Światła bezładnie
rozsypane pośród nocy tliły się wielobarwnymi iskrami, jak neonowe robaczki
świętojańskie, a może żar wychylający się spod białego popiołu dogasającego
ognia. Po horyzont, po kres nocy, jakby ludzie uparli się nie spać, sztucznymi
słońcami okraszali swoje życie. Stąd anonimowe, niepozorne i błahe. Światła
kipiały i przelewały się rozwłóczone kołami samochodów, a miękki, niezbyt gęsty
deszcz rozmazywał smugi w fantastyczne niedopowiedzenia.
Dach spluwał wodą
do rynien, a kobieta stała jakby usiłowała zliczyć te odległe, detaliczne
słońca, albo szukała pośród nich własnego. Wyjęła telefon, a monitor ożył,
oświetlając jej twarz bladym światłem. Prostokątne, bezduszne gwiazdy stały w
szeregu pruskim drylem napiętnowane, a po rzece wiły się niesforne zaskrońce
puszczające oko do nielicznych taksówek wiozących do domów tych, którym wieczór
skończył się przed świtem niestety. Tylko desperacja dzwoni w taką noc, a
kobieta chyba nie chciała przyznać się, że doskwiera jej codzienność w zbyt
gęstym roju.
Patrzyła na
ludzką termitierę, która nawet zasnąć nie potrafi i snuje się pośród nocy
szukając tego, czego nie umiała znaleźć w dzień. Patrzyła wzrokiem schłodzonym
przez deszcz i cieszyła się cichą, prywatną satysfakcją, że tutaj jej nie
odnajdą. Nikomu nie przyznała się, że któregoś razu przyniosła brzeszczot i
sapiąc bardziej z emocji niż wysiłku obcięła kłódkę pilnującą krat i zawiesiła
własną. Od tamtej pory dach był dla niej azylem, gdy potrzebowała uciec.
Nigdy nie
uciekała daleko. Rozsądek i te wszystkie społeczne ograniczenia trzymały ją w
ryzach wystarczająco mocno, żeby nie potrafiła uciec światłom miasta
rozpełzającego się niepostrzeżenie po granice widzialności. Pomyślała dość
depresyjnie, że nie udźwignie więcej wolności niż ta, którą oferował jej ów
dach ukradziony cywilizacji na chwile, gdy świat powinien zamierać, choć bronił
się przed tym, jakby noc zwiastowała koniec świata.
Gdzieś spoza
horyzontu do miasta wlewała się mgła. Być może stygnąca, parująca ziemia
oddawała mlecznym oddechem to, czego nie zdążyła spić z chmur. Mgła była ciężka
i leniwa. Zdobywała przyczółki powoli, niespiesznie i spośród tumanów wychylały
się łby wieżowców pozbawionych tułowi i kościelne krzyże, jakieś kominy mrugające
ostrzegawczą czerwienią. Odległe buczenie syreny przepływającej barki stłumione
wilgotną watą tłukło się pomiędzy budynkami jak głodny wilk i drażniło słuch.
Wąż powracających z wygnania aut niczym sznur korali spływał do miasta
flirtując z krwistym wężem uciekinierów.
Pojedynczy krzyk
tryumfu wzniósł się i wbił w chmury dziurawiąc je ostatecznie. Cóż mogło
ucieszyć nieznanego człowieka aż tak, tego nie wiedziała, ale deszcz
natychmiast próbował ostudzić emocje i zgasił w zarodku niepoprawną, śródnocną
radość. Koła samochodów mlaszcząc obrzydliwie chłeptały kałuże uliczne i
rozpryskiwały je na boki malując nietrwałe mozaiki na witrynach zamkniętych
sklepów. Sygnalizacja uliczna piszczała zachęcając niewidomych do przejścia na
drugą stronę, choć nic innego nie mogła im ofiarować. Wiecznie na drugą stronę.
Byle szli, przecież im noc nie przeszkadza…
Inni… Wszędzie
inni. Ważni bardziej lub mniej. Istotni tylko dla siebie i kilku lizusów, grzejących
się w cieniu samozwańczych bóstw. Miała własną listę gości, wpraszających się
do książki telefonicznej, którą nieświadomie przewijała palcem w górę i w dół
nie zerkając nawet na kogo wypadnie. Wszystko jedno. Oni są tylko tłem,
kakofonią, która zaburza widzenie. Ich nie ma. Pozory, które kłaniają się, albo
całują w policzek, nim się miną w rozbieżnych krokach i rzeczywistościach. W drodze
od jednego, do następnego nigdy.
Rzeka mieniła się
jakby pod powierzchnią tej skrzącej się kołdry figlowało całe stado chochlików.
Kolory, przytulone do powierzchni i obsypane mokrym mrokiem zdawały się
gęstnieć i spowalniać nurt. Wzięła szeroki zamach i telefon pomknął w kierunku
wody. Nie potrafił pływać, choć wydawało się, że potrafi wszystko. Jeszcze
kilka chwil wcześniej potrafił. Może wystraszył się samodzielnego lotu, albo
GPS go zawiódł i pękło mu serce, nim przywitał się z wodą? Nie wiadomo. W
każdym razie pogrążył się zabierając ze sobą całe stado nieistotnych, którym
się zdawało.
Nowe życie –
naprawdę tak pomyślała – Nowe życie zaczęło się, gdy stare utonęło. Od teraz
będzie Alicją. A może Natalią? Kto to wie. W taką pogodę mogłaby nawet być
Małgorzatą, choć nie wiedzieć czemu wolałaby tego uniknąć. To zapewne wpływ
lektur. Nie chciała być kolejnymi literkami do przeczytania. Ewa? Czy imię
mogło mieć znaczenie? Jutro kupi nowy telefon i wtedy będzie miało. Ale nie w
nocy. Teraz mogła być kimkolwiek. Albo nikim nawet. Tak! Do rana będzie mówić
do siebie „hej ty”, żeby poczuć na skórze bezpośredniość. A nowa książka
telefoniczna pełna będzie egzotycznych, nieistniejących imion. Może i dla
siebie jakieś znajdzie? Noc mokła coraz bardziej, aż się zatrzęsła od nadmiaru
wilgoci, zmywając z bezimiennej kobiety makijaż przyzwyczajeń. Jutro narodzi
się na nowo. Może z jakąś interesującą przeszłością?
wybieram takie zdanie: "Noc mokła coraz bardziej, aż się zatrzęsła od nadmiaru wilgoci". dziękuję
OdpowiedzUsuńdobrze, że choć jedno zdanie może się przydać do czegokolwiek.
UsuńGdyby zmiana telefonu oznaczała nowe życie, ilu takich narodzin codziennie bylibyśmy świadkami...ciekawe to mogłoby być.
OdpowiedzUsuńale tak jest. zmień numer, adres e-mail i jesteś nowym człowiekiem.
UsuńPrzyroda w tle tej całej opowieści zagłusza te całe narodziny. Ale czy tak właśnie nie jest? Rodzi się nowe życie, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
OdpowiedzUsuńa Ty? czujesz się wystarczająco istotna, żeby "przyroda" nie zagłuszała Ciebie? potrafisz znaleźć w termitierze światełko, o którym uczciwie powiesz, że jest Twoje? dla Ciebie?
UsuńMam tak okropny charakter, że czasem mam wrażenie, że nawet przyrodę potrafię zagłuszyć.
Usuńno proszę - po takiej reklamie strach telewizor włączyć
UsuńPo co go w ogóle włączać?
Usuńżeby poznać zagrożenie.
UsuńTelewizor oswaja z takimi rzeczami? Ciekawe. Niestety nie oglądam, więc może dlatego ciężko mi to pojąć.
Usuńnajtrudniej zwalczać nieznane. kiedy już wiadomo kto i co, to troszeczkę łatwiej. wyobraźnią można objąć i szukać rozwiązań, zamiast się dziwić.
UsuńPozazdrościć jej sił i desperacji. Większość ludzi chciałaby, a boi się. Lubię tę kobietę. Wie czego chce.
OdpowiedzUsuńJa telefonu nie wrzucam do rzeki, ale co jakiś czas robię "czyszczenie" kontaktòw.
ciekawe, czy z wzajemnością. ona chyba nie lubi nikogo.
UsuńNie wiemy, co ją pchnęło do takiej desperackiej decyzji. Może żyła w strachu, niespełnieniu, nudzie między ludźmi, których nie da się lubić?
OdpowiedzUsuńzerknij w swoją książkę adresową i zastanów się - co musiałoby się stać,żeby skasować WSZYSTKIE kontakty. bez wyjątków.
UsuńSetki ludzi rocznie ginie w niewiadomych okolicznościach. Np. Wyszedł po papierosy i nigdy nie wrócił. Może są wśród nich ci, co palą za sobą mosty i gdzieś zaczynają nowe życie? Dlaczego? Może ktoś ich ściga, może mają długi, może pojechali do Tybetu szukać siebie? Odpowiedzi jest wiele.
Usuńkażdy człowiek, to historia. nie da się poznać wszystkich.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Krynico mej potęgi — i razem niemocy,
Córo bogów słonecznych i demonów nocy,
Święta królowo grzechu, łez moich władczyni:
Lękam się cię zapomnieć, lękam się wspominać.
Nie wiem, czy błogosławić, czy cię mam przeklinać,
Bo sam skazałem siebie na żywot w pustyni."
("Lilith" - Antoni Lange)
Lilith. Powinna nazwać siebie Lilith:)
Pozdrawiam:)
imię adekwatne do działania. niech się przepoczwarza w Lilith.
Usuń