Pudełko było
stare. Z różanego drzewa? Ludzie lubili tak myśleć, szczególnie ci, którym
wyobraźnia hodowana na romansach podsuwała takie pomysły. Nieszczęście polegało
na tym, że było zamknięte, a w środku coś intrygująco grzechotało. Na co komu
pudełko bez klucza? Ładne, zdobne i szkoda byłoby zaspokajać ciekawość niszcząc
je.
A z tym różanym
drzewem, to jednak coś na rzeczy było, bo wieko zawierało różyczkę inkrustowaną
masą perłową. Takie trójwymiarowe zwieńczenie siedzące dumnie w najwyższym
punkcie kuferka niczym wrona na antenowym maszcie. Drewno zdawało się być
klejone z drobniejszych kawałków o różnych odcieniach. Z miniaturowych, nie
zawsze regularnych klepek.
- Tetris – pomyślałem, gdy gospodyni
wręczała mi je, jak ciekawostkę, którą nieodmiennie raczyła gości zaraz po
herbacie i drożdżowym cieście z wiśniami. Obracałem w dłoniach niczym kostkę
Rubika widzianą pierwszy raz w życiu pod czujnym wzrokiem gospodyni. Ona chyba
była gotowa nająć włamywacza, żeby uwolnił jej ciekawość.
W środku grzechotało
niepojęte, a tuż obok grzechotała uwolniona od kagańca wyobraźnia. Szafir
większy od śliwki, pierścień czarnoksiężnika ze srebra tak starego, że poczerniałego
niemal jak oczko skrzącego się w pierścieniu morionu, rzeźbiony w kości
lewiatana posążek inkaskiego bóstwa o czterech pępkach i trójce oczu. Albo
wręcz ziarno rokrocznie kwitnącej paproci zapakowane w konchę tchnieniem
Afrodyty. Gdy humor nie dopisywał gospodyni, albo gościa chciała wyprosić
tłumaczyła mu, że to kryształ górski, w którego wydrążonym wnętrzu ukryty jest
dżin przeklęty, co na opak spełnia marzenia, albo wygłodniałe, ciekawe świata
bakcyle zarazy.
Pudełko nie wyglądało
krwiożerczo, więc niespecjalnie się obawiałem. Któż starszej pani dawałby broń
biologiczną do ręki, kiedy ona potrafiła wydestylować z malin krople tak
aromatyczne, że można było się zatracić przy pierwszej filiżance herbaty z
konfiturą. I każda wojna mogła wtedy przejść obok niepostrzeżenie. Pudełko było
jednak jej świątynią, przy której marzyła świat niepojęty. Może od dziewczątka
wyobrażała sobie, że jest w nim obietnica nieśmiertelności, albo wskazówka do
Sezamu?
Gospodyni poszła
do kuchni, ukroić jeszcze trochę ciasta. Najwyraźniej przypadłem jej do gustu,
gdy z szacunkiem obracałem to pudełko i kiwałem głową zgadzając się na każdą,
nawet najbardziej nieprawdopodobną hipotezę. Słyszałem jak podśpiewuje
cichutko. Chyba lubi śpiewać, gdy krząta się po kuchni. Głos miała miły, ciepły
i pełen łagodności, a ja stałem bezradnie obracając w dłoniach pudełko.
Rozdzwoniły się jakieś szklane naczynia, może drobniuteńkie kieliszki na
nalewkę dereniową, o której wspominała, zerkając na portret wąsatego byczka
prężącego muskuły w bardzo starych ramach.
Gdy tak obracałem
pudełko do rytmu nuconej czastuszki zaczepiłem palcem o różę z wieczka, a
pudełko kończąc obrót zostawiło mi ją w dłoni. Róża wpięta była w wieko
krótkim, ostrym gwoździem. Chciałem wsunąć ją na miejsce nim gospodyni zauważy,
że uszkodziłem jej świątynię, ale wtedy się stało coś, czemu nie potrafiłem
zapobiec. Jeden z kawałków drewna z cichym skrzypieniem przesunął się o jakiś
centymetr w głąb.
Stałem zdumiony
tak bardzo, że nie wiedziałem co począć z rękami, gdy w drzwiach pokoju stanęła
gospodyni. Rzuciła okiem na pudełko, potem na mnie, a głos jej zamarł.
- Umiesz to otworzyć? – wyszeptała
pytanie pobladłymi ustami.
A potem
przysiadła na skraju fotela i patrzyła jak zaczarowana. Nie umiałem, bo chyba
tylko autor tej szarady potrafił ją rozwikłać, ale starałem się. Odłożyłem różę
na stół i powoli starałem się wciskać i przesuwać fragmenty trójwymiarowej
układanki. Zmierzch dojrzał już do intymności i stanowił znakomite tło dla
płomieni tańczących w kominku, a ja wciąż naciskałem, szukając rozwiązania.
Pudełko ostatecznie straciło swój z dawna utrwalony kształt i zmieniło się w
skomplikowaną geometrię.
Gospodyni skubała
ciasto i nawet nie zauważyła kiedy na przyniesionym z kuchni talerzu zostały
okruchy mogące wystarczyć najwyżej jednemu, niezbyt głodnemu wróblowi. Palce
mnie bolały i chciało mi się pić, ale w żarliwym, pełnym wiary wzroku gospodyni
czaiła się niewysłowiona prośba o rozwiązanie zagadki. Zdążyłem wyzbyć się
entuzjazmu, kiedy kształty znów zaczęły wykazywać się płaszczyznami. Po
kolejnym, sam nie wiem którym obrocie bryła stała się zwarta i wolna od
sterczących fragmentów.
Obracałem w
dłoniach, aż między palcami coś niewielkiego spadło na dywan bezdźwięcznie. Nie
zdołało się ukryć przed roziskrzonym wzrokiem gospodyni, która opadła na kolana
i w półmroku dywanu szukała spełnienia marzeń. Zacisnęła dłoń z cichym
okrzykiem tryumfu i podniosła się z kolan. Staliśmy we dwoje patrząc na starą,
zasuszoną piąstkę, w której skryło się rozwiązanie zagadki.
Rozchyliła palce.
Na dłoni leżał malutki, metalowy klucz… Nie musiałem sprawdzać, żeby wiedzieć.
On był kluczem do otwierania pudełka. Gospodyni usiadła i widziałem, że
odkrycie ją przygnębiło. Oczy miała wilgotne, a ręka drżała wraz z cienkimi
wargami. Bałem się, że serce nie wytrzyma, że żałość powali tę silną kobietę.
Szarpnąłem się prosząc o klucz, a przemodelowane pudełko zagrzechotało. Inaczej
niż wcześniej, ale zagrzechotało. Zamarłem z dłonią wyciągniętą po klucz, a
gospodyni zamknęła pięść.
- Nie! –
krzyknęła z energia odrodzonej nadziei – nie wolno otwierać tego pudełka…
Przecież wiesz, że nie wolno. Tam może mieszkać dżin złośliwy wielce i na opak
spełniający marzenia, może jest tam czarna ospa przekładana dżumą i trądem,
która czyha na śmiałka, żeby stał się siewcą śmierci? Może perła z morza nieskończonych
łez, przy której śmiech posiadacza umiera dożywotnio?
No właśnie, po co to we wszystko nos wścibiać
OdpowiedzUsuńLepiej niech nie wysuwa się z pokrywy to, co pod nią powinno pozostać
tak jest - niektóre sprawy pod pierzynką smakują lepiej
UsuńHa, poznanie czegoś dogłębnie czasem czyni z rzeczy/człowieka coś zwyczajnego. Dopóki zawiera w sobie tajemnicę-dla części osób jest czymś/kimś interesującym.
OdpowiedzUsuńZ podmiotami użytkowymi bywa różnie- dobrze jest znać mechanizm i funkcje,żeby nie uszkodzić podczas użytkowania, ale i umieć "naprawić".
Co do skrywanych tajemnic- pojedynczego człowieka poznaje się całe życie-chociaż teoretycznie można przewidzieć jego wszystkie zachowania/ dobre i złe/. Przez to -łudzi się ten, komu wydaje się, że zna kogoś na wylot. Wiedza o czymś/kimś nie wyklucza zaskoczenia,bo przyzwyczajenie do określonych standardów/ zachowań - robi swoje tj. usypia czujność.
Ps. Ale jak to bywa- do wszystkiego trzeba mieć właściwe podejście - to i wrota tajemnicy się uchylają.
Czasem niektóre tajemnice lepiej pozostawić w zamknięciu- jak puszkę Pandory./ tu:https://pl.wikipedia.org/wiki/Pandora
kasta
nie wiedzieć jest czasem dobrze. bardziej kusi. tajemnice są pociągające, a prawda często obrzydliwie pospolita.
UsuńPospolitość?- jak tu być pospolitym, skoro jesteśmy tak różni? Czy chodzi Ci bardziej o nudę?
Usuńkasta
tajemnica pociąga bardziej.
UsuńWydaje mi się, że to zależy od człowieka i od tego czego dotyczy: życia czy np.książki, filmu itp. sensacji.
Usuńkasta
no tak - są tacy, dla których tajemnica nie jest atrakcją, a zagrożeniem.
UsuńI są tacy, którzy nie lubią tajemnic, a pociąga ich prawda, nawet jeżeli jest obrzydliwie pospolita. :)
Usuń* Wypada mi jeszcze wyjaśnić użycie w 1 komentarzu słowa "podmiot"-bo treść zdania odnosi się zarówno też do człowieka.
Usuńkasta
niech się i takim wiedzie. małe sprawy częściej się zdarzają, więc dla każdego wystarczy.
UsuńTe tajemnice są dla niektórych bardziej pociągające, niż najpiękniejsza prawdziwie lśniąca i całkiem niewinna prawda. Może być i prawda, byle nie naga i odkryta.
OdpowiedzUsuńPewnie nigdy tego nie zrozumiem.
prawda lubi być naga. i wręcz powinna się podobać.
UsuńZawsze kusi to, czego nie wolno otwierać. Zawsze.
OdpowiedzUsuńza to kusi ciągle, a otworzyć można tylko raz.
UsuńJednak bym otwarła.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony rozumiem niechęć, bo tajemnica bywa kusząca, a jak napisałeś otworzyć można tylko raz. Chyba, że jest tam drugie dno.
trzecie - z drugiego wypadł klucz, a wciąż coś grzechocze. nie jesteś aby zbyt pazerna?
UsuńNie pazerna tylko ciekawa. Ciekawość to podobno wada, ale już się nie będę zmieniać.
Usuńnie zmieniaj. da się z tym żyć.
Usuńnie lubię świtu bo w jego blasku gaśnie tajemnica nocy...
OdpowiedzUsuńlubię świt, bo wtedy świat rodzi się na nowo.
Usuńczyli jak noc i dzień...
OdpowiedzUsuńDobrze że są różnice - wyśmienicie.
oczywiście - różnice sprawiają, że świat jest bardzo interesującym miejscem. ludzie zresztą też.
Usuń