Po rurach niósł
się daleki, głęboki skowyt. Wszyscy pracownicy biura zastygli z przerażeniem
patrząc na rury wentylacyjne o rozmiarach pozwalających na zabawę w berka.
Wysoko, jakieś pięć-sześć metrów nad podłogą niegdysiejszej fabryki
zbrojeniowej zgodnie z modą na lofty urządzono biura do wynajęcia dla każdego,
kogo skusić mógł industrialny, surowy charakter wnętrz. Pod sufitem biegły
zresztą i pozostałe instalacje – zupełnie na wierzchu, jakby rury i ich
mocowania miały stanowić wystrój wnętrz.
Okna, niczym w
pałacowych komnatach wspinały się na metrowej grubości ceglane ściany, chłonąc
zewnętrze łakomie i bezwstydnie. Dźwięk ucichł, jednak nikt nie chwycił ołówka,
ani nie analizował map, czy zestawień, tylko wciąż patrzyliśmy z trwogą na
sufit.
- Ruda coś wyhodowała! – ktoś szepcząc
pozwolił sobie na wykrzyknik.
- Pies Baskervillów – zawyrokowałem –
albo coś jeszcze gorszego.
Po korytarzu –
byłem tego pewien, chociaż nikt nie miał odwagi wyjrzeć – wiało grozą i pustka
była totalna. Nawet kurz osiadł na wykładzinach i nie krążył obłędnie i
bezcelowo. W tej skostniałej ciszy kroki Rudej niosły się niczym seria z
karabinu maszynowego. Kobieta chodziła, jakby każdym krokiem chciała obcasem
zmiażdżyć insekty na podłodze. Kto wie, czy tego nie czyniła właśnie za
drzwiami biura-laboratorium. Podobno mnożyła komórki macierzyste, ale Rudej
nikt nie wierzył. Zajmowała połowę najwyższej kondygnacji i poza nią w
pomieszczeniach niezbyt często można było zobaczyć kogokolwiek. Jedynie
pryszczaty młodzieniec przychodził konserwować coś, co wyglądało jak
hermetyczny zbiornik wielkości dwóch zespawanych wanien stojący niedaleko
wyciągu.
- Ta… - wreszcie ktoś odważył się na
słowa nieukradkowe, tylko normalnym tonem – pewnie coś się wymknęło z tych
wanien i zalęgło w rurach. Ciepło miało, to i dorosło, a Ruda pewnie cichcem
karmiła to bydlę. Mówię wam, doigramy się jak nic. Czas zmieniać pracę, bo tu
za długo nie pociągniemy. Ruda z pomocą tego mutanta zadusi nas po kolei,
chyba, że dobrowolnie się wyniesiemy.
- A widzieliście, jakim łakomym wzrokiem
patrzyła na nasze przestrzenie? – Szef włączył się do rozmowy. Na pewno o to
jej chodzi, żeby zająć i nasze biura. Te wszystkie rury, wentylacje, wyciągi,
klimatyzacje, to jak dla niej stworzone, żeby czyścić masy powietrza z tych…
no… efektów ubocznych. Wczoraj wieczorem zostałem dłużej w biurze i czułem smród jak ze spalarni. Pewnie
truchła wyniosła i w płomieniach pozbywała się dowodów. Myślałem, że się
porzygam!
My też tak
myśleliśmy. Znaczy – myśleliśmy, że my się porzygamy na samo wspomnienie czegoś
równie ohydnego. Kto by pomyślał, że to jakiś Mengele w spódnicy? Na korytarzu
dudniły kroki Rudej i chyba nikt poza nią nie zamierzał w najbliższym czasie
wyjrzeć poza biuro. A i we wnętrzu każdy podejrzliwie zerkał na instalacje, czy
wytrzymają agresję potwora.
- Powiem wam – koleżanka, która rzadko
dawała się ponieść emocjom zabrała głos kołysząc nogą założoną na drugą, a
trzeba przyznać, że miała czym machać i każdy się przyglądał z trudem ukrywając
pożądliwość we wzroku – że wczoraj w bufecie mówili ci z pierwszego piętra, że
coś warczało z rur i jakoś tak cwałowało po rurach, jakby koń, czy łoś. Tak
mówili, bo ja nie mam pojęcia jak cwałuje łoś, ale oni zdawali się być mocno
przejęci. I mówili jeszcze, że te rury, to jakieś cholerne katakumby i można
nimi dojść wszędzie od podziemi aż po dach. I na zewnątrz da się wyleźć, jeśli
się wie, jak.
Ci, co jeszcze
nie byli spoceni zrobili to od razu. Koszule pociemniały od parującego strachu.
Nie sądziłem że biurowa robota może dostarczyć takich emocji. Kłapnęły drzwi
p-poż i kroki Rudej oddaliły się w kierunku klatki schodowej. Ma dziewczyna
stalowe nerwy. Samotnie wyruszać na poszukiwanie wściekłej bestii. Bez
wsparcia, a jedynie w butach na obcasie pancernym. Amazonka! Podziwiałem ją
skrycie, a ona chyba coś przeczuwała (baby mają taką niesamowitą zdolność
wykrywania emocji, że pewnie wiedziała o moich fantazjach więcej niż ja sam),
bo zachowywała się względem mnie przyjaźnie z życzliwością, jakiej nie
zauważyłem względem innych najemców.
Szef, który
zazwyczaj poganiał i delegował robotę bez umiaru teraz siedział zapatrzony w
okno, za którym maiła się przerośnięta robinia wabiąc aromatem owady, którym
nie przeszkadzały ostre kolce na gałęziach. Słońce panoszące się na niebie
lizało coraz większe połacie podłogi, kiedy Szef wreszcie się odezwał.
- A może zaproponować jej pomoc w
polowaniu? Wiecie, że jestem myśliwym amatorem i mam sztucer z lunetą? Czasami ze szwagrem wybieramy się na dzika, albo na bażanty. Może mógłbym Rudej
pomóc?
– To misja samobójcza. Stanowczo
odradzam. Wścieklizna i mutacje nieznanych chorób mogą być nieuleczalne, nawet,
jeśli pies Baskervillów nie połknie śmiałka w całości. Szef popatrzy na te
rury. On może mieć półtora metra w kłębie! Może być jadowity. Toksyczny jak
Czarnobyl.
- Lepiej stąd wiać szefie. Może poszukamy
innego biura? W mieście na pewno coś się znajdzie, a to niech bierze Ruda i nam
odpuści.
- Nie! Nie będziemy uciekali przed jakimś
szczeniakiem – Szef nie należał do strachliwych bubków, ale palcem wskazał
jednak mnie – Ty! Idziesz i proponujesz Rudej wsparcie całego zespołu. A my
tymczasem przygotowujemy obławę na potwora. Zrobimy nagonkę jak się patrzy. Jak
raz nie wyjąłem z bagażnika flinty i mam naboje na grubego zwierza. Przyniosę,
jak będziemy gotowi. Damy bydlęciu popalić!
Strach ma wielkie oczy, zwłaszcza przed nieznanym.
OdpowiedzUsuńAle jakby nie patrzeć tekst wywołał u mnie uśmiech, mimo że to prawie jak "Obcy 8 pasażer Nostromo" i komedia to nie jest.
kasta
ja się bawiłem pisząc.
UsuńNa myśl o polowaniach i rurach ogarnia mnie bolesny niesmak.
OdpowiedzUsuńa co zawiniły rury?
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale mam rurofobię.
Usuńna rurki z kremem też?
UsuńNigdy w życiu! Byłaby to rurko- a nie rurofobia. Zresztą, pal sześć rurki, ale ta zawartość... mmm... bita śmietana!
Usuńbita śmietana pasuje do rurek idealnie, ale do truskawek, ciastek jagód, malin, lodów... o rany... ależ pasująca jest. aż mi się język rozpędził po gębofonie.
UsuńBita śmietana najbardziej pasuje do mojego otworu gębowego!
Usuńja lubię różnorodność. i dodatki.
UsuńJa też. Na przykład: bitą śmietanę samą w sobie, bitą śmietanę z dodatkiem bitej śmietany, bitą śmietanę bez dodatku bitej śmietany...
Usuńniech idzie na zdrowie.
UsuńLepiej w cycki.
Usuńlubisz dźwigać?
UsuńNie zastanawiałam się nad tym, dźwigam od urodzenia, to taka moja norma.
Usuńi jeszcze Ci mało?
Usuńnienasycona...
Jak to kobieta.
Usuńjakaś granica musi być. chociaż technika idzie naprzód i coraz większe miseczki są produkowane, a silikon, to kwestia dawki - dwa wiadra na pierś - skóra wytrzyma. do tej pory wytrzymywała, to poradzi i teraz.
Usuń