Obudziłem się z
przeświadczeniem, że coś mnie ominęło. Niepokój rósł, choć pora barbarzyńska,
jednak na dworze służby pielęgnowały osiedlową zieleń, kosząc trawniki. Czyli
jednak! Zimowa wegetacja roślin stała się faktem. I efekt cieplarniany nie jest
jedynie wymysłem nawiedzonych naukowców! Poszedłem sprawdzić. Faktycznie.
Zastępy zbrojne w sprzęt profesjonalny, traktory, kosy spalinowe i detaliczny sprzęt
analogowy – łopaty, grabie i szczotki pruły radośnie i bezkrytycznie, wycinając
coś spod krawężników i żywopłotów, na których wciąż trwał zimowy pokarm dla
ptaków. Obok leszczyn, które tylko największy optymista gotów nazwać drzewem
obudziły się srebrzyste klony i na potęgę kwitną wiśniowym ogniem, aby ocieplić
szaro-betonową otchłań czymś pełnym życia. Starsze panie toczą w dłoniach kule
pomarańczowe, albo cytrynowe i chyba grzeją ręce, albo wspominają czasy słodsze
i bardziej przychylne ich kobiecym ciałom. Ktoś biegnie, jakby chciał dogonić
przyszłość, psy abordażem zdobywają przyczółki na pniach drzew i znaczą je
własnym ciepłem, kolonizując wszystko, co w zasięgu wzroku. Wiatr lepi do
chodników paprochy porwane gdzieś daleko i usiłuje siłą nauczyć je miłości do
tutejszej ziemi.
Ja też poszedłem sprawdzić. U mnie zero globalnoociepleniowych zjawisk... Jeśli nie liczyć parasola zapomnianego przez kogoś na przystanku.
OdpowiedzUsuńczyli zjawisko (na razie) lokalne.
UsuńU mnie również zero ciepła i brak słońca. Nie dość, że wieje lodowato, to co jakiś czas zacina deszczem, a chmury ołowiane zasnuły pole widzenia na przedwiośnie.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
widać wiatr musi zimę wydmuchać. wypchnąć za morze.
Usuń