czwartek, 26 marca 2020

Dusiołek.


- Nie pytaj, bo nikt nie wie, a nieuczciwy sprzeda droższego. Sam musisz wybrać, który stworzony jest dla ciebie. Popatrz i poczekaj, aż ręce wyciągną się po tego, który ma zamieszkać z tobą. No, chyba, że ci wszystko jedno – Popatrzył na mnie badawczo spod brwi tak rozłożystych, że mogłyby robić za mizerną czuprynę. Ale wiedział, że nie jest mi wszystko jedno. I że na pewno wybiorę. Z jego stoiska, choć konkurencja okupowała kilka sąsiednich stoisk i posiadała podobny asortyment. Kupił mnie szczerością, a jeśli nawet była udawana, to byłem nie pierwszym naiwnym.

Ale w jednym miał rację. Teraz, kiedy zacząłem korzystać ze zmysłów zamiast zdać się na podpowiedzi zauważyłem. Twarze były różne. Drewno też miało kształt niepowtarzalny, nadany przez naturę wiedzioną przez lata i zimy. Twarze wykreślone ostrzem noża były niepowtarzalne. Jedne złośliwie uśmiechnięte, inne melancholijne. Zupełnie, jak ludzie stojący na przystanku tramwajowym, gdy tramwaj spóźnia się haniebnie. Oglądałem drogie twarze rzeźbione na sporych fragmentach drewna i te najmniejsze, które dawało się w dłoni zamknąć. Kieszonkowe twarze, którym ciepło drewna nie pozwoli zamarznąć nawet w środku lutego rozsypanego pośród bezludnych gór.

Wzrok ślizgał się po tych twarzach umorusanych bejcą, spod której zmarszczki słoi drzewa liniały jaśniejszą pręgą. Oczy gniewne, schowane pod brwiami, albo filuterne, roześmiane szczerze, bądź nie – jak sprzedawca, który nabijał właśnie fajkę, którą, jak podejrzewam, sam wyciął z korzenia wrzośca, albo gruszy. Nie spieszyło mu się zupełnie. Ignorował czas i pozwalał mu biec za turystami, za głodnymi wrażeń dziećmi, za patrolującym teren patrolem policji granicznej, bo przecież granica tuż obok i nikt nie wiedział, czy patrol przybył tu służbowo, czy też pani sierżant chciała zażyć odrobiny intymności pomimo patrolu, z dobrze zbudowanym plutonowym.

Potem spojrzałem w twarz niezbyt czujną. Nie znudzoną, lecz spokojną. Twardą, pełną przeżyć minionych, ale spokojną. Z oczami utkwionymi w odległej przyszłości, pomimo mnie patrzących w przód. Brodate życie pozbawione cekinów. Pryszcz sęka na brodzie zaklejony był metką ceny, więc pytać już nie musiałem. Wysupłałem drobne wprost na wyciągniętą dłoń i poszedłem niosąc własnego diabła.

Skąd miałem wiedzieć, że wrócę tu rok później i powiększę kolekcję o kolejny, żeby w trzecim roku…

Każdy był inny, jakby zawieszenie nowego kalendarza na ścianie domu wymagało od rzeźbiących nowego sznytu. Niczym w modzie żeńskiej zmieniały się modele, ale zasada była jedna i trzymałem się jej wiernie. Nie pytałem, nie prosiłem o pomoc. Patrzyłem na drewno, na twarz i czekałem, aż się do mnie odezwie, aż zaśpiewa w języku dla mnie zrozumiałym, a dopiero wtedy wyjmowałem portfel, żeby adoptować swojego i odchodziłem bez słowa. Że stałem długo nie wyciągając ręki? Stawałem tam, gdzie ludzi było najmniej. Sprzedawca szczęśliwy, że robię tłok pozwalał mi na zadumę, bo każdy wie, że do pustej knajpy goście nie wchodzą, ze strachu, że słabo tam karmią – wolą zatłoczone lokale. Stałem twarzą w twarz ze świeżym szwadronem twarzy czekających na kogoś, kto zdecyduje się na adopcję. Trudny wybór, bo chętnych wielu. Wiatr kręcił w nosie aromatem węgla drzewnego i bejcy, mieszał z olejem smażonych frytek i wilgocią dyszących pod otuliną mchu kamieni leżących nad lustrem wody zmarszczonej, wpatrzonej w niebo i parodiującej ucieczkę baranich stad niebieskich.

Teraz tam nie jeżdżę. Może to błąd, bo przecież na pewno są, a kalendarz znów zmienił swoje imię i nowy rok jest niezawodną wróżbą, że wczoraj odeszło w przeszłość i „lepszy model” panoszy się pośród mgieł dartych wiatrem od wody. Ilu ich mogło już ze mną zamieszkać? Piętnastu? Może dwudziestu? Nie musze nawet okiem rzucać – zmieściliby się. Wszyscy. I przestaliby być bezdomni. Bezpańscy. To grzech przygarnąć kawałek drewna rzeźbiony w opowieść zimową?

8 komentarzy:

  1. Taki kalendarz jedyny w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można to nazwać kalendarzem, albo pamiętnikiem.

      Usuń
  2. Do jednych przemawia sztuka (szeroko pojęta- w różnej formie), do jeszcze innych pieniądze, przyroda czy mniej namacalnie- jakieś dziedziny życia( np.sport, itd.)
    Po części to co zgromadziliśmy jest naszym odbiciem , więc nic dziwnego, że coś nas przyciąga a coś innego nie. Tylko pozostaje do rozgryzienia problem czy poprzez "nabycie" czegoś -uzupełniamy własne braki czy uwydatniamy posiadany zasób? Co jest też całkiem możliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ależ oni wszyscy byli ładni - grzech nie mieć takiego dla siebie.

      Usuń
    2. Ha, myślę, że to podświadome (często nieuświadomione) szukanie obiektu, na który można przelać uczucie...

      Usuń
    3. pluszak do łóżka?

      Usuń
    4. Lepszy chyba jakiś żywy zwierzak,jeżeli już. Może być i świnka morska :), bo przecież nie każdy lubi tzw. martwą naturę.

      Usuń
    5. człowiek też zwierzę... nie każdy lubi spać z nieperfumowanym orangutanem, który kąpał się dwa razy w życiu i to przez przypadek

      Usuń