Liście były cięte
grubo. Można powiedzieć niechlujnie, ale takie liście na dnie kubka potrafiły
oddać w pełni smak herbaty. Cierpki, trudny do przełknięcia, gdy wargi
spieczone domagają się wilgoci. Takiej herbaty nie można pić, gdy się jest
spragnionym. Nie zastąpi łyka wody – choćby z kałuży podniesionego. Taką
herbatę pić można tylko wtedy, gdy nie jest koniecznością, a kaprysem.
A ona właśnie
miała kaprys. Piła herbatę tak mocną, że gdyby nieprzeźroczyste ściany kubka
pozwoliły przejrzeć ją na wskroś wydawałaby się kawą. Ciemna, mocna i parująca,
pachnąca wyschniętymi liśćmi i odrobinę dymem z ognia, który przywarował
niedaleko jej stóp. Lubiła, kiedy ciepło pchnięte wiatrem wślizgiwało się pod
nogawki spodni i z nieskończoną cierpliwością i łagodnością wspinały się po
łydkach. Niemal chciała się rozebrać, żeby wpuścić te ciepłe jęzory wyżej. W
końcu siedziała sama, a najbliższy człowiek znajdował się poza zasięgiem
słuchu.
Drzewa
przyglądały się w milczeniu rosnącym na ziemi cieniom i chyba podobały się
sobie, bo szemrały cicho mrucząc niezrozumiałe pochwały. Jakaś sosna pokiwała
kosmatym łbem, a buczyna uniosła rozłożyste ramiona na chwilę, jakby wzdychała.
W oddali, pośród pól pociętych skibami stała samotna lipa. Jej też daleko było
do towarzystwa. Siedzącej zdawało się, że herbata zaczyna pachnieć lipowym
kwiatem, ale to nie mogła być prawda. Kwiaty dawno już zapłodnione wydały
owoce, a teraz jesień barwiła drzewo miodowym zlotem nieuchronnie zbliżając się
ku zimowej senności.
Wrzesień był
ciepły tak bardzo, że ziemia krzyczała o odrobinę wilgoci do której przywykła i
tęskniła już całkiem jawnie. Noc aż kwiliła i z litości obsypywała porankami źdźbła
traw płaczem mgieł rozsnuwanych szeroko nim odeszła, by słońcu miejsce zrobić.
Pomiędzy wyszczerbionym górami horyzontem, a tym pagórkiem w połowie
porośniętym mieszanym lasem leżały pola skrupulatnie zagospodarowywane każdego
roku, by dać plon i uzasadnić sękate ręce tubylców.
Słońce czochrało
się o poszarpane erozją szczyty i zaczęło już krwawić, jakby w zapomnieniu
rozdrapało rany do krwi. Lipa wyciągała jęzor cienia coraz dalej i dalej, jakby
chciała się nim przysiąść do ognia gasnącego od zapomnienia. Połknęła już
miejsce, w którym siedzącej kobiecie udało się znaleźć dwie garście kartofli,
zapomniane przy zbiorach. Teraz trzeszczą grubą, czarną skórą spaloną w żarze
ognia. Nie ma pośpiechu. Miąższ ukryty pod spalenizną będzie wciąż jadalny.
Ogień nie był aż tak rozpasany, żeby samemu je pochłonąć. Herbata wciąż grzała
jej dłonie. Kiedy już wyjmie ziemniaki, zrobi sobie jeszcze jedną.
Ma czasu całą
noc. Choć pod drzewami wymościła już legowisko z suchych liści i świerkowych
gałęzi miała zamiar przegadać tę noc z gwiazdami zakurzonymi tą pylistą
jesienią. Nie były to gwiazdy przeglądające się w lustrach jezior, lecz te,
którym przyszło kwitnąć nad stałym lądem. One musiały szukać oczu wilgotnych i
strumieni przemykających gdzieś między kamieniami, czy ukrywających się w
szpalerze osik, brzóz, czy leszczyn. W rowach, gdy się wypełnią mulistą, ciężką
wodą siorbaną w połaciach tłustego czarnoziemu.
Herbata schła na
wargach pozostawiając je spierzchniętymi. Wieczór nadciągał równie
niespiesznie, co nieubłaganie. Ogień skamlał o resztki napoju, więc wylała je
wprost w głodne trzewia patrząc na wesołe, pomarańczowe iskierki mrużące oczy z
zachwytu. Słońce skaturlało się po drugiej stronie gór, chociaż liczyła, że
może tym razem stoczy się w tę dolinę i zamiast przy ogniu usiądzie przy tej
wielkiej gorącej kuli. Mogła nawet połatać jej te blizny i skaleczenia, których
się nabawiła tocząc się przez kostropaty pejzaż.
Nie tym razem.
Niebo sfioletowialo, spurpurowiało i przymierzało się do snu. Nawet chmury
spopieliły się i biegły gdzieś bezgłośnie, uciekając przed słońcem, jakby
zawstydzone, że pod spódniczki im zagląda bezczelnie. Wiatr rozsiewał słodkie,
zakurzone zapachy i mieszał je, jakby przygotowywał aromatycznego drinka ze
wszystkich możliwych składników. Potrafił mieszać – musiała to przyznać, że
perfumy wiatrem przyprawione potrafią zawrócić jej w głowie. Położyła się na
plecach czekając na pierwszą gwiazdę. Wrześniowa wigilia. Wypatrywała oczy w
bezkresie granatowiejącego sufitu. Jakaś trawa szeptała jej do ucha pieszczotę
budząc na skórze pragnienie dotyku.
Otrząsnęła się.
Nie było z nią tego, którego dotyk mógł sprawić, by czas oszalał. Nigdy nie
było. Może źle szukała? Zbyt krótko? A może w niewłaściwym miejscu? Może gnana
niecierpliwością zbyt wcześnie uciekała nie dając szansy żadnemu nikomu…
Uśmiechnęła się do siebie – bardzo lubiła właśnie tak myśleć – żadnemu nikomu.
Bo wiedziała, że pozna od razu, gdy w jej życiu pojawi się ktoś. KTOŚ! Nie
zamierzała decydować się na bylejakość, czy w półśrodkach szukać ukojenia.
Hazard i złudzenia napełniały ją obrzydzeniem. Nie chciała grać uczuciami w
karty i liczyć, że po kolejnej rundzie los się odmieni i sprawi, że brzydkie
kaczątko jej chceniem przepoczwarzy się w piękno rajskiego ptaka.
Spomiędzy iskier
wydłubała patykiem trochę ziemniaków, resztą postanawiając podzielić się z
ogniem. Niech i ogień ma chwilę ze smakiem. Wrzuciła garść chrustu i ze dwie
grubsze gałęzie, żeby ogień rozszalał się i mlaskał pohukując lubieżnie.
Toczyła w dłoniach kulę, nie bacząc, że ręce stają się czarne jak noc.
Przełamała wpół, a w środku zalśniło złotem jądro. Parujące, gorące jak piekło
i przyprawione dymem tak, że nie potrzebowała nic więcej. Wgryzła się drażniąc
podniebienie chrupiącym węglem, lecz i to jej nie przeszkadzało.
Zmierzch
przysiadł na zadzie i zaglądał jej w oczy, jakby pytał, kiedy pozwoli mu
przytulić się do jej ciała, ale zlekceważyła go zupełnie. Nie przeszkadzało
jej, że świat okradł z kolorów, że kształty rozproszył i uwodził jej myśli w
nierealne przestrzenie. Marzyć trudno, kiedy zbyt wiele je ogranicza. Marzenia
wymagają bezwstydu i odwagi. Inaczej są tylko cieniem. Odbitym w wodzie
obrazem, który nie odda ciepła, ani wiary w spełnienie. A jednak przykro parzyć
jeden kubek herbaty. Nawet, jeśli to drugi. Dwa na raz – to co innego. Noc
przysiadła jej na ramieniu i zerkała na wilgotniejące oczy. Tylko z bliska
różniły się od tych łez migoczących na firmamencie. Teraz mogła już bez wstydu
wyjąć drugi kubek i postawić go obok własnego. On na pewno lubi mocną herbatę.
Doprawioną dymem. Może wreszcie tej nocy przyjdzie po nią? Będzie czekać.
Solą życia jest miłość...
OdpowiedzUsuńtrzeba tylko mieć co nią doprawić.
UsuńTrzeba coś upiec.
Usuńpieczyste? lubię.
UsuńPrzydałby się ogień...
Usuńmoże masz go w sobie.
UsuńJestem ogniem. I wodą.
Usuńłatwo przy Tobie o herbatę w takim razie.
UsuńZawsze się zastanawiałam, czym jest to COŚ, co ludzi do siebie przyciąga. Jak powstaje i rodzi się miłość? Ale tak w sumie... czy to ważne dlaczego i jak?
Usuńgdyby to coś było łatwe do definiowania pojawiłyby się ogłoszenia - szukam kobiety z czymś, jeśli masz coś, to odezwij się. wydaje się, że to byłoby dziwaczne.
UsuńI nie byłoby tajemnicy.
Usuńtak - byłby handel i oszustwa
UsuńWracam do ognia. :)
Usuńpowodzenia. weź kubek zapasowy.
UsuńNa dobranoc:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=5jCG7utvosQ
niestety - poszło na dzień dobry.
UsuńTakie zwęglone skórki z ziemniaka są niezwykle smaczne. Czy na miłość warto czekać? Podobno przychodzi, jak się przestaje czekać i rozrywa cały świat...
OdpowiedzUsuńkażdy szuka i nikt nie wie. nie ma recept uniwersalnych. ale dobrze mieć oczy otwarte.
Usuńziemniaki z ognia są pyszne, tylko nieco wargi i ręce brudzą.
Miałam taką polonistkę w podstawówce i ona zawsze mówiła, że miłości się nie szuka, ona sama przyjdzie i zapuka do twoich drzwi, wszyscy się zawsze z tego śmialiśmy.
Usuńczyli nie czekać i nie szukać - dziwaczne. a skoro ma przyjść, to skąd, skoro ona też ma nie czekać i nie szukać? to jakiś paradoks?
UsuńMarzenia....Ktoś.......herbata wędzona.....skąd brać cierpliwość na czekanie....
OdpowiedzUsuńto nie czekaj - licz gwiazdy, albo maluj wzruszenia.
UsuńI Ktoś przyjdzie....pomyśli....zajęta marzeniami.... i sobie pójdzie, czujnym trzeba być bo " szczęście jak osioł ucieka "
Usuńskoro tak szybko się zniechęca, to nie jest wart zauważenia.
UsuńCzasem czekanie jest bardziej intensywne i przyjemne, niż bylejakie przeżywanie czegośtam. :)
OdpowiedzUsuńpod niebem szerokim miejsca wiele - można czekać w wytwornym otoczeniu.
UsuńNadzieja jest trochę przereklamowana. Wyślij intencję z nadzieją do Wszechświata, a dostaniesz. Stan nadziei permanentnej. I będziesz się nadziejał, nadziejał, a życie popłynie...ale wiadomo, co komu....
OdpowiedzUsuńbogatemu, to i kogut jajko zniesie. może wystarczy wierzyć?
UsuńOczywiście. Bogaty zawsze miał, WIE, że zawsze będzie miał :-)No chyba, że ma "program biedy", ale to też wiara. Czyli w co wierzysz, to masz. Proste.
Usuńciekawa koncepcja. wiarą brzuszek napełniać.
UsuńTak naprawdę, to udaje się tylko z Wiedzą. Wiara, to ciut za mało.
Usuńnawiedzonym wystarcza - a przynajmniej w to wierzą.
UsuńIMAGINACJA to wielkie słowo.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba to co napisałeś.
wielkie słowa dla nie całkiem wielkich ludzi. można się wystraszyć.
UsuńOko - lubisz układać ludzi w pary. Koniecznie musi być dwoje, żeby było szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńJa powiem, że wcale nie. Jeden kubek herbaty smakuje wybornie, zapewniam cię. Jeśli już nie wyobrażasz sobie jedzenia pieczonych ziemniaków w samotności to pamiętaj, że mogą ci towarzyszyć myśli, gwiazdy, ćmy, albo nietoperze, jeśli już zmierzcha. Piękne towarzystwo dla kobiety ciekawej świata.
A miłość? To tylko inna nazwa seksu - nie ja to wymyśliłam, ale zgadzam się z autorem. :)
każdy ma coś, co lubi. nie ma obowiązku się zgadzać. możesz namalować całkiem inny obrazek - zakazu nie ma. mi podobał się taki, więc go namalowałem.
UsuńI tak jest fajnie. Zawsze można sobie coś dopowiedzieć, a nawet zmienić. W głowie w każdym razie, bez uszczerbku dla nie mojego tekstu.
OdpowiedzUsuńprzemeblowanie, to rzecz wtórna. każdy ma własną wizję i matryce. nie lubię tłoku, ale samotność jest dla mnie zbyt ekstremalna. dobra, kiedy jest wyborem, a nie koniecznością. opcją, w której można się zanurzyć. bardziej naturalny jest dla mnie stan, kiedy spotka się dwoje ludzi. niechby dwóch, dwie - mniej ważne są chromosomy, choć para mieszana wydaje się mieć wiele zalet.
Usuń
OdpowiedzUsuńJeśli możemy wybrać, choć mądrzejsi ode mnie twierdzą, że ZAWSZE możemy, to już jest super. Każda decyzja powinna być wolnym wyborem, ale tak nie jest. Czasem wydaje mi się, że ludzie nie poświęcają zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Często wyznają filozofię SIĘ: tu się jeździ, to się kupuje, tam się mieszka. Łatwiej jest powielić schemat niż mu się wymknąć z pełną świadomością konsekwencji.
schematy są uproszczeniem, które sprawia, że nie trzeba przeprowadzać żadnych skomplikowanych obliczeń, tylko SIĘ robi i już. więc przemyślenia można spożytkować tam, gdzie dzieją się rzeczy nietypowe.
UsuńTaaa - wątpię czy wyznawca filozofii SIĘ będzie zaprzątał sobie głowę PRZEMYŚLENIAMI przecież po to wyznaje SIĘ, żeby nie myśleć. ;)
OdpowiedzUsuńmało w Tobie wiary w ludzi.a sama rozmyślasz.
UsuńWiara w ludzi, powiadasz? Trochę chwiejna jest, przyznaję. Najlepiej nie wierzyć, nie mieć nadziei - wtedy nie ma rozczarowań. Liczę na siebie, przynajmniej nigdy się nie zawiodę. ;)
OdpowiedzUsuńw innych nie wierzysz a sobie aż tak? ludzie zawodzą i siebie. i to bardzo boleśnie.
UsuńJeśli ja coś sknocę, to mogę mieć żal tylko do siebie, nie ma na kogo zwalić winy za niepowodzenie. To mnie umacnia, powoduje, że bardziej się staram. Czasem każdy ma chęć zapłakać, ja też, ale szybko się zbieram i dalej do przodu. :)
Usuńniech się wiedzie. i tych łez niech się za wiele nie toczy.
Usuń"Mnie tam do szczęścia niewiele potrzeba. Wystarczy, że mam co wspominać i na co czekać...".
OdpowiedzUsuńgratuluję. nieczęsto spotyka się szczęśliwego człowieka.
Usuń