknęło z tych wanien i zalęgło w rurach. Ciepło miało, to i dorosło, a Ruda pewnie cichcem karmiła to bydlę. Mówię wam, doigramy się jak nic. Czas zmieniać pracę, bo tu za długo nie pociągniemy. Ruda z pomocą tego mutanta zadusi nas po kolei, chyba, że dobrowolnie się wyniesiemy.

- A widzieliście, jakim łakomym wzrokiem patrzyła na nasze przestrzenie? – Szef włączył się do rozmowy. Na pewno o to jej chodzi, żeby zająć i nasze biura. Te wszystkie rury, wentylacje, wyciągi, klimatyzacje, to jak dla niej stworzone, żeby czyścić masy powietrza z tych… no… efektów ubocznych. Wczoraj wieczorem zostałem dłużej w biurze i czułem smród jak ze spalarni. Pewnie truchła wyniosła i w płomieniach pozbywała się dowodów. Myślałem, że się porzygam!

My też tak myśleliśmy. Znaczy – myśleliśmy, że my się porzygamy na samo wspomnienie czegoś równie ohydnego. Kto by pomyślał, że to jakiś Mengele w spódnicy? Na korytarzu dudniły kroki Rudej i chyba nikt poza nią nie zamierzał w najbliższym czasie wyjrzeć poza biuro. A i we wnętrzu każdy podejrzliwie zerkał na instalacje, czy wytrzymają agresję potwora.

- Powiem wam – koleżanka, która rzadko dawała się ponieść emocjom zabrała głos kołysząc nogą założoną na drugą, a trzeba przyznać, że miała czym machać i każdy się przyglądał z trudem ukrywając pożądliwość we wzroku – że wczoraj w bufecie mówili ci z pierwszego piętra, że coś warczało z rur i jakoś tak cwałowało po rurach, jakby koń, czy łoś. Tak mówili, bo ja nie mam pojęcia jak cwałuje łoś, ale oni zdawali się być mocno przejęci. I mówili jeszcze, że te rury, to jakieś cholerne katakumby i można nimi dojść wszędzie od podziemi aż po dach. I na zewnątrz da się wyleźć, jeśli się wie, jak.

Ci, co jeszcze nie byli spoceni zrobili to od razu. Koszule pociemniały od parującego strachu. Nie sądziłem że biurowa robota może dostarczyć takich emocji. Kłapnęły drzwi p-poż i kroki Rudej oddaliły się w kierunku klatki schodowej. Ma dziewczyna stalowe nerwy. Samotnie wyruszać na poszukiwanie wściekłej bestii. Bez wsparcia, a jedynie w butach na obcasie pancernym. Amazonka! Podziwiałem ją skrycie, a ona chyba coś przeczuwała (baby mają taką niesamowitą zdolność wykrywania emocji, że pewnie wiedziała o moich fantazjach więcej niż ja sam), bo zachowywała się względem mnie przyjaźnie z życzliwością, jakiej nie zauważyłem względem innych najemców.

Szef, który zazwyczaj poganiał i delegował robotę bez umiaru teraz siedział zapatrzony w okno, za którym maiła się przerośnięta robinia wabiąc aromatem owady, którym nie przeszkadzały ostre kolce na gałęziach. Słońce panoszące się na niebie lizało coraz większe połacie podłogi, kiedy Szef wreszcie się odezwał.

- A może zaproponować jej pomoc w polowaniu? Wiecie, że jestem myśliwym amatorem i mam sztucer z lunetą? Czasami ze szwagrem wybieramy się na dzika, albo na bażanty. Może mógłbym Rudej pomóc?

– To misja samobójcza. Stanowczo odradzam. Wścieklizna i mutacje nieznanych chorób mogą być nieuleczalne, nawet, jeśli pies Baskervillów nie połknie śmiałka w całości. Szef popatrzy na te rury. On może mieć półtora metra w kłębie! Może być jadowity. Toksyczny jak Czarnobyl.

- Lepiej stąd wiać szefie. Może poszukamy innego biura? W mieście na pewno coś się znajdzie, a to niech bierze Ruda i nam odpuści.


- Nie! Nie będziemy uciekali przed jakimś szczeniakiem – Szef nie należał do strachliwych bubków, ale palcem wskazał jednak mnie – Ty! Idziesz i proponujesz Rudej wsparcie całego zespołu. A my tymczasem przygotowujemy obławę na potwora. Zrobimy nagonkę jak się patrzy. Jak raz nie wyjąłem z bagażnika flinty i mam naboje na grubego zwierza. Przyniosę, jak będziemy gotowi. Damy bydlęciu popalić!

18 komentarzy:

  1. Strach ma wielkie oczy, zwłaszcza przed nieznanym.
    Ale jakby nie patrzeć tekst wywołał u mnie uśmiech, mimo że to prawie jak "Obcy 8 pasażer Nostromo" i komedia to nie jest.
    kasta

    OdpowiedzUsuń
  2. Na myśl o polowaniach i rurach ogarnia mnie bolesny niesmak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie wiem, ale mam rurofobię.

      Usuń
    2. na rurki z kremem też?

      Usuń
    3. Nigdy w życiu! Byłaby to rurko- a nie rurofobia. Zresztą, pal sześć rurki, ale ta zawartość... mmm... bita śmietana!

      Usuń
    4. bita śmietana pasuje do rurek idealnie, ale do truskawek, ciastek jagód, malin, lodów... o rany... ależ pasująca jest. aż mi się język rozpędził po gębofonie.

      Usuń
    5. Bita śmietana najbardziej pasuje do mojego otworu gębowego!

      Usuń
    6. ja lubię różnorodność. i dodatki.

      Usuń
    7. Ja też. Na przykład: bitą śmietanę samą w sobie, bitą śmietanę z dodatkiem bitej śmietany, bitą śmietanę bez dodatku bitej śmietany...

      Usuń
    8. niech idzie na zdrowie.

      Usuń
    9. Nie zastanawiałam się nad tym, dźwigam od urodzenia, to taka moja norma.

      Usuń
    10. i jeszcze Ci mało?
      nienasycona...

      Usuń
    11. jakaś granica musi być. chociaż technika idzie naprzód i coraz większe miseczki są produkowane, a silikon, to kwestia dawki - dwa wiadra na pierś - skóra wytrzyma. do tej pory wytrzymywała, to poradzi i teraz.

      Usuń