Pani z ubogą, bordową pupką biegła podtrzymując błękitnymi
pazurkami kuleczkę z włosów na czubku głowy. Zapewne bez tego rozpierzchłyby
się jak bierki. Nic nie szkodzi. Całkiem niedaleko stał pan przykryty kowbojskim
kapeluszem i w garniturze o kilka tonów ciemniejszych od pupki. Chyba pomógłby pozbierać te włosy do kapelusza, zanim rozmiękną w bezpańskiej kałuży. Pod świerkiem
dwa nakrapiane ptaki poszukiwały czegoś drepcząc w kółeczko (czyżby rydzów?), a
kloszard porzucił swój wózek, żeby się dowiedzieć, że to tylko drozdy. Na
płocie oddzielającym świat działkowców od świata turystów z nogi na nogę
przestępowały szpaki. Niecierpliwe, czekające aż dojrzeją czereśnie.
Malowniczy obrazek: bordowa pupa, błękitne pazurki, kapelusz i nakrapiane ptaki.
OdpowiedzUsuńprawda? aż trudno uwierzyć że szaro-bury dzień wstał dzisiaj.
UsuńI tak zgrabnie przeszedłeś od bordowej pupy do bordowych czereśni:-)
OdpowiedzUsuńjedno i drugie cieszy oko... no... mnie cieszy...
UsuńTego mi było potrzeba dzisiejszego ranka, ubogiej bordowej pupki i błękitnych pazurków. Bo moja pupka obfita i pazurki saute. Ech, pomarzyć dobra rzecz!
OdpowiedzUsuńa niby czemu marzyć o małej? o bordowej, to potrafię zrozumieć, ale to stosunkowo łatwo osiągnąć - kolorek nie jest jakoś specjalnie wyrafinowany i zapewne dostępny w wymiarach i na większe rozmiary.
UsuńDzisiaj znakomita, boska... komedia ;)
OdpowiedzUsuńcóż potrafi uczynić jedno spóźnione niebożątko...
Usuń